"Dama z gronostajem" to wisienka na torcie kolekcji Czartoryskich. Po preferencyjnej cenie monumentalne zbiory kupił resort kultury, a więc pośrednio naród polski. Czy słynny obraz Da Vinci'ego jest nam potrzebny – tu zdania są podzielone. Czemu powinno nam zależeć na portrecie Cecylii Gallerani?
Przed podpisaniem umowy Ministerstwo Kultury tłumaczyło, że chodzi o „trwałe uregulowanie statusu kolekcji Książąt Czartoryskich jako dobra kultury o szczególnym znaczeniu dla Narodu i Państwa Polskiego”. Na własność państwa przeszło 86 tys. obiektów muzealnych i 250 tys. obiektów bibliotecznych. Najwartościowszym z nich ma być "Dama z gronostajem", która stała się także symbolem zakupu. Ile wart jest obraz?
Dzieło bezcenne, ale z Polską niezwiązane
Historyk sztuki dr Justyna Napiórkowska bez wahania nazywa dzieło, niedawno ubezpieczone na 300 mln zł, bezcennym. Wpływ na to ma nie tylko jego status, ale także fakt, że ceny nie można oszacować, ponieważ jako element dziedzictwa narodowego był niedostępny dla zagranicznych nabywców.
– Nie jesteśmy w stanie oszacować górnego pułapu, który chciałby zapłacić kolekcjoner prywatny, gdyby miał możliwość zakupu. Na szczęście dla Polski z różnych przyczyn obiekt jest wyłączony z szerokiego rynku sztuki. Gdyby było inaczej, to nie mielibyśmy na niego szans, bo cenę wyznaczono by w regularnym międzynarodowym obiegu sztuki, gdzie przepływają ogromne kwoty – mówi w rozmowie z naTemat.
Jako część dziedzictwa narodowego, obiekt nie może być wywożony poza granice, ani nie mógł być tam sprzedany. Dotyczy to większości dzieł sztuki sprzed 1945 roku.
– Jesteśmy krajem bardzo ograbionym, dlatego taki protekcjonizm jest uzasadniony, bo zapobiega dalszemu drenażowi znaczących obiektów. Na liście zewidencjonowanych obiektów poszukiwanych przez ministerstwo jest ok. 63 tys. pozycji, a to tylko 1/4 wszystkich obiektów, które zaginęły – wyjaśnia dr Napiórkowska.
Do Polski trafiła przypadkiem
Część komentatorów uważa, że w przypadku pędzla Leonarda nie ma mowy o promowaniu polskiej kultury. Monika Małkowska w wywiadzie z "Rzeczpospolitą" zwracała uwagę, że "Dama z gronostajem" nic wspólnego z naszym krajem nie ma. Ciężko się z tym nie zgodzić. Obraz namalowano pod koniec XV stulecia we Włoszech. Przedstawia kochankę księcia Ludwika Sforzy, a Adam Czartoryski, który zakupił go w 1800 roku, prawdopodobnie nie miał nawet pojęcia, że kupuje Leonarda.
Mimo to, odkąd trafił w ręce Izabeli Czartoryskiej, towarzyszył największym zawirowaniom w polskiej historii. Podczas powstania listopadowego wywieziono go do Paryża, skąd wrócił dopiero w 1880 roku.
Kilkadziesiąt lat później zbiory Czartoryskich spodobały się hitlerowcom. Przypomnijmy, że
najważniejszym utraconym jest pochodzący z tych zbiorów "Portret Młodzieńca" Rafaela. Przez wiele lat w muzeum reprezentowany przez pustą ramę, która po nim została. Podczas II wojny światowej właściciele pieczołowicie ukrywali go. W pewnym momencie zamurowano go
w oficynie kuchennej w paczce opisanej 3 literami "LRR", czyli Leonardo, Rafael, Rembrandt.
Dzieło Leonarda w 1939 roku również zostało zagrabione. Najpierw dekorowało biuro Hansa Franka w zajętym Wawelu, potem wywieziono je do Niemiec. Kulisy odzyskania obrazu możemy zobaczyć w filmie "Obrońcy skarbów".
Czy może być polską Mona Lisą?
Wiele lat po ograbieniu Polska pozostaje krajem stosunkowo ubogim w najwybitniejsze dzieła kultury. Mająca podobny status "Mona Lisa" stała się symbolem francuskiej kultury. Czy "Dama z gronostajem" jako własność narodu jest w stanie zrobić więcej, niż zrobiła do tej pory?
– To jeden z nielicznych portretów namalowanych przez Leonardo i jeden z niewielu zachowanych obrazów jego autorstwa. Niektórzy wymieniają 15, ale wciąż trwają dyskusje o autentyczności. Każdy z nich ma ogromną wartość i wystarczy przywołać przykład Francji, gdzie cały Louvre miliony ludzi odwiedzają przede wszystkim w celu obejrzenia "Mona Lisy". Podobny status i potencjalnie podobną siłę ma "Dama z gronostajem", która mogłaby się stać symbolem nie tylko Krakowa, ale całej Polski – zapewnia dr Napiórkowska.