Telemarketing - frustracja, stres i nieduże zarobki. Ale lepsza pierwsza praca niż garnuszek rodziców
Bartłomiej Kałucki
21 czerwca 2012, 19:01·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 czerwca 2012, 19:01
Prezes PZU Andrzej Klesyk w słynnym już tekście w "Gazecie Wyborczej", który stanowił swego rodzaju manifest niezadowolonych pracodawców, zarzucił uczelniom produkowanie bezrobotnych. Nie miał racji. Uczelnie produkują zawodowych telemarketerów. Telemarketing to często pierwsza praca dla kolejnych roczników.
Reklama.
Gdy po obronie dyplomu opadnie już szał, odbębnione zostaną wszelkie imprezy, przyjęte gratulacje od babć, cioć i wujków czas mężnie ruszyć na poszukiwanie pierwszej pracy. Gdy po kolejnych tonach wysłanych CV i listów motywacyjnych oraz zgrabnych odpowiedziach pracodawców w stylu: doceniamy Pańskie/ Pani kompetencje ale nie przystaje Pan/Pani do profilu naszej firmy, przychodzi czas na poszukanie mniej ambitnego zajęcia.
Przychodzi pora na call center
Wówczas z pomocą przychodzą rosnące jak grzyby po deszczu kolejne call center. Oczywiście można tam pracować zarówno na tzw. infolinii, czyli obsłudze połączeń przychodzących, lecz częściej można się spotkać z ofertą pracy telesprzedawcy.
Wymagania: to zazwyczaj: średnie wykształcenie, miła aparycja, komunikatywność. Po rozmowie kwalifikacyjnej, na której najczęściej należy zaprezentować w jaki sposób sprzedać jakiś abstrakcyjny produkt, np.: lodówkę Eskimosom, czy paczkę chusteczek albo papier toaletowy, przychodzi czas na szkolenie wstępne. Celowo nie napisałem, że należy oczekiwać na wynik rozmowy, bo wynik jest równie oczywisty jak to, że do końca miesiąca nie dojdzie do koalicji rządowej Platformy z PiSem. W firmach telemarketingowych panuje tzw. rekrutacja ciągła, z uwagi na ogromną rotację pracowników, nawet tych wyższego szczebla.
Najczęstszymi klientami firm telemarketingowych są sieci komórkowe, firmy ubezpieczeniowe, wydawnictwa. Tym samym najczęściej telemarketerzy proponują nam różnego rodzaju ubezpieczenia, programy emerytalne, pakiety minut, smsów, laptopy, nowe plany taryfowe, kolekcje książek.
Po pozytywnym przejściu szkolenia następuje rozmowa z prowadzącym szkolenie oraz przyszłym kierownikiem grupy sprzedażowej, podczas której kandydat ma za zadanie zaprezentować określony produkt na takiej zasadzie jakiej będzie on prezentowany klientom. A później do pracy.
Szef bez doświadczenia
Najczęstszą forma zatrudnienia są umowy cywilnoprawne, dlatego też plusem takiej pracy jest możliwość dostosowania grafiku do swoich potrzeb. Młodym absolwentom jest to szczególnie na rękę, kiedy dostają propozycję pracy „w zawodzie”, a rozmowa kwalifikacyjna ma się odbyć z dnia na dzień. Zarobki z kolei plasują się na poziomie 8 – 13 zł brutto za godzinę pracy.
Minus oczywisty – to klienci i czasami przełożeni. Przełożeni jak w każdej pracy mogą pomóc albo zaszkodzić. Wadą, ale równocześnie zaletą jest, że przełożonym – liderem zespołu jest były konsultant. Jest to zaleta, bo rozumie w większym stopniu codzienną walkę z klientem i o klienta. Może to też być wada, bo jeszcze niedawny konsultant, z dnia na dzień staje się szefem swoich kolegów „ze słuchawek” i łatwo tutaj o uderzenie wody sodowej. Ktoś może powiedzieć – no pewnie, ale tak jest w każdej firmie, gdzie jest określona drabinka i możliwość awansu. Jednak branża call center jest specyficzna, bowiem owym liderem grupy zostaje się często z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Zostają nimi bardzo młode osoby – 19, 20, 25 latkowie, bez wcześniejszych doświadczeń na polu zawodowym, umiejętności radzenia ze stresem.
Sfrustrowane błędne koło
Jednym słowem telemarketing to takie samonapędzające się błędne koło – sfrustrowani klienci kolejnym telefonem w podobnej sprawie od sfrustrowanych telemarketerów, którzy są psychicznie wyczerpani delikatnie mówiąc niemiłymi klientami. A nad ich głowami niezadowoleni z wyniku liderzy, którzy drżą o to jak wytłumaczyć się ze złego wyniku swojej grupy wobec swoich przełożonych oraz klientów.
Ale z drugiej strony co by było, gdyby nie istniały takie firmy. Wtedy absolwenci kolejne miesiące i lata byliby na garnuszku rodziców, ewentualnie zasililiby armię firm typowo akwizycyjnych, gdzie należy sprzedawać pasty do zębów, perfumy w domu klienta czy na parkingu.