"Niedawno niemieckie parkingi były najbezpieczniejsze w Europie". Rozmowa z kierowcą polskiej ciężarówki
Oskar Maya
20 grudnia 2016, 20:00·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 grudnia 2016, 20:00
Andriej jest kierowcą polskiej firmy spedycyjnej. Dzień po zamachu dostał zlecenie do Berlina. Pochodzi z Białorusi, jeździ w różnych firmach już od 25 lat. – Najbardziej niebezpiecznie są trasy w Rosji i na Litwie, źle też wspominam wyjazdy do Turcji. Czy po wczorajszych wydarzeniach boję się bardziej? Kto się boi wilków, niech nie chodzi do lasu – mówi Andriej w rozmowie z naTemat.
Reklama.
Na parkingu w Błoniach stoi kilka polskich ciężarówek: jedna z Portugalii, kilka na bułgarskich numerach, parę trucków z Rosji. Kierowcy ciężarówek, to specyficzne, dość zamknięte środowisko. Większość nie ma ochoty rozmawiać, część wykorzystuje każdą minutę, żeby zadzwonić do rodziny, albo po prostu odpocząć. Wreszcie na parkingu pojawia się Andriej. To Białorusin pracujący dla polskiej firmy transportowej. Zgadza się opowiedzieć o swojej pracy.
Idziemy na kawę do McDonalda. Andriej nie lubi zdjęć, ale w końcu udaje się zrobić kilka szybkich ujęć. Okazuję się, że w środę ma rozładować towar w Berlinie. O wczorajszych wydarzeniach słyszał z białoruskich mediów. I od mamy, która zadzwoniła do niego jak tylko się dowiedziała o tragedii.
– Ma pan czym się bronić, gdyby ktoś pana zaatakował? – pytam go. – Tylko własne pięści. To mi musi wystarczyć – mówi Andriej uśmiechając się zawadiacko.
Mój rozmówca ma 48 lat. Pochodzi z Orszy, białoruskiego miasta położonego niedaleko Witebska. Dla polskiej firmy spedycyjnej pracuje od roku. Wcześniej jeździł dla Litwinów, Rosjan i w firmach białoruskich i litewskich. Do Niemiec wiezie polską kapustę. Ostatni raz widział swoją rodzinę w połowie września.
– Dawniej to w Niemczech i Francji to był największy porządek. A teraz? Nie rozumiem, jak mogli dopuścić, to tego co się teraz dzieje. Dwa miesiące temu też zaatakowali mnie w Niemczech. To byli imigranci, chcieli mi ukraść towar. Miałem na "pace", kilka kompletów mebli. Musiałem walczyć. Później okazało się, że pracowali dla firmy, skąd zabierałem meble do Polski. Nie dałem im się okraść, ale musiała interweniować niemiecka e policja – opowiada.
Andrej zazwyczaj jeździ sam. Bo firma oszczędza na bezpieczeństwie. We dwóch jeździ się tylko kiedy towar ma dużą wartość: elektryka, AGD, samochody. – Czasami są trasy, kiedy dają nam ochronę z karabinami. Ale to zdarza się naprawdę rzadko – opowiada.
– Dlaczego pracuję w Polsce, z dala od rodziny? Bo mamy chu****ego prezydenta, który nie potrafi zadbać o własnych rodaków. Popracuję jeszcze z pięć lat i dostanę polską emeryturę. Teraz zarabiam około 1200 euro miesięcznie. Dość przyzwoicie jak na warunki białoruskie. Na białoruską emeryturę nie liczę. Moja mama dostaje od państwa 150 euro miesięcznie. Za to nie da się przeżyć na Białorusi. Dlatego wysyłam mamie pieniądze – opisuje nasz bohater.
Andriej jest żonaty, ma trójkę dzieci. Wcześniej był kierowcą w rosyjskiej firmie spedycyjnej. Zarabiał lepiej, ale praca była niebezpieczna. – Kiedy zostały nałożone sankcje na Rosję, natychmiast zaczęli zwalniać ludzi. Nie żałuję, bo w Rosji kilka razy napadli mnie na parkingu. Najczęściej kiedy spałem, złodzieje kradli mi paliwo.
W Rosji i na Litwie działają zorganizowane grupy, które specjalizują się w spuszczaniu paliwa. Lepiej wtedy nie wychodzić z szoferki. Oczywiście za skradzione paliwo musiałem sam zapłacić. Ale i tak gorzej było, kiedy jeździłem do Turcji, prawie pod syryjską granicę. Tam po prostu jest "zły klimat", to się czuje na każdym kroku – opowiada Andriej.
Jak kierowcy się bronią przed atakami? Nie ma na to skutecznej metody. Po prostu należy uważać, gdzie się zostaje na noc. I najlepiej nie "kozaczyć". – Zawsze śpię na dużych parkingach, takich jak ten. W grupie czuję się bezpiecznie. Kierowcy są bardzo solidarni, zawsze sobie pomagają, niezależnie od narodowości. Wiem, że dzisiaj będzie organizowana akcja upamiętniająca zamordowanego Polaka.
– Dzisiaj wszyscy wracający z Berlina kierowcy ciężarówek, pozdrawiani są "miganiem" świateł. Czy zniechęciłem się do wyjazdów? Nie, kocham moją pracę, lubię drogę, samotność podczas trasy. Nie mogę się doczekać dłuższych wyjazdów np. do Malagi, gdzie przez chwilę czuję się jakbym był w Afryce. Nie uważam, żeby praca kierowcy była bardziej niebezpieczna od innych. Jest takie dobre rosyjskie przysłowie: "Jeśli boisz się wilków, to nie chodź do lasu".