Każdy teledysk południowoafrykańskiego zespołu Die Antwoord kończy jako hit internetu. Są bezkompromisowi, radykalnie oryginalni, kpiący, bardziej kampowi niż Lady Gaga i ostrzejsi niż Sex Pistols w najlepszych latach. M.I.A mogłaby im przycinać trawnik.
Trzon zespołu stanowią Ninja i Yo-Landi Vi$$er. On wygląda jak skrzyżowanie Sida Visciousa, Rentona z Trainspotting i bohatera amerykańskiej komedii dla nastolatków. Ona to połączenie lolitki z Tank Girl i Małą Mi. Są dziwni, według wygładzonych pop-standardów - są brzydcy, są seksowni i nie dają się sformatować.
Ich teledyski to feeria absurdu, nowoczesnej sztuki, lokalnej kultury, albo raczej subkultury Zef, wizualnych prowokacji, pomysłów w stylu Jackassa i scenografii, której powstydziłby się David La Chappelle. Już ich pierwszy teledysk, "Enter The Ninja", we współreżyserii tytułowego Ninji i Roba Mapage, podzielił publiczność na absolutnych fanów i na tych, którzy wzdrygiwali się na hard core'ową estetykę grupy, która sprawia, że europejski rave wydaje się zabawą dla grzecznych dzieci.
Potem przyszedł klip "Evil Boy" (oczy zamiast sutków, futro z białych myszy, pentagramy i inne atrakcje), który wyreżyserował już sam Ninja oraz teledysk do "Rich Bitch", gdzie z kolei główną rolę grała Yolandi. Jako tytułowa bogata "bicza" siedziała na złotym klozecie, rozrzucała dolary i biegała w złotym kombinezonie niczym Cat Woman w wersji bling-bling.
Podobno teledysk ten to hołd dla pierwszego spotkania Ninji z Yo-Landi, do którego doszło kiedy ta próbowała go okraść. Ponoć zabrała mu z kieszeni 100 dolarów, a kiedy ją przyłapał, powiedziała, że bardzo jej przykro i kupiła mu małą zabawkę. Nowy facet jest trochę naćpany
Potem grupa weszła we współpracę z jednym z najbardziej uznanych i oryginalnych filmowców awangardowych, Harmony Korinem ("Dzieciaki", "Julien Donkey-Boy") i nakręciła krótkometrażowy film o wdzięcznym tytule – "What are you looking at?". Jak informuje sama grupa, filmik składa się z "włochatych kostiumów, wózków inwalidzkich i dużej ilości slangu Zef" i jest lepszy niż "Urodzeni mordercy" oraz "Bonnie i Clyde" razem wzięci, doprawiony dodatkowo absurdalnym humorem a la Monty Python.
Kolejny teledysk, "Think U Freeky" to z kolei rezultat współpracy z Rogerem Ballenem, którego czarno-białe, mroczne, dokumentalno-surrealistyczne zdjęcia opowiedziały o RPA tak, jak Diane Arbus opowiadała w latach 60. o Nowym Jorku.
Zef to południowo afrykańska subkultura, której nazwa pochodzi od ulubionego samochodu "dla ludu" od lat 50. do 70., Forda Zephyr, i obejmuje niższą klasę średnią, zwykle białą, która cechuje się dużym upodobaniem do tandety i taniochy. Porównywana jest z brytyjskim określeniem chavs – które z kolei próbuje się tłumaczyć w Polsce jako dresiarzy, ale nie jest określeniem stygmatyzującym – raczej pozytywnym. Jak mówi Yo-Landi: "To określenie używane jest w stosunku do ludzi, którzy są biedni, ale mają fantazję. Jesteś ubogi, ale jesteś seksowny, masz styl." Czym jest Zef i czym jest muzyka Zef – wciąż jeszcze podlega dyskusji. Jej kształt w dużej mierze inspiruje twórczość Die Antwoord.
Nowy teledysk, grupy o przywołującym na myśl dawną piosenkę Briana Eno tytule, "Baby's on Fire" to opowieść o rodzinie Antwoordów, którzy żyją sobie spokojnie w pastelowym domku na przedmieściach. Dzieci robią karierę w biznesie muzycznym, rodzice zalegają na kanapach. Jednak jedyne o czym myśli mała Yo-Landi to pójść do łóżka z chłopcem, jedyne o czym myśli Ninja – w teledysku jej zazdrosny brat – to tego chłopca pokrzywdzić. Terence Neale, reżyser klipu, na pytanie o inspiracje odpowiada: Buffallo 66, Czarny kot/Biały Kot, Zmierzch i ET.
To szalona jak kręcony lizak mieszanka slapsticku z Quentinem Tarantino, z operą mydlaną i dokumentem, a to wszystko sowicie podlane brudnym lukrem.
Smacznego. O tym, że moda nie jest dla idiotów. Odpowiedź na facebookowe komentarze i zarzuty