Czy Czarny Protest to tylko fanaberia wielkomiejskiej, lewicowej młodzieży? Tej samej, która na co dzień popija latte na sojowym mleku w modnych kawiarniach? Postanowiliśmy sprawdzić, jak wyglądał Czarny Poniedziałek w zdecydowanie mniejszym mieście - Żyrardowie.
Dlaczego wybraliśmy Żyrardów? Bo to właśnie tu w 1883 doszło do pierwszego strajku w Królestwie Polskim. Nie w Warszawie, Gdańsku, czy we Wrocławiu, a właśnie w Żyrardowie kobiety postanowiły walczyć o swoje prawa. Wówczas domagały się chleba, pracy i godnych warunków życia. Czy dziś mieszkanki tego miasta również są gotowe walczyć, tak jak w czasie słynnego Strajku Szpularek?
Błędne założenia
Pierwsze kroki skierowaliśmy właśnie w stronę osady fabrycznej. Szybko okazało się, że pracujące tu kobiety przyszły do pracy i nie wzięły udziału w Czarnym Proteście. – To sprawa młodych, one niech strajkują – usłyszeliśmy od pracownicy Zakładów Lniarskich. Ruszyliśmy zatem w stronę Centrum.
Tu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Muszę przyznać, że jechaliśmy do Żyrardowa z pewnym nastawieniem. Może nie z tezą, ale jednak z przekonaniem, że poza wielkimi miastami, polskie kobiety raczej nie dołączą do protestu, a przynajmniej nie w tak zauważalnej skali, jak w większych miastach. Choćby dlatego, że poza bogatą Warszawą Polki mają zdecydowanie więcej na głowie - tu żyje się po prostu trudniej. Bardzo się pomyliliśmy.
ZOBACZ MATERIAŁ WIDEO Z ŻYRARDOWA
Już pierwsze napotkane przez nas kobiety były ubrane na czarno. Nie wszystkie, ale śmiało mogę przyznać, że większość. Młode, w średnim wieku, ale i te, dla których ważniejsze mogłyby być darmowe leki obiecane przez PiS niż sprawy aborcji. Ważniejsze jednak okazało się to, że i one mają córki i wnuczki.
Aborcja dzieli kobiety
Trafiliśmy na tylko jeden zamknięty sklep, ale i tu nie byliśmy w stanie stwierdzić, czy powodem był Czarny Protest. Za to sklep rybny w centrum Żyrardowa był otwarty. Jego właścicielka przyznała, że nie mogła go zamknąć, bo nie ma nikogo na zastępstwo. Dobrze wiedziała, o co toczy się walka i potrafiła jasno wskazać rację obu stron aborcyjnego konfliktu. – Popieram Czarny Protest – podsumowała.
– Jestem przeciwna – usłyszeliśmy zaś w sklepie kilkadziesiąt metrów dalej. – Jestem osobą wierzącą i nie popieram Czarnego Protestu – powiedziała ekspedientka, wyraźnie zniesmaczona naszym pytaniem. Takich kobiet w Żyrardowie spotkaliśmy zdecydowanie więcej. Wiele z nich opowiadało się za całkowitym zakazem aborcji.
Najbardziej zadziwiające było jednak spotkanie ze starszą kobietą, która zrzucała winę za niechciane ciąże na młode kobiety. Jej zdaniem, porządnych dziewczyn nie spotykają takie rzeczy, a osoba z dobrego domu nie pójdzie z nikim do łóżka po kieliszku wódki. A co z tymi, które są gwałcone choćby w drodze z dworca do domu? Zdaniem naszej rozmówczyni, wystarczy je odprowadzać i sprawa załatwiona. – Młodzi mają dziś za dobrze – powiedziała.
Mieszkanki Żyrardowa nie zawiodły. I wcale nie mam na myśli tego, że wzięły udział w proteście, bo z tym bywało różnie. Ale sukces Czarnego Protestu mierzy się dziś nie tylko w liczbie kobiet ubranych na czarno. Ważne jest to, że wszystkie napotkane przez nas mieszkanki Żyrardowa wiedziały o proteście. A to już dużo, bo właśnie dyskusja w społeczeństwie może powstrzymać polityków przed ingerowaniem zarówno w nasze organizmy, jak i sumienia.