Pieniądze wypłacane w ramach programu „Rodzina 500+” w założeniu miały wspierać rodziny wielodzietne. To było sztandarowe hasło wyborcze PiS i nie da się ukryć, że właśnie obietnicą dodatkowych pięciuset złotych PiS przekupił część wyborców. Sprawdzamy, jak 500+ zmieniło życie rodzin wielodzietnych.
Macie wszyscy po troje dzieci, dostajecie tysiąc złotych co miesiąc. Czy to jest poważny zastrzyk finansowy?
Zosia, nauczycielka: No pewnie, że tak. Oczywiście jakoś radziliśmy sobie wcześniej i bez tych pieniędzy, ale one bardzo nam pomagają. Mogę spokojniej myśleć o koloniach, czy wakacjach dzieci. Świadomość tego, że będzie za co dzieciom buty kupić też jest nie do przecenienia.
Ada, pani domu: Zmieniło się o tyle, że mam tysiaka więcej. Mąż zarabia niemałe pieniądze, nie brakuje nam, dlatego ten tysiąc złotych wpada na konto, z którego mogę sobie sfinansować jakieś ekstra przyjemności. Choć czasem bywa i tak, że te pieniądze idą do wspólnej kasy, z której utrzymujemy się na co dzień.
Eliza, na urlopie wychowawczym: Naprawdę nie wiem, co bym zrobiła bez tych pieniędzy. Budżet domowy i tak trzeszczy, bez tysiąca chyba trzeba by usiąść pod kościołem i błagać o pomoc.
Anna, urzędniczka: Mieć tysiąc i nie mieć tysiąca to już dwa tysiące. Jakoś wiązaliśmy koniec z końcem, teraz wreszcie stać nas na to, żeby nie zalegać z rachunkami i nie jeść tylko najtańszej wędliny.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości na każdym kroku mówią, że te pieniądze z 500+ mają wspierać rodziny i być przeznaczane na dzieci. Jak to jest w Waszym przypadku? Kupiliście sobie nowy samochód? A może wyremontowaliście stary?
Zosia: Na razie nie było takiej sytuacji, założenie jest takie, że pieniądze idą na dzieci. Tysiąc złotych wpływa na konto, do którego dostęp ma mąż i z niego opłacane są wszystkie takie rzeczy ekstra, jak wyjście do kina, czy angielski lub inne dodatkowe zajęcia. A czasem dopada nas proza życia, trzeba wydać na nowe buty dla któregoś dziecka albo zabieg u dentysty.
Ada: Ten tysiak trafia do mnie. Mamy takie założenie z mężem, że to pieniądze, którymi ja mogę dysponować wedle własnego uznania. Nie będę ukrywać, że chętnie przeznaczam je na te rzeczy, które mój mąż uznałby za fanaberie. Stać mnie, żeby sobie pojechać do siostry, albo na fryzjera, albo nowy ciuch. Pieniądze na życie idą z zupełnie innej puli i tysiąc więcej nie był nam potrzebny.
Eliza: A co to znaczy, że wydajemy na dzieci? Czy jak kupię chleb, czy kostkę masła to jest to zakup dla mnie, czy dla dziecka? Te pieniądze pomagają nam żyć.
Anna: Zgadzam się z Elizą. Te pieniądze po prostu trafiają do wspólnej kasy i stamtąd czerpiemy. Wydajemy na życie, a że teraz stać nas na więcej, to co w tym złego? Przecież jak kupię winogrona dla dzieci, to i my trochę skubniemy, to chyba oczywiste.
A co byście zrobili, gdyby jednak okazało się, że nie stać nas na taki program pomocowy i trzeba wstrzymać wypłaty?
Zosia: Wiadomo, że jak ktoś daje i zabiera, to się rozpacza. Trzeba by było wytłumaczyć dzieciom, że nie mogą mieć tego czy tamtego, bo nam się budżet nie spina. Znów pewnie trzeba by liczyć na pomoc dziadków, którzy wcześniej bardzo nas wspierali. I pewnie trzeba by zrezygnować z kilku wydatków w miesiącu.
Ada: Niczego by to nie zmieniło. Osobiście zresztą uważam, że państwa nie stać na taki program i prędzej czy później to wszystko runie.
Eliza: Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Zresztą wydaje mi się, że te głosy o brakujących pieniądzach to tylko taka dezinformacja szerzona przez opozycję. Przecież w wielu krajach są programy wspierania rodzin i jakoś to działa.
Anna: Nikt nie zabierze. Ten program jest, bo wreszcie mamy rząd, który postawił na pomoc społeczną. Nie głosowałam na PiS, ale następnym razem ich wesprę. Bo to rząd, którzy w przeciwieństwie do poprzednich spełnia obietnice.
Czy uważacie, że program „Rodzina 500+” jest ważny, potrzebny?
Zosia: Jak sobie porównam to, co jest we Francji, to mam taką myśl, że tak, bardzo. Przecież tam też bardzo się wspiera rodziny wielodzietne. Oni już od lat wiedzą, że nasze dzieci będą budować w przyszłości społeczeństwo. A żeby wychować, trzeba wydać wcześniej dużo pieniędzy. Tak, to ważny program, tylko czar pryska, gdy pojawia się taka myśl w głowie, czy na pewno nas na to stać.
Ada: Program byłby fajny, jakby nas było na to stać. Przyznaję, że czasem pojawia się taka myśl, że jak naściągają wszystkich podatków, to może rzeczywiście wystarczy dla wszystkich rodzin wielodzietnych. Ale boję się, że to zawali się z hukiem już niedługo. To, co się dzieje w gospodarce, to jakaś masakra. Mąż pracuje w budownictwie i zewsząd słychać o braku inwestycji. Moim zdaniem te 500+ to nic innego jak chamskie rozdawnictwo, a ja jestem zwolennikiem oszczędzania, a nie wydawania.
Eliza: Ja nawet nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, żeby się nie denerwować. Jak Pan może pytać? Oczywiście, że ważny i potrzebny. Wyrównuje szanse. Dzięki temu moje dzieci już nie muszą się wstydzić na tle rówieśników. Nie jesteśmy bogaci, ale już nie jesteśmy tacy biedni.
Anna: Ten program jest bardzo ważny. Pierwszy rząd, który jest blisko obywateli i wie, jak im można pomóc. Poprzednie tylko obiecywały, a ten pracuje dla ludzi.
Wielu osób jednak program nie objął, choć może też powinien. PiS w kampanii obiecywał 500 zł na każde dziecko, w efekcie wypłaca na każde drugie i następne. Jak patrzą na was sąsiedzi z jednym dzieckiem?
Zosia: Ja czasem czuję się zażenowana żartami na mój temat. Z tym, że w moim przypadku to jeszcze nic. Mam koleżankę ze studiów, ona ma piątkę. Ledwie zdąży wrócić do pracy i bach, jest w ciąży, potem poród, urlop. Skarżyła mi się, że ludzie nie raz jej dokuczali. Wytykają ją palcami i mówią, że dzieci tylko po to narobili, żeby żyć za państwowe pieniądze. Ja się czuję zażenowana, ale ona mówi wręcz o napiętnowaniu.
Ada: Mam w rodzinie młode małżeństwo, mają tylko jedno dziecko. I kredyt we frankach, a na dziecko nie dostają nawet grosza. Obok nich jesteśmy my, którzy dostajemy tysiaka, To nie koniec, jako rodzina z trójką dzieci mieliśmy szansę oddać dziecko do żłobka. Oni nie mogli, są na sześćsetnym miejscu na liście oczekujących. Moralnie miałam wielki problem, czy brać te pieniądze. Patrzę na kuzynkę, która chciałaby wrócić do pracy, ale nie może.
Eliza: Jest wiele zawiści, to oczywiste. Ale uważam, że zawsze tak było i będzie, nie ma co się oglądać na tych, którzy wytykają palcami. Ja zazdroszczę tym, których stać na wakacje z dziećmi w ciepłych krajach, ktoś będzie zazdrościł mi tysiąca złotych na dzieci. To normalne.
Anna: Pamiętam, jak wszyscy dookoła mówili mi, że nic z tego nie będzie. Że wygrała partia oszustów, którzy tylko próbują kupić nasze głosy, bo przecież budżetu nie stać na to 500+. Pewnie, jest mi przykro, że to tylko tysiąc złotych, a nie 1500 jak mówili przed wyborami, ale i tak się cieszę. Czy mi zazdroszczą? Nie wiem, o tym nie rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że nie, nie chciałabym tego, żeby z powodu pieniędzy ktoś się od nas odsuwał.
Czy obietnica 500 zł na każde dziecko miała znaczenie, gdy stałyście nad urną wyborczą?
Zosia: Prawdę mówiąc obraziłam się na polityków. Ja się nie odnajduję w żadnej grupie wyborczej, jestem gdzieś pomiędzy. Nie byłam i nie jestem za PO. Jeśli chodzi o to szanowanie tradycji, to może z uwagi na harcerstwo bliżej mi do PiS, ale politycznie jest mi z nimi bardzo nie po drodze.
Ada: Absolutnie nie. Uważam, że Polski nie stać na taki duży socjal.
Eliza: Głosowałam na Platformę Obywatelską, choć to niczego nie zmienia. Przecież pod koniec kampanii PO włączyła hasło o tysiącu na dziecko. Dziś chyba cieszę się, że wygrało PiS. Jestem przekonana, że PO wycofałoby się z obietnic po wygranej, albo byłoby to jeszcze bardziej okrojone w formie niż jest teraz. Przeszarżowali. PiS obiecało 500 zł na każde dziecko, ale przynajmniej płacą od tego drugiego i na każde następne.
Anna: Ja nie głosowałam na Prawo i Sprawiedliwość, ale bardzo się cieszę, że udało im się stworzyć rząd większościowy. Dzięki temu mogą realizować obietnice z kampanii. Trudno powiedzieć, że poszłam głosować za pieniędzmi, nie wiem jak inni.
Jak myślicie, czy za trzy lata ludzie będą głosować na tych, którzy obiecają więcej kasy na każde dziecko?
Zosia: Chyba nie. Jasne, że jak tak sobie teraz pomyślę o tysiącu na dziecko, to czemu nie? Myślę jednak, że pojawi się refleksja, że nas na to nie stać. Już teraz słyszałam, że zaczyna brakować, jak podniosą kwoty, to będzie naprawdę źle.
Ada: Obawiam się, że Polacy pójdą za tym, kto da więcej.
Eliza: Mówi się, że nas nie stać na ten program, ale jakoś spinają te wydatki i państwo nie bankrutuje. Okazuje się, że można tak dysponować środkami z budżetu, żeby pomóc wielodzietnym rodzinom. Pierwszy rząd, który zrobił coś takiego i mam nadzieję, że nie ostatni. Myślę, że ludzie to doceniają i przy najbliższych wyborach też będą głosować na PiS.
Anna: Nie wiem, jak zagłosują Polacy, mogę mówić tylko za siebie. Przypuszczam, że ci, którzy dali się kupić, za trzy lata też będą podatni na sugestie polityków i pójdą za tym, kto da więcej. Oby tylko zachować rozsądek. Wiadomo, że budżet z gumy nie jest, i jak ktoś obieca gruszki na wierzbie to albo będą to tylko puste obietnice, albo gwóźdź do trumny naszej gospodarki.