Poznałem Magdę Prokopowicz, gdy pracowałem w Wydarzeniach Polsatu i wraz z Gośką Mikulską - Rembek zajmowaliśmy się głównie tematyką medyczną. Magda była dla mnie uosobieniem walki ze straszliwą chorobą, jaką jest rak. Jednak nie robiła tego w sposób "konwencjonalny".
Każda jej akcja spotykała się dużym zainteresowaniem mediów, a tym samym wzruszeniem widzów. To sprawiało, że jej działalność była nie tylko szlachetna, ale przede wszystkim skuteczna.
Nie było po niej widać cierpienia. Przeciwnie. Potrafiła z uśmiechem twarzy walczyć, nie tylko o swoje zdrowie, ale również o godność wszystkich osób chorujących na raka. Jedna z jej akcji, którą miałem zaszczyt obserwować były "metamorfozy". Magda spowodowała, że kobiety zmęczone wielomiesięcznym leczeniem, chemioterapią, pobytem w szpitalu, znów poczuły się kobietami,
pięknymi kobietami.
Kiedyś rozmawiając z Magdą Prokopowicz, wspominaliśmy nasze pierwsze spotkanie. Było to dwa lata temu w mieszkaniu jej przyjaciółki w Warszawie. Rozmawialiśmy oczywiście o problemach z dostępem do leków dla chorych na raka. Po rozmowie przed kamerą potrzebowaliśmy tzw. "ogrywki", czyli kilu ujęć Magdy. Poprosiłem, aby udawała, że się czymś zajmuje, chodzi z kuchni do pokoju, odbiera telefon, przegląda internet. Magda zaprotestowała. Powiedziała, że nie namówię jej, aby cokolwiek udawała. - To nie w moim stylu - usłyszałem.