Fuzja zespołów to popularny zwyczaj w polskiej piłce. Amica i Lech, Groclin i Polonia - to tylko niektóre przykłady. Jednak czy możliwe jest połączenie dwóch wrogich sobie drużyn? Zbigniew Boniek w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" rzucił pomysł połączenia Widzewa i ŁKS. Popierają go byli piłkarze obu ekip, jednak sceptycznie do takiego rozwiązania podchodzą przedstawiciele obu klubów i kibice.
Spójrzmy na aktualną tabelę Ekstraklasy. ŁKS jest przedostatni, w 18 meczach zdobył raptem 15 punktów, przy 12 bramkach strzelonych, stracił aż 36. Widzew jest nieco lepszy - 9 miejsce i 25 punktów. Dla obu łodzkich klubów sukcesem na koniec sezonu będzie utrzymanie.
Ktoś powie - oba zespoły nie mają wysokich budżetów, więc to normalne, że nie mają łatwo w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale za są bardzo utytułowane, Widzew to ostatni polski reprezentant w Lidze Mistrzów, ŁKS na przełomie wieków walczył dzielnie w eliminacjach z samym Manchesterem United i był bliski wyeliminowania słynnego rywala.
Sytuacja jest nieciekawa
Ale dziś obu zespołom ekipom daleko do podobnych osiagnięć. Dlatego Boniek w "Gazecie Wyborczej" sprawę stawia jasno. - Albo w Łodzi będzie jedna drużyna piłkarska, albo ŁKS i Widzew skończą w trzeciej czy czwartej lidze. Obecnie oba kluby wegetują. Jedynym wyjściem jest połączenie ich i stworzenie jednego, ale silnego. Zdolnego grać o mistrzostwo Polski i Ligę Mistrzów To nie likwidacja ale połączenie dwóch historii - tłumaczy Boniek. Fuzja tych klubów nie będzie jednak taka prosta.
Boniek zaproponował stworzenie jednej drużyny FC Łódź czym wywołał szeroką debatę w środowisku piłkarskim. - Od 20 lat marzę by w Łodzi powstał jeden klub. Tego miasta nie stać na dwa stadiony, powinien istnieć w zamian jeden, ale duży - twierdzi Jan Tomaszewski, wielki zwolennik złączenia obu ekip, Były bramkarz reprezentacji Polski i ŁKS zwraca uwagę, że od wielu lat żadna łódzka drużyna nie wybiła się na arenie międzynarodowej. - A to dziś nobilituje kluby i przede wszystkim samo otoczenie. Proszę spojrzeć na Porto, kto by słyszał o tym mieście, gdyby nie sukcesy tamtejszej ekipy w europejskich rozgrywkach? Fuzja opłaca się i sportowo i marketingowo - przekonuje Tomaszewski.
Zastanówmy się nad tym czy Boniek ma rację i na ile ta propozycja jest możliwa do zrealizowania. Sport zawsze sprzyjał promocji miasta. Łódz jako jedno z niewielu obok Krakowa i Warszawy może obecnie pochwalić się 2 przedstawicielami w Ekstraklasie. Ale z ich poziomiem sportowym, nie mówiąc już o finansowym, nie jest najlepiej.
Jeden solidny albo dwa słabe
Widzew nie ma pieniędzy na wielkie transfery, ŁKS zaś tonie w długach. Dla miasta powstanie jednej drużyny również byłoby opłacalne pod względem ekonomicznym. Tym, którym brakowałoby corocznych derbów Łodzi, warto przypomnieć smutną prawdę - nie dość, że derbowe spotkania rzadko stoją na wysokim poziomie, to ponadto kto będzie chciał je oglądać w niższych ligach? Bońkowi trzeba przyznać rację - o największych sukcesach obu klubów mało już kto pamięta. Trzeba żyć przyszłością, która dla obu nie jest zbyt różowa. Skoro dziś na Widzew średnio przychodzi około 5000 widzów, a na ŁKS dwa razy mniej, to ich pojedynek np w 15. kolejce piłkarskiej drugiej lub trzeciej ligi nie przyciągnie wielu fanów. Nie mówiąc już o sponsorach.
Od stycznia 2012 roku trwa zbieranie pieniędzy na pomoc dla przeżywającego problemy finansowe klubu z al. Unii. Powstało specjalne konto "Ratujmy ŁKS", a poprzedni szefowie klubu twierdzą, że do ukończenia rozgrywek brakuje 2 mln zł. Niewiele lepiej jest w przypadku Widzewa.
Gdy już spłaci długi, brakuje mu na transfery. Działacze Widzewa nie szastają pieniędzmi na wzmocnienia.
- Będziemy poszukiwać przede wszystkich młodych zawodników, którzy mogliby się rozwijać w Widzewie i w przyszłości zasilić pierwszą drużynę. Takich transferów przede wszystkim należy się spodziewać tego lata - podkreślał w czerwcu zeszłego roku Mateusz Cacek, wiceprezes RTS Widzew Łódź SA.
Sceptyczne władze klubów
Patrząć na kondycję finansową obu ekip, fuzja wydaje się dobrym rozwiązaniem. Nie ma się co oszukiwać, w dzisiejszych czasach bez pieniędzy nie da się zbudować solidnej drużyny. Podobnego zdania jest Tomasz Zimoch, dziennikarz sportowy urodzony w Łodzi. - Ta propozycja to może jedyne rozsądne wyjście w polskich realiach choćby ze względów ekonomicznych. Miasto nie jest bowiem w stanie utrzymać 2 klubów. Ich połączenie nie gwarantuje drużyny na miarę Ligi Mistrzów, ale to szansa by łódzka piłka wyszła z kryzysu.
Bardziej sceptycznie na pomysł Bońka zapatrują się władze obu klubów. - Prezes zarządu oznajmił, że tego typu przedsięwzięcie nie mieście się w zakresie kompetencji zarządu - powiedział rzecznik prasowy Widzewa. - Nie będziemy tego komentować. W oświadczeniu prezesa jasno czytamy, że nie jest to decyzja na poziomie zarządu - dodał rzecznik. Jego odpowiednik w Łódzkim Klubie Sportowym również nie był skłonny do komentarzy. - Daleko jest do realizacji takiego pomysłu - stwierdził.
Jeszcze trudniej będzie przekonać fanów obu drużyn - Taka inicjatywa rozbija się o łódzkie antagonizmy kibiców. Dlatego na dzień dzisiejszy fuzja wydaje się niemożliwa. Byłem blisko łodzkiej piłki i wiem, jaką nienawiścia pałają do siebie sympatycy obu ekip - mówi Młynarczyk.
Tomaszewski przekonuje zaś, że nie można sugerować się opinią kibiców. - To nie oni rządzą klubami. Byłbym gotów ich wysłuchać, gdyby przyprowadzili szejków, którzy zaczęliby finansować oba zespoły. Ale tak nie jest, a czasy się zmieniają. Kiedyś zakłady pracy sponsorowały Widzew i ŁKS, ale to było kiedyś - zaznacza poseł.
Niechętni kibice
Młynarczyk ma jednak nadzieję, że gdyby powstał wspólny klub, kibice by się do niego przekonali. - Może gdyby władza postawiła na swoim i powstałby jeden zespół, to spotkałoby się to z większym zrozumieniem. Samorządowcy z Łodzi nie są jednak przekonani do fuzji, mimo że znają problemy finansowe i organizacyjne obu klubów.
Fani Widzewa negatywnie skomentowali pomysł połączenia ich klubu z lokalnym rywalem. - Zwracamy się z prośbą o zaniechanie realizacji działań mających na celu niszczenie świadomości łodzian "chwytliwymi" pomysłami dotyczącymi rozwoju sportu w Łodzi. Jesteśmy dumni z tego, że jesteśmy łodzianami i widzewiakami. Historia naszego miasta, tradycje naszego klubu jednoznacznie wskazują nam drogę jaką powinniśmy podążać - napisali fani zrzeszeni w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Kibiców "Tylko Widzew w liście otwartym do redakcji "Gazety Wyborczej".
Koszulka Mysony
Nienawiść kibiców ŁKS do ekipy z al. Piłsudskiego jest także znana. - Nie będę zaprzeczał, że miałem na sobie taką koszulkę. Po meczu jeden z kibiców poprosił, żebym ją założył. Nie zauważyłem nawet tego napisu - tak tłumaczył się kiedyś były piłkarz ŁKS, Arkadiusz Mysona, który po wygranych derbach Łodzi, chodził po murawie w koszulce z napisem ""Śmierć żydzewskiej ku**ie".
Pytanie zatem czy sympatycy obu drużyn zaakceptowaliby fuzję. Ci "najzagorzalsi" zapewnie nie. Ale większość kibiców nie jest aż tak emocjonalnie zaangażowana w rywalizację obu drużyn. Ponadto skoro frekwencja na stadionach nie jest zbyt wysoka, być możę wiele osób nie przychodzi, bo nie ma ochoty słuchać wulgarnych okrzyków. Odstasza ich także słaby poziom sportowy łódzkich zespołów.
Zimoch zastanawia się tylko jak przezwyciężyć animozje między obiema grupami kibiców. - Pytanie jak pogodzić historycznie i społecznie zwaśnione strony. Myślę, że jeśli jakiś wielki autorytet wsparłby Bońka w tym pomyślę, to większa byłaby szansa na jego realizację.
Historia polskiej piłki nożnej jest pełna fuzji klubów, większość jednak nie wypaliła. W Bydgoszczy próbowano połączyć Chemik z Zawiszą, w Gdańsku Lechię i Polonię, a w Bytomiu Polonię i Szombierki. Żadno z tych przedsięwzięć nie przetrwało zbyt długo.
Sukcesem okazały się tylko ostatnie klubowe fuzje na poziomie ekstraklasy - Lecha Poznań z Amicą Wronki oraz Polonii Warszawa z Groclinem Dyskobolią Grodziskiem Wielkopolskim. Dzisiejszy Lech i Polonia to ścisła ligowa czołówka.
Jednak między kibicami tych drużyn nie było aż takich animozji. Połączenie ŁKS-u i Widzewa wydaje się równie mało prawdopodobne jak Legii Warszawa i Polonii czy Wisły Kraków i Cracovi. Tylko ze w przypadku łódzkich klubów mogłoby się okazać zbawienne pod względem tak sportowym jak i finansowym.