Fatalny sondaż. Czy to koniec partii Zbigniewa Ziobry
Frédéric Schneider
21 czerwca 2012, 13:35·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 czerwca 2012, 13:35
Z sondażu TNS Polska wynika, że „Solidarna Polska” Zbigniewa Ziobry ma już tylko 1% poparcia. Czy będzie to kolejna inicjatywa (po Prawicy Rzeczpospolitej i PJN) stworzenia konkurencji dla PiS-u zakończona niepowodzeniem?
Reklama.
Gdy powstała Solidarna Polska wydawało się, że pojawiła się realna alternatywa dla prawicowych wyborców zmęczonych awanturami Jarosława Kaczyńskiego. Nowe ugrupowanie powstało w ramach sprzeciwu wobec sposobu funkcjonowania oraz braku wewnętrznej demokracji w Prawie i Sprawiedliwości. Już w pierwszym sondażu wyborczym przekroczyła próg wyborczy i spodziewano się, że jej poparcie będzie gwałtownie rosło. Nic dziwnego – do Solidarnej Polski należą byli gracze pierwszej ligi PiS-u, tacy jak Ziobro, Kurski, Cymański, Dorn i Kempa. Ale to było 6 miesięcy temu.
Z dzisiejszego sondażu wynika, że Solidarną Polskę przegonił PJN, a nawet Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikke. Ziobryści znaleźli się na szarym końcu ugrupowań, które w ogóle były w nim brane pod uwagę. Z dużej chmury mały deszcz.
Czym w ogóle jest Solidarna Polska?
Postanowiłem przyjrzeć się stronie internetowej partii. W pierwszej kolejności zainteresowałem się zakładką „historia założenia Solidarnej Polski”. Jest to dość nudne sprawozdanie z tego, w jakich okolicznościach ziobryści pokłócili się z PiS-em i dlaczego to PiS zawinił. Wygląda to tak, jakby chcieli się usprawiedliwić z wystąpienia z PiS-u. Człowiek z księżyca po przeczytaniu tej podstrony mógłby pomyśleć, że polityka polega tylko na tym, żeby być za lub przeciw Prawu i Sprawiedliwości Nie ma w tej zakładce żadnego przekazu pozytywnego. Przy okazji dowiadujemy się, że oficjalnie ugrupowanie nazywa się „Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry” (co niejako nawiązuje do kultu jednostki w nazwach „Samoobrona Andrzeja Leppera” czy „Ruch Palikota”) i zostało oficjalnie zarejestrowane zaledwie kilka dni temu, co oznacza, że urodziło się niemal martwe.
Jeżeli przyjrzymy się aktualnościom, dowiemy się, że największym newsem jest pomysł Solidarnej Polski na uzdrowienie polskiej piłki. A to niespodzianka, bo jak wchodzimy na stronę PiS-u, to dowiadujemy się, że Jarosław Kaczyński proponuje dokładnie to samo.
No dobrze, to wejdźmy w zakładkę „Deklaracja Programowa”. Tak się składa, że po jej przeczytania już nie wiedziałem, czy jestem na stronie PiS-u czy SP. Dokładnie te same postulaty, to samo walenie w Donalda Tuska (dla odmiany, bo przecież w zakładce „historia” krytykowali Kaczyńskiego). Choć deklaracja jest dość krótka, słowa „Platforma Obywatelska” pojawiają się 10 razy, a imię i nazwisko premiera 9 razy. Ja bym raczej nazwał tę zakładkę „Precz z kaczorem Donaldem!”.
Dlaczego nie działają alternatywy wobec PiS-u?
Ziobro i spółka nie są pierwszymi, którym się nie udaje złamać monopolu Kaczyńskiego na prawicy. Fenomen dominacji Prawa i Sprawiedliwości jest zresztą dość ciekawy, bo przed 2005 rokiem, o ile na lewicy dominowała jedna partia pod różnymi nazwami, to na prawicy kolejne partie powstawały i się rozpadały.
Pierwszym krokiem do hegemonii Kaczyńskiego w obozie katolicko-narodowym było wchłonięcie LPR-u. Z 8% w 2005 partia Giertycha spadła do 1,3% i to jeszcze startując w koalicji. Tym samym PiS pozbawił rozłamowców z Prawicy Rzeczypospolitej z Markiem Jurkiem na czele wszelkich złudzeń, że ich odejście z Prawa i Sprawiedliwości im się opłaciło (byli w tej feralnej koalicji z LPR-em). W dalszej kolejności drugą falę buntowników, którzy założyli PJN, spotkał ten sam los.
Co tłumaczy, że takie nazwiska jak Jurek, Kowal, Poncyljusz, Jakubiak, Kluzik-Rostowska (obecnie w PO), Ziobro i Dorn nie przekonywały i nadal nie przekonują konserwatywnych wyborców?
Po prostu błędna diagnoza. Ziobro stwierdził, że Kaczyński powinien wyciągnąć wnioski z szóstej porażki pod rząd i dokonać zmian w partii. Ale wynik na poziomie 30% nie jest żadną przegraną dla PiS-u – jest to niemalże szczyt jego możliwości. W 2005 roku, trochę przez przypadek, Prawo i Sprawiedliwość zdobyło władzę dzięki zawiązaniu egzotycznej koalicji, ale partia wcale nie była silniejsza. Nie jest więc tak, że Kaczyński źle zarządza PiS-em. Owszem, demokratyzacja by się przydała dla lepszego funkcjonowania ugrupowania, ale pewnym jest, że potencjalny elektorat obozu narodowo-katolickiego nie przekracza 35%. Wręcz przeciwnie, to lewica nie potrafi wykorzystać swojego potencjału, bo na pewno przynajmniej jedna trzecia elektoratu ma poglądy lewicowe.
A więc to nie Jarosław Kaczyński i brak demokracji wewnętrznej są problemami prawicy. Konserwatywni wyborcy nadal będą się utożsamiać z prezesem PiS, dla nich kolejne odłamy są niezrozumiałe i wolą stawiać na sprawdzoną markę. Dlatego powrót do PiS-u jest jedyną szansą pozostania w wielkiej polityce dla Ziobry.
A prawica potrzebuje nowoczesnej partii na wzór CDU w Niemczech, UMP we Francji i Conservative Party w Wielkiej Brytanii, a nie eurosceptycznego ugrupowania, które chce zrobić z Polski państwo pół-wyznaniowe. Swego czasu taką partią była PO, ale okoliczności sprawiły, że sytuuje się teraz bliżej centrum…