Są samochody, którymi każdy facet chce się przejechać . Na ogół są luksusowe, szybkie i sportowe. Gdy do naszej redakcji trafił Rolls-Royce Wraith, każdy chciał przynajmniej zajrzeć do środka. Podobnie było w przypadku hybrydowego BMW i8, które jednak bardziej przypomina Ferrari niż ikonę aut hybrydowych – Toyotę Prius. Ale gdy dostaliśmy zaproszenie na jazdy testowe nowym Hyundaiem Ioniq, emocje nie rozniosły nam budynku. Słusznie?
I tak, i nie. Jeśli ktoś decyduje się na nauto hybrydowe, nie robi tego ze względu na osiągi. Samochody służą nie tylko do przemieszczania, ale również do wyrażania siebie. Kierowca, który wybiera hybrydę pokazuje moim zdaniem kilka rzeczy:
a) Że jest osobą bardzo świadomą i dba o środowisko (przynajmniej symbolicznie)
b) Ważne są dla niego nowoczesne, ekonomiczne rozwiązania, a nie rwanie asfaltu i zawrotne prędkości
c) Że nie traktuje auta jako sposobu na zwiększenie swojego ego
Nowy Hyundai o dziwnej nazwie "Ioniq" (czyt. ajonik) spełnia wymagania takiego kierowcy równie dobrze, co poczciwa Toyota Prius. Wspominam o niej po raz kolejny, bo było to pierwsze skojarzenie, które pojawiło się w mojej głowie po spojrzeniu na nowe dziecko koreańskiego producenta. Być może designerzy nie będą z takich porównań zadowoleni, ale moim zdaniem, nie da się od nich uciec. I nie ma takiej potrzeby, bo należy uczyć się od najlepszych, a Hyundai po raz kolejny pokazał, że trzeba się z nim liczyć w każdym segmencie.
O tym, że warto sięgać do korzeni wie również Honda, która kształty Priusa wykorzystała hybrydowym modelu Insight. Wówczas także pojawiło się wiele porównań (moim zdaniem ciekawiej wypadała w nich Honda!).
Przynajmniej klient na pierwszy rzut oka wie, z czym ma do czynienia. W Hyundaiu nie ma miejsca na przypadek. Nawet kołpaki zostały przygotowane w taki sposób, aby zmniejszać opory powietrza. Nie tylko bryła, ale i typowo hybrydowe, niebieskie dodatki sprawiają, że ani na chwilę nie zapomina się, że to hybryda. Zapomina się natomiast, że to... Hyundai.
Kierowcy wciąż mają głowy pełne stereotypów (a raczej obrazów z przeszłości) jeśli chodzi o jakość wykonania i estetykę tej marki. Dziś można powiedzieć, że "to dawno i nieprawda". Jest ładnie, praktycznie i zgodnie z obowiązującymi trendami. Dla mnie może jedynie "szarość" części plastików jest zbyt jasna. Osobiście wolę ciemniejsze, ale to rzecz gustu. Zaskakujące, nie pasujące do filozofii auta wdały mi się również aluminiowe nakładki na pedały. Nie ma sensu robić z hybrydy auta pseudo-sportowego.
Hyundai Ioniq to pierwszy na świecie model, który będzie oferowany z trzema różnymi napędami do wyboru: całkowicie elektrycznym, jako hybryda z możliwością ładowania z gniazdka (PHEV) oraz jako hybryda spalinowo-elektryczna. W salonach pierwsza pojawiła się hybryda, która jest ekonomiczna nie tylko w mieście. Potrafi jechać bez korzystania z jednostki spalinowej nawet 120 km/h. Odzyskuje on energię kinetyczną podczas hamowania i ładuje dzięki niej baterie.
Pod maską znajdziemy jednostkę o pojemności 1.6 GDI Kappa oraz silnik elektryczny o mocy 32 kW (43,5 KM) zasilany zaawansowanymi akumulatorami litowo-jonowymi. Łącznie te dwa silniki generują 141 KM.
Wrażenia z jazdy są bardzo dobre. To auto przeznaczone do taniego i wygodnego podróżowania. Komfortowa pozycja za kierownicą i niskie spalanie to z pewnością jedna z największych zalet tego auta. Na uwagę zasługują również właściwości jezdne i precyzyjny układ kierowniczy.
Auto bardzo dobrze zachowuje się na nierównościach. Prowadzi się bardzo dobrze między innymi dzięki nisko położonemu środkowi ciężkości (niżej niż w Golfie GTI). Wszystko przez to, że akumulatory są umiejscowione pod tylna kanapą pasażera. Można odnieść wrażenie, że szoruje się tylną częścią ciała po asfalcie.
Wielu kierowców wciąż ma opory przed autami hybrydowymi głównie z powodu baterii, a konkretnie konieczności ich wymiany. Hyundai daje gwarancję na akumulatory aż na 8 lat (tyle samo, co w Priusie) lub dystans 200 tys. km. IONIQ w podstawowej wersji Business kosztuje 99 900 zł.