– Dlaczego tu jestem? Bo nie godzę się na to, co PiS robi z demokracją w Polsce. Dziwię się, że pan w ogóle zadaje takie pytanie – mówi mi jedna z manifestantek, lat około 40. Alejami Jerozolimskimi przeszła dziś manifestacja zorganizowana przez Komitet Obrony Demokracji. Wielotysięczny tłum wziął udział w proteście przeciwko demontażu demokracji w Polsce.
Mijamy Pałac Kultury i Nauki kiedy obok mnie przechodzi grupka roześmianej młodzieży. – Oczywiście nie pamiętamy stanu wojennego. Ten pałac to podobno symbol komunizmu. Jesteśmy tu dlatego, żeby komunizm nie wrócił, żeby ten pałac był tylko taką w sumie fajną, ciekawą architektonicznie pamiątką – mówi chłopak w kolorowej czapce. – Byłam na czarnym proteście i będę chodzić wszędzie tam, gdzie coś się dzieje, bo PiS łamie moje prawa – dodaje jego koleżanka.
Trudno powiedzieć, ile osób przyszło. Organizatorzy mówią o kilkunastu tysiącach. Podobną liczbę podaje jeden z zapytanych oficerów policji, ale zaraz odsyła do rzecznika. Faktem jest, że gdy czoło kolumny dochodziło do ulicy Żelaznej koniec jeszcze nie dotarł do Emilii Platter.
Ludzie przyszli w ten mroźny dzień, żeby zaprotestować przeciwko łamaniu konstytucji. Wszyscy zapytani mówili mi o tym, że nie godzą się na łamanie ich praw i dzielenie Polaków na lepszych i gorszych, swoich i obcych. A te podziały słychać było dziś na każdym kroku. Gdy w okolicach Kruczej z megafonów słychać piosenkę Przemysława Gintrowskiego, to na rondzie de Gaulla śpiewano piosenkę Kaczmarskiego. Ulica podzieliła między siebie dwóch bardów „Solidarności”. A wszyscy trzymali polskie flagi w ręku.
Niemrawy początek
O godzinie 16. nic nie wskazywało na to, że zbierze się aż tylu warszawiaków. Przed dawnym Domem Partii więcej było policjantów i sprzedawców flag i trąbek niż manifestantów. Gdzieś pod salonem Ferrari na Nowym Świecie ćwiczyła grupa muzykantów w pomarańczowych strojach, druga grupa organizatorów stała pod pomnikiem francuskiego generała.
Z oddali słychać było skandowane hasła. "Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę” powtarzało się najczęściej. To grupa patriotów zebranych na skrzyżowaniu ulicy Kruczej i Alei Jerozolimskich. Stali pod biało-czerwonymi flagami i transparentami na których były umieszczone zdjęcia tych, co zginęli 35 lat temu w trakcie stanu wojennego. Znalazło się wśród nich także kilku weteranów którzy pamiętali tamte dni. Przypominali swoją bohaterską postawę i głośno wyrażali obawę, czy aby zbierający się przy rondzie de Gaulla są godni miana prawdziwego Polaka.
Odcinek między ulicą Kruczą a Nowym Światem zamienił się dziś w deptak handlowy. Co kilkadziesiąt metrów stały stragany z flagami. Co ciekawe, na trasie przemarszu manifestacji KOD sprzedawane są flagi polskie i unijne. Dziś o godzinie 18. miała też ruszyć z leżącego opodal placu Trzech Krzyży demonstracja zwolenników Prawa i Sprawiedliwości. Tam na straganach unijnych flag nie uświadczy, ceny przystępne, za dużą flagę na dwumetrowym kiju trzeba zapłacić 35 zł. – Ale można się targować – zapewnia mnie sprzedawczyni. Mimo tego interes słabo idzie, od godziny sprzedała tylko dwie flagi.
Może dlatego, że większość ludzi przychodzi z własnymi. Im bliżej było godziny 17, tym więcej ludzi pojawiało się wokół grupy organizatorów. Powoli zaczynała formować się kolumna marszowa. Na czele staje grupa muzyków i animatorów ubrana w pomarańczowe stroje. To oni będą przez cały czas trwania demonstracji skandować hasła, śpiewać i grać. W końcu około 17. marsz rusza.
Tempo przemarszu całkiem żwawe, przypuszczalnie miało to związek z temperaturą powietrza. – Zimno – mówi jeden z demonstrantów, starszy, elegancko ubrany pan. – Ale wtedy było jeszcze zimniej – dodaje. PO kilku minutach czoło kolumny doszło do ulicy Kruczej gdzie wciąż w otoczeniu policji stałą grupa manifestantów związanych z prawicą.
Obyło się bez zamieszek, których tak się bali organizatorzy marszu KOD. Jedna strona pomachała biało-czerwonymi flagami, druga też im pomachała, pokrzyczeli wszyscy, pośpiewali, a marsz KOD poszedł dalej.