Partia rządząca kolejny raz udowadnia, że suwerena słucha i darzy szacunkiem, ale tylko i wyłącznie wówczas, gdy popiera on jej działania. Gdy Polacy pomysłom Prawa i Sprawiedliwości się przeciwstawiają, politycy tej formacji tracą wobec nich wszelkie hamulce. Najnowszym tego przykładem jest dzisiejszy strajk nauczycieli i to, jaką nagonkę na nich urządzić próbują poseł Stanisław Pięta i wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Bartosz Marczuk.
– Związek Nauczycielstwa Polskiego to postkomunistyczna, progenderowa i prorosyjska organizacja – oznajmił poseł Stanisław Pięta w wywiadzie dla "Super Expressu". Na tych inwektywach pod adresem organizatorów piątkowego strajku nauczycieli jednak polityk Prawa i Sprawiedliwości nie poprzestał. – Jeśliby to ode mnie zależało, wyrzuciłbym tę czerwoną lumpeninteligencję na pysk! – dodał.
W nieco inny sposób strajkujących przeciwko reformie oświaty nauczycieli skompromitować postanowił także podsekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Bartosz Marczuk. "Paradoks. Strajkuje dziś grupa zawodowa z największymi przywilejami w Polsce" – napisał na Twitterze. I przekonywał, że każdy polski nauczyciel ma "pewny awans i wysokie zarobki, ochronę i krótki czas pracy, extra urlopy". "O co chodzi?" – pytał retorycznie.
I co ciekawe, ten komentarz wzbudził w sieci większe oburzenie od słów Stanisława Pięty. Bartoszowi Marczukowi natychmiast przypomniano, że co najmniej mija się z prawdą w tym, co pisze o zarobkach i przywilejach polskich nauczycieli. Propagandę uprawianą przez wiceministra postanowił obnażyć m.in. redaktor naczelny serwisu Bankier.pl Przemysław Barankiewicz, którego żona jest nauczycielką.
Członkowi rządu PiS nie odpuszczają też sami nauczyciele i inni przedstawiciele nauczycielskich rodzin. Wskazują oni, że w większości szkół nie ma takich warunków pracy, jak te, o których pisze Bartosz Marczuk.
Przypomnijmy, iż to nie pierwszy raz, gdy Bartosz Marczuk wywołuje burzę za sprawą swojej specyficznej oceny zarobków i przywilejów różnych grup społecznych w Polsce. Gdy przed rokiem startował program Rodzina 500+ (za który jest on w MRPiPS współodpowiedzialny), polityk rozpalił emocje opinii publicznej w sprawie tego, komu taka pomoc państwa się należy. – W ogóle mnie nie oburza, że ludzie, którzy są ponadprzeciętnie aktywni zawodowo, dużo pracują i dobrze zarabiają, zgłoszą się po 500+ – stwierdził w jednym z wywiadów. I przyznał, że też ustawi się w kolejce po 1500 zł przysługujące na jego gromadkę dzieci.