
Znalezienie powodu do ćwiczeń to jedno. Wytrwanie w przekonaniu, że jest on wystarczający, aby regularnie wylewać z siebie siódme poty – to drugie. Joanna Ciszczoń przekonuje, że motywację utrzymamy tylko wtedy, gdy cel będzie w miarę realny: – Cel warto podzielić sobie na etapy. Jeśli chcemy schudnąć docelowo 20 kilogramów, zacznijmy od trzech – tłumaczy.
Wiele osób ma tendencję do robienia na starcie wielkich planów: będę ćwiczyć pięć razy w tygodniu i przestrzegać diety tysiąca kalorii. W tak drakońskich postanowieniach wytrwamy może z tydzień. Potem zostanie nam tylko frustracja, że nie jesteśmy w stanie wykonać z góry założonego planu.
Ćwiczyć można wszędzie – przekonują cyber-trenerzy, monetyzujący swoją obecność w mediach społecznościowych. Jaki skutek przyniosą takie ćwiczenia – to kwestia dyskusyjna, przynajmniej w przypadku tych mniej zdyscyplinowanych.
Ćwiczyć każdy może, a wymówki, że „to nie dla nas” włożyć należy między bajki raz na zawsze. „Nie dla nas” może być konkretny typ aktywności, albo konkretny trener, albo miejsce, albo jeszcze coś innego, co można wyeliminować. Problem może pojawić się wtedy, gdy na fali początkowego entuzjazmu opłaciliśmy cały miesiąc crossfitu albo sztuk walki, które już po pierwszych zajęciach kompletnie nam nie podchodzą. Podobnie jest w przypadku kilkumiesięcznych karnetów w jednej siłowni – po jakimś czasie samo miejsce może nam się zwyczajnie znudzić. Mając w pamięci takie doświadczenia, warto sprawdzić, czy nasz pracodawca oferuje możliwość wykupienia np. karty MultiSport. – Zaletą kart programów typu MultiSport jest to, że możemy sprawdzić różne rodzaje zajęć, przetestować kilku instruktorów – tłumaczy Joanna Ciszczoń.
Mamy różne preferencje, potrzeby. Dany rodzaj aktywności nie musi przemawiać do wszystkich. To co dają nam takie programy, to możliwość skorzystania również z innych typów aktywności - jednemu bardziej podejdzie basen, kto inny zapała dziką miłością do squasha. Ale żeby się o tym przekonać - trzeba spróbować.
Zanim wybierzesz się na pierwsze zajęcia – skonsultuj się z żywym trenerem, a nie awatarem na internetowym forum. Kilka minut rozmowy może uchronić cię przed kontuzją, a przede wszystkim – spadkiem motywacji.
W internecie mamy całe mnóstwo samozwańczych ekspertów. Korzystania z ich niesprawdzonych porad nie polecam. Kiedy już wybierzemy konkretny klub i zdecydujemy, które zajęcia najbardziej do nas przemawiają, warto skonsultować się z instruktorem. Ten powinien nas wypytać o kontuzje czy przebyte choroby i poinformować o ewentualnych przeciwwskazaniach do wykonywania danego rodzaju ćwiczeń.
Brak czasu – dla siebie, dla rodziny, to standardowy powód rezygnacji z zajęć, a tak naprawdę najprostsza wymówka, żeby nie zrobić kolejnych 50 pompek i nie przebiec kolejnych 5 kilometrów. Prawda jest taka, że na zajęcia równie dobrze możesz chodzić z mężem czy żoną, a nawet zabierać ze sobą dzieci – wiele klubów organizuje opiekę nad najmłodszymi, podczas gdy rodzice ćwiczą. Starsze można z powodzeniem zabrać na zajęcia ze sobą, zwłaszcza jeśli im również wyrobimy karty sportowe.
Zajęcia dla par, jak najbardziej, istnieją. Można się wybrać na przykład na pump, czyli ćwiczenia z wykorzystaniem sztang. Panowie i panie mogą ćwiczyć jednocześnie, dostosowując wykorzystywane obciążenie do własnych możliwości. Podobnie jest z zajęciami na rowerach stacjonarnych.
Artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy Benefit Systems.