Ryszard Petru po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim i marszałkiem Senatu przyznał, że nie udało doprowadzić się do porozumienia. Teraz lider Nowoczesnej ma kolejny pomysł: chce samorozwiązania Sejmu. To tylko symboliczny ruch, bo nie tylko Nowoczesna, ale nawet cała opozycja, nie ma wystarczająco dużo posłów, by taki wniosek przegłosować. A "ostatnia nadzieja opozycji", czyli Jarosław Gowin mówi wprost "musiałaby wybuchnąć trzecia wojna światowa", żeby poparł taki wniosek.
Ryszard Petru sporo zaryzykował idąc na spotkania z Jarosławem Kaczyńskim. Wydawało się, że był pewny, iż uda mu się przekonać szefa Prawa i Sprawiedliwości do powtórzenia głosowań nad budżetem, albo chociaż do powrotu do poprawek, które odrzucono w jednym bloku.
Jednak liderowi Nowoczesnej nie udało się doprowadzić do żadnego z tych celów. Petru stwierdził, że wycofuje swoją propozycję, zrywa rozmowy i proponuje kolejny krok. Petru chce rozmawiać z PO i PSL o samorozwiązaniu Sejmu. To tylko symboliczny gest, bo do takiej decyzji potrzebne byłyby głosy nie tylko opozycji i Kukiz '15, ale też PiS. A to po prostu niemożliwe.
– Muszę z przykrością stwierdzić, że pan przewodniczący Petru wycofał się z tego, co sam proponował i w związku z tym do takiego finalnego porozumienia (...) nie doszło – mówił Jarosław Kaczyński po spotkaniu. – Ryszard Petru przyznał, że próby dojścia do porozumienia między opozycją a PiS skończyły się fiaskiem (...) Mówię o tym z bólem – przekonywał Prezes.
Ostro i boleśnie dla Ryszarda Petru poczynania lidera Nowoczesnej skrytykował Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL. – To takie wycofanie się rakiem przez przewodniczącego Petru może jest spowodowane spadkiem lajków na Facebooku, ale nie tak się tworzy politykę – mówił. Z kolei Jarosław Gowin orzekł, że "Nowoczesna ma problem sama z sobą" i rozwiał jakiekolwiek nadzieje na to, że wraz ze swoimi posłami mógłby poprzeć takowy wniosek opozycji.
Gdyby Ryszardowi Petru udało się doprowadzić do porozumienia, niewątpliwie zyskałby punkty u zmęczonych konfliktem wyborców i pokazałby się jako polityk wagi ciężkiej. Tymczasem nie ugrał nic, a jeszcze część twardego elektoratu anty-PiS uważa go za naiwniaka, który poszedł na pertraktacje z politycznym wrogiem. Z ich punktu widzenia bardziej na miejscu była twarda postawa Grzegorza Schetyny.