Przymusowa zsyłka nad morze była elementem wakacyjnego programu rozrywki każdego dziecka, które jednej lub drugiej babci zdarzyło się określać czule jako cherlawe. Pomiędzy załamywaniem rąk nad brakiem odporności i jojczeniem przy każdym kolejnym kichnięciu, prędzej czy później pojawiała się złota rada: „Nad morze byście je wysłali! Jodu się nawdycha, odporniejsze będzie”. Cudowność lotnej mikrocząsteczki plasowała się mniej więcej na poziomie wody z Lichenia, a wiara w to, że wdychana w dużych ilościach zwiększa odporność była tak oczywista, jak to, że herbata z malinami leczy przeziębienie.
Babciom i ciociom w głowach raczej nie mieściło się, że chroniczny kaszel i katar być może biorą się z tego, że ukochany wnuczek zamiast bawić się w wojnę, drewnianym mieczykiem mógłby równie dobrze ciąć gęste od błękitnego papierosowego dymu powietrze. Albo z tego, że w zimie właściwie nie otwierało się okien, „bo zimno naleci”. Wobec takich argumentów nic dziwnego, że jedynym sposobem na „podratowanie zdrowia” była radykalna zmiana klimatu.
Współczesne babcie i ciocie, jeśli chodzi o wydawanie sądów na temat „cherlawości” najmłodszych członków rodziny, są nie mniej bezkompromisowe, ale bywa, że swoje przekonania konsultują (oczywiście w ścisłej tajemnicy) z dr. Google. A ten rzecze na przykład, że palenie szkodzi, a cudowność jodu jest, owszem, naukowo potwierdzona, ale żeby jej zaznać, urlop trzeba byłoby spędzić na konkretnym kilometrze polskiej linii brzegowej, gdzie stężenie rzeczywiście znacząco przewyższa normy. No i przede wszystkim jechać do Ustki czy innego Władysławowa nie w wcześniej niż w listopadzie.
Dzisiaj więc, zamiast organizować wyjazdy do kolejnych „uzdrowisk” (patrz: alarm smogowy dla Zdrojów – Rabki czy Krynicy), najpierw warto zadbać o klimat we własnym mieszkaniu. Zanim zabukujecie turnus, wypróbujcie te metody.
Otwieraj okno
Zbyt proste? Zanim zaczniecie zastanawiać się nad bardziej zaawansowanymi metodami oczyszczania atmosfery, odpowiedzcie sobie na pytanie, jak często otwieracie w domu okna. I choć jakość powietrza w Polsce ogólnie pozostawia wiele do życzenia, „kisząc” je w czterech ścianach nie sprawimy, że stanie się czystsze. Z badań Europejskiej Agencji Środowiska wynika, że wręcz przeciwnie, bo stężenie trujących cząsteczek jest często nawet kilka razy wyższe we wnętrzach niż w otwartej przestrzeni.
Aby dojść do takich wniosków, nie trzeba w sumie chodzić w białym kitlu. Nawet przeciętny posiadacz chłopskiego rozumu od czasu do czasu przecież w mieszkaniu sprząta (chemikalia!) czy imprezuje (dym papierosowy!). Znaczna część z nas posiada meble ze sklejki, ściany okleja syntetycznymi tapetami, a parkiety pokrywa lakierem, co z estetycznego punktu widzenia jest w pełni uzasadnione, ale jednocześnie sprawia, że budujemy sobie w mieszkaniach potencjalne alergenowe bomby. Zdrowiu nie sprzyja również powstała w wyniku „kiszenia” wilgoć.
Otwierając okna, nie wywiejemy wszystkich szkodliwych związków, ale systematyczna wymiana powietrza to konieczność. Specjaliści sugerują, że do pomieszczeń powinno wpadać 30-50 m³ na godzinę, a do kuchni z kuchenką gazową – aż 70 m³ świeżego powietrza w ciągu godziny, co oznacza otwieranie okien na 5-10 minut trzy do pięciu razy dziennie. W lecie – wykonalne. W zimie? Zmarźluchy mogą mieć problem, ale jest też rozwiązanie.
Zamontuj nawiewniki
Z myślą o tych, którzy bardziej niż ognia boją się przeciągów i wywoływanych przez nie katarów, powstały nawiewniki:
Wybór nawiewnika zależy od rodzaju pomieszczenia. Do sypialni i pokojów dziennych nadają się nawiewniki higrosterowalne, czyli takie, które które kontrolują poziom wilgoci w pomieszczeniu i w odniesieniu do niego regulują przepływ powietrza. Tam, gdzie mamy do czynienia z otwartym ogniem – kuchnie z kuchenkami gazowymi, salony z kominkami, łazienki z piecykami – montuje się nawiewniki ciśnieniowe zapewniające wlot stałej, ustalonej indywidualnie, ilości powietrza.
Kup jonizator
„Tylko nie patrz w szybkę, jak jest włączona, bo oślepniesz” – takimi stwierdzeniami w latach 90. usiłowano pozbawić kuchenkę mikrofalową statusu dobra luksusowego dla aspirującej klasy średniej. Czyżby czarny PR producentów piekarników? Nie wiadomo, ale zgodnie z miejskimi legendami, mikrofalówki „promieniowały”, choć tak naprawdę nikt nie wiedział dokładnie czym. Jak jednak w każdej legendzie – jest tu trochę prawdy, która dzisiaj kryje się pod pojęciem „elektrosmogu”.
Urządzenia elektryczne, takie jak telewizory, komputery czy właśnie mikrofalówki wytwarzają jony dodatnie, które przyciągają alergeny i zarodniki grzybów. Sposobem, aby te szkodliwe drobinki nie „latały” w powietrzu, tylko opadały, jest wprowadzenie do otoczenia jonów ujemnych, co gwarantują producenci domowych jonizatorów powietrza.
Częste infekcje dróg oddechowych i powracające przeziębienia mogą wynikać ze zbyt dużej wilgotności powietrza. Jej optymalny poziom w mieszkaniach wynosi 35-50 proc. Jeśli zostanie on przekroczony, na ścianach może pojawić się grzyb lub pleśń.
Nawiewniki montuje się w górnej części okna, dzięki czemu powietrze z zewnątrz nie jest kierowane bezpośrednio na użytkownika i tym samym unika się nieprzyjemnego zjawiska przeciągu, jak w przypadku otwartego okna. Ta metoda wietrzenia ma jeszcze jedną ważną zaletę – nie powoduje nadmiernego wychładzania pomieszczeń, dzięki czemu nie podnosi naszych rachunków za ogrzewanie.