Reguła mówiąca o tym, że nie należy oceniać książki po okładce ma zastosowanie również w przypadku filmów, czego najlepszym dowodem jest “Personal Shopper” z Kristen Stewart. Jeśli traficie na seans sugerując się tylko tytułem i plakatem, na którym główna bohaterka przymierza błyskotliwą sukienkę, przygotujcie się na spore zaskoczenie.
Paryski szyk, hollywoodzki blichtr, absurdalne zachcianki najpiękniejszych i najbogatszych oraz ludzie, których wypłata zależy od tego, czy uda im się je spełnić - tego świata “Personal Shopper” dotyka tylko powierzchownie. Główna bohaterka - Maureen (Stewart) od rana do wieczora biega po najdroższych butikach kompletując garderobę swojej bajecznie bogatej i tragicznie zblazowanej pracodawczyni. Z obojętnym wyrazem twarzy wybiera diamentowe kolie, po czym pakuje warte setki tysięcy euro zakupy do papierowych toreb i pędzi z nimi na skuterze przez pół miasta, jakby wiozła co najwyżej kilo ziemniaków.
Maureen jest postacią kompletnie do gwiazdorskiego światka niepasującą, co staje się jasnym już w pierwszych minutach filmu, kiedy na ekranie, zamiast w designerskich ciuchach, pojawia się w wytartych dżinsach i swetrze, który eufemistycznie można określić co najwyżej jako “vintage”. Nie oznacza to jednak, że twardo stąpa po ziemi - wręcz przeciwnie, o czym również dowiadujemy się już na początku, kiedy podczas samotnej nocy w opuszczonym domu usiłuje porozumieć się z bratem. Komunikacja nie jest łatwa, bo Lewis od kilku tygodni nie żyje.
Mistyczna więź łącząca rodzeństwo to wątek, który wysuwa się na pierwszy plan. Maureen, podobnie jak jej brat, ma zdolności paranormalne. Cierpi również na tę samą chorobę, która doprowadziła do jego śmierci. Być może to właśnie świadomość przeciekającego przez palce życia sprawia, że dziewczyna desperacko domaga się od Lewisa dowodu na istnienie zaświatów.
Akcja “Personal Shopper” toczy się więc na styku dwóch zupełnie różnych, choć tak samo nierealnych płaszczyzn. Jak można się jednak domyślać, wybór ten nie jest przypadkowy, a obie rzeczywistości, w których funkcjonuje Maureen, zaczną się ze sobą przenikać w najmniej oczekiwany (i pożądany) przez nią sposób.
“Personal Shopper” trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Jest to opowieść o duchach, więc w pewnym sensie horror. Są momenty, w których napięcie wgniata widza w fotel, więc również thriller. Pojawia się też wątek kryminalny. Na pierwszym planie cały czas pozostaje jednak sama Maureen z jej lękami i obsesjami, trudno więc nie postawić przed wybraną kategorią przymiotnika “psychologiczny”.
“Personal Shopper” to już drugi film Oliviera Assayasa z Kristen Stewart. W poprzednim, “Sils Maria”, 26-letnia Amerykanka również wcieliła się w rolę gwiazdorskiej asystentki. Wtedy jednak to historia granej przez Juliette Binoche aktorki u schyłku kariery stanowiła fabularną oś. Tym razem wydaje się, że Assayas pisał scenariusz specjalnie dla Stewart - nie tylko łącząc w ten sposób oba obrazy, ale pozwalając swojej gwieździe na dużo swobody. Oglądając “Personal Shopper” ma się wrażenie, że taka właśnie Stewart może być w rzeczywistości: z jednej strony pewna siebie i swoich talentów, z drugiej - przerażona tym, do czego może zaprowadzić ją ścieżka, na którą weszła.
Wizję Assayasa doceniło jury festiwalu w Cannes, przyznając mu nagrodę za reżyserię oraz kapituła francuskich Cezarów, która wyróżniła go w tej samej kategorii. “Personal Shopper” został również entuzjastycznie przyjęty na festiwalach w Toronto, Nowym Jorku i Londynie, a na polskich ekranach pojawi się od 17 marca.