Nominacje do Fryderyków 2012 ogłoszone. Problem w tym, że najważniejsze nagrody polskiej branży muzycznej zamiast elektryzować media i fanów, ujawniają jej największe słabości. Czy są jeszcze komukolwiek potrzebne?
Siedem nominacji dla Julii Marcell i Ani Rusowicz, sześć dla Kasi Nosowskiej i rekordowa ilość zgłoszeń. Trochę nowych twarzy, wielu starych wyjadaczy, długa lista kuriozalnych nominacji i rosnąca liczba kategorii. Ubiegły rok musiał być dla branży wyjątkowo udany, wśród zgłoszonych propozycji znalazło się 112 albumów z muzyką poważną, 58 płyt jazzowych i 283 z muzyką rozrywkową, do tego 188 singli i 167 teledysków. Wśród zgłoszonych artystów znalazło się aż 90 debiutantów, dwukrotnie więcej niż rok temu. Od jutra członkowie Akademii Fonograficznej będą typować zwycięzców. Tylko czy, poza nominowanymi do Fryderyków, ktoś właściwie czeka na ich rozdanie?
Przez wiele lat organizatorzy Fryderyków robili wszystko, by impreza, pomyślana jako polskie Grammy, była traktowana w najlepszym wypadku z przymrużeniem oka. Wśród członków liczącej dziś już prawie półtora tysiąca członków Akademii Fonograficznej od samego początku spierały się interesy wydawców, ambicje dziennikarzy i sympatie samych artystów. Problemem były też często zmieniające się i niezrozumiałe kategorie. Arka Noego triumfowała w kategorii pop w tym samym czasie, w którym Beata Kozidrak i Bajm dostawali nagrodę za płytę rockową. W 2001 roku o miano najlepszego wokalisty walczyli Krzysztof Krawczyk, Czesław Niemen, Artur Rojek, Muniek Staszczyk i Ryszard Rynkowski, który powracał akurat z przebojem „Dziewczyny lubią brąz” i to właśnie dzięki niemu nie dał szans konkurencji. Nagroda w kategorii „nowa twarz fonografii” trafiła do zespołu Blue Cafe.
Z nowymi twarzami Akademia od dawna ma spory problem. Przez kilkanaście lat istnienia nagroda nie pomogła w karierze ani jednemu artyście. Nie było spektakularnych odkryć ani nawet wielkich skandali. Większość niezrozumiałych nominacji przyjmowano wzruszeniem ramion.
Polskie Grammy wydawały się ciekawym pomysłem w połowie lat 90., kiedy spieszyliśmy się do cywilizowanego Zachodu tak bardzo, że wszystko co wzorowane na kulturze amerykańskiej, przyjmowano u nas z entuzjazmem. Od początku miało być światowo i z pompą.
Początki były zresztą obiecujące. Utworzona w 1995 roku nagroda całkiem przypadkiem trafiła w jedyny po upadku PRL moment, w którym o polskiej muzyce rozrywkowej można było mówić w kategoriach sukcesu. W połowie lat 90. debiutowało pokolenie wolne od kontekstu politycznego, artyści, którzy mogli być na bieżąco ze światowymi trendami w muzyce pop.
W pierwszej edycji nominowano Edytę Bartosiewicz, Edytę Górniak, Kasię Kowalską, Anitę Lipnicką i Kasię Nosowską. Nosowska do dziś pozostaje jedną z kilku najciekawszych polskich artystek, Anita Lipnicka, choć na uboczu, nagrała bardzo udane albumy z Johnem Porterem. Statuetkę dla najlepszej wokalistki przyznano wtedy Edycie Bartosiewicz, za najlepszy zespół uznano Hey, najlepszą debiutantką została Kasia Kowalska.
W kolejnych latach odkryć było coraz mniej, zauważono Kayah i Justynę Steczkowską, Andrzeja Piasecznego i Grzegorza Turnaua. Nagradzano Myslovitz, O.N.A., Reni Jusis, ale ciekawych zjawisk było coraz mniej. Rosła za to liczba artystów, którzy, nieważne co i jak nagrają, znajdują się przynajmniej na liście nominowanych. Rosła też liczba kategorii, dzięki czemu nagrodzonych było coraz więcej, ale prestiż Fryderyków spadał.
Od kilku lat nagrody próbuje reanimować Wojciech Trzciński, właściciel wydawnictwa „Muza” i twórca warszawskiej Fabryki Trzciny. Trzciński chciał przenieść galę rozdania Fryderyków do Łodzi, ale miasto nie zdecydowało się wydawać prawie miliona złotych na jej organizację. Impreza zostaje więc w Warszawie.
W tym roku w gronie najciekawszych grup znalazły się Coma, Zakopower, Poluzjanci, Myslovitz i Luxtorpeda. Zespół Piotra Roguckiego od dawna utrzymuje wysoką formę, choć do poziomu z fantastycznej płyty „Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków” wciąż nie może się zbliżyć. Najlepsze czasy Myslovitz minęły wraz z płytą „Corova Milky Bar”. Luxtorpeda (nominowany także w kategorii „debiut roku”) to nowy projekt znanego z Acid Drinkers i Arki Noego Roberta Friedricha. Kandydatury Zakopower i Poluzjantów należy tłumaczyć wyłącznie skutecznością PR-owców.
Tradycyjnie najlepiej wypadają kobiety, wśród nominowanych w kategorii „wokalistka roku” znalazły się Monika Brodka (udana płyta „Granda”), Julia Marcell, Kasia Nosowska, Ania Rusowicz i Ewa Farna.
Najlepsi wokaliści ubiegłego sezonu to zdaniem Akademii Kuba Badach („Poluzjanci”), Sebastian Karpiel-Bułecka, Tomasz Lipnicki, Andrzej Piaseczny i Piotr Rogucki.
Kto będzie największym zwycięzcą tegorocznych Fryderyków i kto najwięcej na nich zyska? Tego dowiemy się za kilka miesięcy. Pewne jest, że ci, którym nagrody przyznawane są co roku, zwykle wcale ich nie potrzebują. Ci, którzy widzieliby w nich przepustkę do świata wielkiej muzyki, rozczarują się. Bo czy ktoś zainteresuje się płytą jakiegokolwiek artysty tylko dlatego, że dostał Fryderyka?