
Aktorka i modelka. Wystąpiła w kilkudziesięciu produkcjach filmowych i telewizyjnych, na okładkach Vogue’a i w reklamach perfum Armaniego. Półki w jej rzymskim domu zastawione są statuetkami prestiżowych nagród filmowych, a ściany zdobią plakaty, na których jej nazwisko widnieje obok tych największych, hollywoodzkich. Rzekomo, bo jak na gwiazdę przystało, zaciekle broni swojej prywatności. I wcale nie nazywa się Sophia czy Monica, ale Kasia. Kasia Smutniak - najbardziej znana z nieznanych polskich aktorek wraca do kraju z kolejnym, świetnie przyjętym we Włoszech, filmem - "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie".
Wpisując jej nazwisko w Google wyskakują głównie włoskojęzyczne strony, choć stwierdzenie, że w Polsce nikt o niej nie słyszał, które jeszcze kilka lat temu obowiązkowo musiało się znaleźć w każdej publikacji na jej temat, dzisiaj trochę się zdezaktualizowało. Owszem, do pierwszej lepszej kafejki w Mediolanie pobiegnie za nią tłum paparazzi, a do warszawskiego starbucksa mogłaby pewnie przyjść w dresie i być może nikt by tego nie zauważył. Ale kiedy w powłóczystej sukni wchodzi na czerwony dywan festiwalu w Wenecji jako jego prowadząca, czy "tylko" pozuje na ściankach - tych samych, co Meryl Streep i Tom Hanks - jest jedną z bardziej rozpoznawalnych ambasadorek naszego kraju w filmowym światku. - Na takie miano trzeba sobie chyba zasłużyć - Kasia trochę kryguje się słysząc takie stwierdzenie, ale zaraz dodaje, że Polskę reklamuje kiedy tylko może - nie tylko z okazji kolejnych premier: - Przy każdej kolacji oświadczam, że w Polsce mamy lepszą kawę, lepsze jedzenie, nawet pizza bardziej mi u nas smakuje. Włosi nie mają tak dobrego chleba, ziemniaków takich jak u nas też nie - mówi całkiem serio.
Włosi oczywiście wiedzą, że jestem z Polski, bo zawsze to podkreślam. Chociaż, jeśli mam być szczera, prawda jest taka, że jeśli szukają tutaj kogoś do roli Polki - do mnie nawet nie dzwonią. W jednym filmie zmieniłam trochę scenariusz i dałam mojej postaci polskie korzenie, bo chciałam w końcu tę Polkę zagrać.
Prawda jest taka, że po pierwsze, na codzień nie zdaję sobie sprawy, że to już tyle czasu minęło. Nauczyłam się żyć z dnia na dzień. I z dnia na dzień nagle mija dziesięć lat. Po drugie, dzisiaj zrobienie filmu w Polsce równa się dla mnie tak naprawdę zrobienie filmu za granicą. Mój dom jest we Włoszech, moje dzieci chodzą tu do szkół, więc wyjazd na dłużej jest problematyczny.
Cztery tygodnie siedzieliśmy przy tym samym stole, jedliśmy te same rzeczy, byliśmy zmuszeni na siebie patrzeć - niekończąca się przymusowa kolacja. Ale, wbrew pozorom, atmosfera na planie była niesamowita. Byliśmy okropnie niezdyscyplinowana ekipą, bo ile grupa przyjaciół może wytrzymać przy jednym stole z kamiennymi twarzami?
Artykuł powstał we współpracy z Aurora Films.
