– Po pierwsze trzeba mieć świetną wystawę stałą, a oprócz tego robimy wystawy czasowe, dyskusje, wykłady, prezentacje książek, koncerty, spektakle teatralne, performance, mnóstwo edukacji – dwa piętra niżej jest centrum edukacyjne, czterdzieści tysięcy dzieciaków je odwiedziło. Działamy w internecie ‒ na naszym portalu Wirtualny Sztetl mamy ponad półtora miliona gości co roku, prowadzimy kilka mniejszych portali... – gdyby profesorowi Dariuszowi Stoli nie zabrakło w tym momencie oddechu, pewnie wymieniłby jeszcze co najmniej dwa razy tyle wydarzeń, działań i projektów, które do skutku dochodzą z inicjatywy prowadzonego przez niego Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Gdyby muzeum miało dwóch dyrektorów, równocześnie, na podobnym bezdechu drugi z nich wymieniałby zapewne nagrody, które muzeum otrzymało na przestrzeni zaledwie trzyletniej działalności, na czele z tą najważniejszą – European Museum of the Year Award 2016. Lepszy pretekst do rozmowy trudno sobie więc wyobrazić. Mimo że POLIN to miejsce, w którym za pomocą magicznej różdżki technologii i wyobraźni podróżujemy przez kolejne historyczne stulecia, dyrektor Stola nie ma w sobie wiele z magika – bez mrugnięcia okiem zdradza tajemnice sukcesu muzeum.
Jak się robi najlepsze muzeum w Europie – pewnie tyle razy słyszał pan to pytanie, że odpowiedź gotowa?
Nie, powiem szczerze, że takiego pytania jeszcze nie słyszałem (śmiech). Niemniej, z należną skromnością potwierdzam, że eksperci zaliczyli nas do grona najlepszych muzeów na kontynencie – i to dwukrotnie! Otrzymaliśmy tytuł Europejskiego Muzeum Roku, a niedawno także Nagrodę Europejskiej Akademii Muzealnej, która jest o tyle cenna, że nie jest przyznawana co roku, tylko wtedy, gdy jury uzna, że powstało coś wybitnego.
Obydwie nagrody były dla nas zaskoczeniem, jako że jesteśmy instytucją z raptem trzyletnim stażem. Podobnie jak odzew medialny: z pierwszych miesięcy działalności wystawy stałej mamy ponad cztery tysiące „wycinków” prasowych. „The Economist”, który na co dzień zajmuje się głównie polityką i gospodarką, poświęcił nam całą stronę.
W jaki sposób przyznaje się nagrody muzealne? Odwiedzają was inspektorzy incognito?
To skomplikowana procedura. Najpierw zgłaszane są kandydatury. Następnie wybrane jednostki przedstawiają dokumentację – opisują, dokładnie co zrobiły. Potem przyjeżdżają jurorzy – dwa razy. Za pierwszym razem oficjalnie, za drugim – incognito. W naszym przypadku ta druga ocena była, co ciekawe, wyższa od pierwszej.
W obu ocenach podkreślano natomiast, że u nas bardzo dużo się dzieje. W drugim konkursie stwierdzono nawet, że jesteśmy „muzeum totalnym” – działamy na wszystkich polach. I to jest prawda. Robimy różne rzeczy w różnych miejscach, co nie jest łatwe, ale chyba nam wychodzi.
Reakcje ekspertów i mediów – to jedno. Dla nas najważniejszy jest jednak fakt, że do muzeum przychodzą ludzie. Od otwarcia dwa lata temu samą wystawę stałą zobaczyło 700 tysięcy osób.
To dużo? W skali innych muzeów?
To bardzo dużo. Większość muzeów w Polsce ma kilkadziesiąt tysięcy odwiedzających rocznie. W Warszawie tylko Muzeum Powstania Warszawskiego, które istnieje już kilkanaście lat, ma znacząco większą frekwencję od nas. Instytucje, takie jak nasza, potrzebują lat, żeby zbudować markę, żeby przeciętny człowiek w ogóle wiedział, gdzie stoi takie muzeum.
Musi mieć pan jakąś teorię, dlaczego wam poszło szybciej.
Mam. Nasze muzeum nie powstało wczoraj – jest wynikiem dokładnie 21 lat ciężkiej pracy. Zaczątkiem był wyjazd grupy historyków do Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie – pierwszego dużego muzeum narracyjnego. Pod wrażeniem tego muzeum stwierdzili, że też trzeba stworzyć coś podobnego, ale nie ograniczającego się do historii Zagłady. Zawsze ten fakt podkreślamy: to jest muzeum życia, życia żydowskiego w Polsce na przestrzeni wielu stuleci. Pokazujemy historię od X wieku do wczoraj. I to dosłownie, bo nasze najnowsze eksponaty to wywiady z polskimi Żydami nagrane tuż przed otwarciem muzeum. Pokazujemy historię, która się nie skończyła, ona trwa.
Zagładzie poświęcona jest tylko jedna z galerii ekspozycji. Spodziewał się pan, że położenie nacisku na życie, a nie Zagładę będzie krytykowane?
Wiedzieliśmy, że to coś nowego. Ten wątek najlepiej ujął jeden z dziennikarzy, z New Republic, którego artykuł zaczynał się od słów: „Historia Żydów to nie tylko Holokaust – jakieś muzeum nareszcie to zauważyło”. Niestety, ze zrozumiałych powodów, wielu ludzi, jeśli coś o historii Żydów wie, to tylko tyle, że podczas II wojny światowej wymordowano ich blisko 6 milionów, i często nic ponad to.
Dlatego galeria Zagłada nie jest u nas ani pierwszą ani ostatnią. Czcimy pamięć milionów zamordowanych pokazując, jak żyli – oni i ich przodkowie, którzy mieszkali w Polsce od stuleci. Naszym zadaniem jest wydobycie historii polskich Żydów z tego mrocznego cienia, który Zagłada rzuca wstecz. Najlepszym symbolem tych działań jest zrekonstruowane przez nas przepiękne, kolorowe sklepienie drewnianej synagogi z Gwoźdźca. Chyba każdego, kto ją widzi oczarowuje feeria barw i bogactwo symbolicznych treści, które wyjaśniamy za pomocą multimediów. Natomiast galeria mówiąca o okresie II wojny światowej jest czarno-biało-szara. Już same kolory i przestrzenie, w których prezentujemy nasze eksponaty, pokazują, że w historii tej były zarówno epoki złote, jak i lata mroczne.
Ten nowy sposób opowiadania o przeszłości podoba się ekspertom i przyciąga tłumy ludzi, którzy po obejrzeniu wystawy są przekonani, że dobrze zrobili, przychodząc do nas.Skąd to wiecie?
Pytamy. Losowo wybranym osobom zadajemy przy wyjściu kilka pytań. Jedno z nich to typowe pytanie o poziom zadowolenia: „Czy poleciłbyś to muzeum rodzinie i znajomym?”. „Tak” lub „Zdecydowanie tak” odpowiada od 85 do 95 procent pytanych. To bardzo wysoki wynik. Co ważne: spora część nie tylko to deklaruje, ale faktycznie to robi, bo gdy pytamy: „Skąd się o muzeum dowiedziałeś?” to ponad 50 proc. wskazuje właśnie rodzinę i znajomych.
A przecież Muzeum POLIN to nie jest Disneyland ani park tematyczny z dinozaurami. Pokazujemy przebogatą, ale też złożoną, a miejscami dramatyczną historię. Nasza wystawa przedstawia wiele przedmiotów, obrazów, cytatów, ale pozostawia zwiedzającym wiele swobody w wyborze wątków, które ich zaciekawią. To wystawa dla ludzi myślących, zachęcająca do myślenia. Zarazem zakłada ona, że przeciętny gość wie o Żydach niewiele i w kolejnych scenach i wątkach wprowadza stopniowo podstawowe elementy – tak by zarazem budzić i zaspokajać ciekawość. Proszę pamiętać, że odwiedzają nas bardzo różne grupy – od uczniów gimnazjów po emerytów, Polacy i cudzoziemcy, którzy stanowią prawie jedną trzecią zwiedzających. Tym ostatnim trzeba było np. przedstawić podstawowe fakty z historii Polski.
Co jeszcze można wyczytać w takich ankietach?
Oprócz ankiet mamy jeszcze kilkanaście tysięcy kartek z wypowiedziami zwiedzających, które mówią wiele o wrażeniach wynoszonych z muzeum i powodach przyjścia. Jestem historykiem i kiedy czytam na takiej kartce: „Nie miałem pojęcia, że przeszłość jest tak bogata” – to jest miód na moje serce. Nasza praca właśnie na tym polega – na zwracaniu ludziom uwagi, że przeszłość jest bogata, że jest tam mnóstwo ciekawych rzeczy, że poznając ją, rozwijamy się jako osoby. Właśnie o to nam chodzi.
Ja z kolei do muzeum przyszłam ze swoim własnym pytaniem: skąd wzięły się uprzedzenia wobec Żydów? Dlaczego ich w Polsce nie lubimy? I podążając śladami historii tego narodu – przedstawioną w sposób tak barwny, ciekawy – odpowiedzi dalej nie znam.
Przyczyna uprzedzeń nie leży w obiekcie uprzedzeń, ale w tym, kto te uprzedzenia ma. Uprzedzenia – błędne, niewynikające z doświadczenia opinie o całych grupach – mówią nam więcej o osobach, które te uprzedzenia mają, niż o tych, których one dotyczą. Ale najpierw muszę podkreślić, że pani zdanie „my nie lubimy” jest nieścisłe. W Polsce, jak w każdym kraju, wielu ludzi ma uprzedzenia etniczne i spora grupa ma negatywne uprzedzenia dotyczące Żydów, ale z pewnością nie wszyscy ani nawet nie większość.
Myślę, że dla osób, które mają takie uprzedzenia, nasze muzeum może być szczególnie ciekawe i godne odwiedzenia, bo tutaj będą mogły je skonfrontować z bardzo rzetelną wiedzą. Wszystkie fakty i opinie, które podajemy były bardzo starannie, wielokrotnie sprawdzane. W przygotowaniu wystawy stałej brało udział kilkudziesięciu najlepszych historyków z Polski i świata. Ich koncepcje były wielokrotnie dyskutowane – dlatego też muzeum tak długo powstawało. Dzięki temu jednak, jest to wystawa wiarygodna – zasługująca na wiarę.
W zeszłym roku zrobiliśmy nawet konferencję, na którą zaprosiliśmy historyków z całego świata i zachęcaliśmy do krytyki, do szukania na wystawie błędów.
Znaleźli?
Owszem, ale nie znaleźli fałszywych informacji, historycznych przeinaczeń. Niektórzy koledzy zaznaczali, że o pewnych rzeczach opowiedzieliby trochę inaczej, ale były to dopuszczalne różnice perspektyw, ważności przypisywanej tym, a nie innym wydarzeniom – normalne różnice opinii istniejące między uczonymi. Dzięki uwagom zebranym od historyków, ale też od zwykłych zwiedzających, nanieśliśmy różne drobne poprawki w tekstach (przyznam się, że znalazł się nawet żenujący błąd ortograficzny), skorygowaliśmy linię graniczną na jednej z map itp. W tak olbrzymiej wystawie, przy tak dużej liczbie tekstów, nie ma siły – błędy muszą się zdarzyć. Tylko pan Bóg nie robi błędów.
Koncepcja muzeum narracyjnego była sztywna od początku czy jednak pojawiały się sugestie, aby POLIN był bardziej konwencjonalną instytucją?
Muzeum narracyjne jest pewną nowością. Jego potęga tkwi w opowieści. Nasza główna kuratorka prof. Barbara Kirshenblatt-Gimblett mówi, że taka wystawa to „teatr historii”. Ma on swoją scenografię, w której umieszczamy różne obiekty pochodzące z przeszłości, obrazy, zdjęcia, cytaty ze źródeł historycznych. W pewnych momentach określenie „teatr historii” nabiera i tego znaczenia, że zwiedzający stają się aktorami – w galerii siódmej i ósmej są takie miejsca, że to, co dzieje się pomiędzy ludźmi, jest częścią muzealnego doświadczenia.
Wracając do pani pytania: tak, od początku miało to być muzeum narracyjne, muzeum opowiadające historię. Ta historia jest fascynująca, a my staramy się ją opowiadać w sposób jak najciekawszy, jak najbardziej zrozumiały i jak najbardziej wiarygodny. Warto dodać, że Muzeum POLIN jest częścią szerszego zjawiska, czegoś, co można już chyba nazwać polską szkołą muzeów narracyjnych. Od roku '89 w Polsce otwarto kilkaset muzeów. Mamy boom muzealny i historyczne muzea narracyjne są jego ważną częścią. Na przestrzeni ostatniej dekady liczba odwiedzin w muzeach wzrosła o 50 proc. Polacy do muzeów chodzą dużo częściej niż na mecze piłkarskie.
Nie ma pan obaw, że taki sposób podawania historii w jakiś sposób ją spłyca, trywializuje?
Na temat historii Żydów polskich napisano już setki książek, nasza wiedza o niej jest olbrzymia, więc każda jej prezentacja jest siłą rzeczy pewnym streszczeniem i uproszczeniem, ale to nie znaczy, że ją trywializuje. Przekazanie tak bogatej i złożonej historii w zrozumiały i ciekawy sposób to oczywiście wyzwanie, i dlatego nasza wystawa wymagała tyle pracy, tyle intelektualnego wysiłku. Myślę, że wynik tej pracy jest bardzo dobry. Np. nie używamy specjalistycznych terminów ani naukowego żargonu. Wszystkie teksty są krótkie, zrozumiałe. O poszczególne fragmenty trwały niekiedy długie spory – o słowa, o przecinki, o ilustracje. Osoby głębiej zainteresowane jakąś kwestią mogą sięgnąć do multimediów, w których jest kilka tysięcy stron tekstu na najróżniejsze tematy, albo skorzystać z naszej biblioteki i mediateki.
Na wystawie jest też dużo gadżetów.
Dużo. Mamy 250 komputerów sterujących multimediami i ekranami dotykowymi. Wydawać by się mogło, że najchętniej garnąć się będą do nich młodzi ludzie. Ale nie. Teraz każdy młody człowiek multimedia ma we własnym smartfonie. Okazało się, że młodzież bardziej pociągają rzeczy do dotykania – na przykład prasa drukarska w galerii nowożytnej, na której można wydrukować sobie pierwsze strony książek wydawanych w Krakowie w XVI wieku. Dlaczego? Bo pozwala coś zrobić samemu. To jest interaktywne, ale interaktywne low tech, a nie high tech. Podobnie przyciąga uwagę, i ręce, drewniana gęś stojąca blisko synagogi. To wydaje mi się dobrym sposobem na nowoczesne muzeum – połączenie high i low tech.
Jego koszty utrzymania muszą być nieproporcjonalnie wyższe do tych mniej nowoczesnych.
Oczywiście. Chociażby samo sprzątanie czy utrzymanie sprawności multimediów. Nasi informatycy zapewniają sprawność na poziomie 99 proc. Co to oznacza? Że w dowolnym momencie tylko jeden procent komputerów nie działa. Ale w naszych warunkach są to dwie maszyny. Żeby osiągnąć taki efekt końcowy, jaki pani widziała, potrzeba pracy wielu ludzi. Inaczej się nie da. Piękno kosztuje.
W jaki sposób najlepiej zwiedzać tak rozległe muzeum – proponujecie przejście przez 1000 lat historii – to bardzo długi spacer. Można iść na skróty?
Najlepiej podążać za swoimi indywidualnymi upodobaniami. Różni ludzie mają różne oczekiwania. Jednych interesuje historia wybitnych postaci. Innych –relacje pomiędzy chrześcijanami i Żydami. Trzecich – jaki Żydzi mieli wkład w gospodarkę. Nie ma więc jednej najlepszej ścieżki. My proponujemy ich kilka – można wziąć audioprzewodnik, który podpowie, jak iść. Podobnym pomocnikiem w zwiedzaniu są ścieżki tematyczne. Można skorzystać z pomocy przewodnika. W każdym wypadku muzeum pozostawia dużą swobodę. Nie mówimy – musisz iść dokładnie tak,jak pokazujemy. Mówimy: wybierz sobie to, co cię zaciekawi, zatrzymaj się przy tamtym, co zwróciło twoją uwagę. I tak wszystkiego za jednym razem nie obejrzysz.
Są tacy, którzy próbują.
Są. Oni przeważnie po czterech godzinach uzmysławiają sobie, że są w połowie drogi i że chyba nie dadzą rady (śmiech).
Ktoś kiedyś został zamknięty przez przypadek?
Nie, nasi informatorzy, stojący w każdej galerii, tego pilnują. Pełnią zresztą bardzo ważną rolę, bo wiele osób ma różne pytania, a oni są właśnie po to, by na nie odpowiadać. I bardzo się z tego cieszymy, bo pytanie to podstawa mądrości.
Jakie plany na kolejny rok działalności?
Robić to samo, co teraz, tylko każdego dnia trochę lepiej.