Na liście wrogów Antoniego Macierewicza płk rez. Adam Mazguła musi zajmować pierwsze miejsce. Czołową lokatę z pewnością ma też na czarnej liście całej ekipy "dobrej zmiany". Bo publicznie powątpiewa, czy wiceprezes PiS to polski patriota. Głośno mówi w imieniu żołnierzy, którzy mają dość upolitycznienia i klerykalizacji armii. I staje w pierwszym szeregu opozycyjnych demonstracji. – Nawet, gdyby spotkało mnie za to coś złego, będę wiedział, że to, co robiłem, było warto robić – mówi w rozmowie z naTemat.
Zapytał Pan, jakiego państwa patriotą jest Antoni Macierewicz. Naprawdę ma Pan podejrzenia, iż nie chodzi o Polskę?
Płk rez. Adam Mazguła: Specjalnie zdałem to pytanie prowokacyjnie. I nie chcę dawać odpowiedzi. Ją powinni chcieć odnaleźć w wojsku, w samym MON. Powinny jej poszukać służby specjalne. A także partia rządząca i ci wszyscy, którzy na Prawo i Sprawiedliwość głosowali.
Które z działań Antoniego Macierewicza powinny najbardziej niepokoić?
Przede wszystkim bardzo niepokoi mnie on sam. Boję się tego, że szefem MON jest obecnie człowiek, który zrobił karierę na likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych i na zdobytych przy tej okazji materiałach, którymi teraz zastrasza konkurencję w swojej partii i przeciwników politycznych.
Bardzo niepokoi mnie również to, co Antoni Macierewicz robi ze sprawą katastrofy smoleńskiej. To wszystko nie pozwala brać go za człowieka myślącego normalnie. Tak mówiliby o każdej innej osobie, do której nie trafiają naprawdę podstawowe fakty. W przypadku Antoniego Macierewicza i jego poglądów na wydarzenia w Smoleńsku jest z jakiegoś powodu inaczej.
Czy jednak żołnierz - nawet w stanie spoczynku - powinien tak ostro recenzować pracę ministra obrony?
A kto ma to robić?! Wielokrotnie już apelowałem do różnych osób i środowisk, by wykazali się patriotyzmem w tej sprawie. Prosiłem o to tak prezydenta, jak i członków tych wszystkich grup paramilitarnych, które cieszą się teraz takim uznaniem ministra obrony narodowej. I nikt nie chciał zabrać głosu. Podobnie było z mediami, które teraz może i uważniej patrzą Antoniemu Macierewiczowi na ręce, ale na początku podchodziły do tego z dystansem.
Zatem, kto ma zabierać głos, jak nie żołnierze? Przecież nie zrobią tego cywile, którzy gdzieś tam cicho siedzą za biurkami i nie zdają sobie sprawy z tego, co się naprawdę dzieje. I tak bardzo mocno dziwię się, że tej krytyki ze strony wojska brakuje. Bo gdzie podziali się generałowie, choćby ci w stanie spoczynku? Dlaczego tylu ludzi milczy? Jaki mają w tym interes?
Kim jest płk rez. Adam Mazguła?
Absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Rembertowie, Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Opolskiego i podyplomowych studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Służył na różnego szczebla stanowiskach dowódczych. W latach 2003-2004 był szefem Grupy Wsparcia Rządu w irackiej prowincji Babilon. Odpowiadał tam za odtworzenie administracji publicznej, systemu bezpieczeństwa i rządów prawa po upadku reżimu Saddama Husajna. W tej roli kładł szczególny nacisk na rozbicie procederu wykorzystywania irackich kobiet i dzieci. Zainicjował powołanie w Iraku organizacji odpowiedzialnych za działania na rzecz praw człowieka i praw kobiet.
Czy wśród wojskowych, którzy pozostają w służbie czynnej nastroje są podobne do tych, które Pan prezentuje?
Odebrałem już bardzo wiele takich sygnałów. Dlatego traktują swoją obecną aktywność jako pracę także w imieniu tych, którzy nie mogą mówić otwarcie ze względu na fakt, iż są w służbie czynnej. Szczególnie w imieniu młodszego pokolenia wojskowych, które nie może już znieść tego ciągłego poniżania armii i robienia sobie żartów z jej modernizacji. Proszę mi wierzyć, ludzie w wojsku mają tego wszystkiego serdecznie dość.
Wielu przeciwników obecnej władzy marzy, by to wojsko stanęło w obronie konstytucji, na straży której stać przysięgał każdy żołnierz. To realny w Polsce scenariusz?
To się może kiedyś zdarzyć... Jednak na pewno nie w tej chwili. Musimy pamiętać, że tzw. "dobra zmiana" jest niestety wyborem podjętym demokratycznie. I to całkiem niedawno. W związku z tym, wojsko nie może występować przeciwko demokratycznie wybranym władzom. Na razie pozostaje więc czekać.
Jak jednak już wcześniej apelowałem, nie może być tak, że demokracja wyłania władzę, która ją zniszczy. Obywatele musza być strażnikami demokracji, jeśli podstawowe mechanizmy jej ochrony zawiodą. Jeśli więc w przyszłości zostaną przez władzę przekroczone kolejne granice, w tym głównie te w atakach na konstytucję, może zdarzyć się różnie.
Spójrzmy więc także w drugą stronę. Obrona Terytorialna nazywana jest prywatną armią PiS.. Użycie tych sił w celach politycznych jest możliwe?
Jest to jak najbardziej realny scenariusz. Szczególnie z tego względu, iż te sił nie są związane żadnymi przysięgami, ani żadnymi mechanizmami blokującymi. To w zasadzie luźny związek przeróżnych organizacji paramilitarnych z Antonim Macierewiczem w roli ich zwierzchnika. I proszę zwrócić uwagę, iż on do tego projektu dobrał sobie szczególnie przyjaznych mu ludzi, którzy bezwzględnie zechcę realizować jego rozkazy. Obrona Terytorialna jest istotnym elementem obronności w ogóle, ale sama w sobie nie ma większego znaczenia militarnego. Co innego z jej znaczeniem politycznym.
Często krytykuje Pan nie tylko upolitycznienie armii, ale i rolę jaką odgrywa w niej Kościół.
Księża w armii są niezwykle potrzebni. Jednak mowa tu przede wszystkim o sytuacjach kryzysowych, gdy żołnierz jest ranny, czy umiera. Kapelani są naprawdę bardzo potrzebni w niektórych sytuacjach, ale w roli wsparcia! Powinni spełniać rolę zabezpieczenia w przypadku tego wszystkiego, co żołnierzom jest potrzebne w sferze duchowej.
Nie może być natomiast tak, że Kościół jest jakby zwierzchnikiem dowódców, głównym inspiratorem ich działań. Decyzje, które zapadają w armii powinny być absolutnie wolne od wszelkich tego typu czynników. Ksiądz nie może decydować za dowódcę, co ma się dziać w jednostce.
Wpływ biskupów na Wojsko Polskie naprawdę jest tak znaczący?
Proszę tylko spojrzeć na warstwę symboliczną... Nawet najmniej znaczące imprezy organizowane są z udziałem biskupów. I przy każdej takiej okazji zarówno dowódcy, jak i przedstawiciele władzy klęczą przed kapłanami. Minister obrony narodowej wręcz ostentacyjnie klęka przed każdym napotkanym krzyżem i jest wyjątkowo dumny ze swojej działalności w zakresie współpracy z Kościołem. Nie ma dziś żadnego poszanowania dla konstytucyjnej zasady, iż państwo i Kościół są autonomiczne i wzajemnie niezależne.
Powinniśmy też pamiętać o tym, co oznacza założenie munduru. Mundur to oznaka służby ojczyźnie. Ma on oznaczać właśnie to, że ten, kto go zakłada, stoi na straży konstytucyjnych praw. Po to się go właśnie nosi. A jeśli ktoś chce służyć przede wszystkim Bogu, a nie państwu, to powinien zakładać sutannę. Łączenie jej z mundurem to błąd.
A z takich błędów rodzą się poglądy takie, jak ten, który usłyszałem ostatnio na pewnym spotkaniu z biskupem. Stwierdził on, że "Wojsko Polskie to wojsko chrześcijańskie". Cóż to ma znaczyć?! To znaczy, że nie jest narodowe i nie ma bronić państwa i obywateli, tylko wiarę? Nie zgadzam się na to. Wojsko musi być obrońcą wszystkich obywateli.
Decyduje się Pan na bezpardonową krytykę Antoniego Macierewicza, całej "dobrej zmiany" i Kościoła, który ją namaścił do rządzenia, a tę rozmowę przeprowadzamy na proteście kobiet... Czy nie obawia się Pan, że ktoś zaraz powie, że właśnie z takich ludzi trzeba oczyścić armię?
Jestem na emeryturze, ze mnie jej już nie muszą oczyszczać. Niech mówią i robią, co chcą. Nie boję się ich krytykować także dlatego, że spływa do mnie całą masa podziękowań i zachęty do dalszego działania. Nawet, gdyby spotkało mnie coś złego, co przy tej władzy nie jest nierealną obawą, to będę wiedział, że to, co robiłem, było warto robić.