George Soros krytykuje Niemcy: "Angela Merkel prowadzi Europę w złym kierunku"
Piotr Filip Micula
25 czerwca 2012, 20:11·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 czerwca 2012, 20:11
George Soros w niedzielnym wywiadzie dla Bloomberg Television postanowił ponownie zabrać głos w sprawie konieczności ratowania gospodarek państw strefy euro przed bankructwem. I ponownie pozwolił sobie przy tej okazji skrytykować politykę prowadzoną przez Niemcy. Dlaczego? Bo jest za mało radykalna!
Reklama.
Opowieść o Soroszu jako o "ekonomicznym guru" w rzeczywistości jest opowieścią o króliku, który pewnego dnia wyskoczył czarodziejowi z kapelusza. Ten finansista pochodzenia żydowsko-węgierskiego zasłynął tym, że w roku 1992 za pośrednictwem swojego funduszu Quantum dokonał operacji spekulacyjnej na funcie szterlingu. Uznając go za mocno przewartościowanego postanowił zaangażować 10 mld dolarów w grę na zniżkę kursu brytyjskiej waluty. Dla Wielkiej Brytanii był to wówczas czas próby - brytyjski system bankowy znajdował się w tzw. "przedsionku strefy euro", przez co Bank Anglii zmuszony był trzymać walutę w odpowiednim przedziale wahań kursowych.
Gra Sorosa miała wtedy poważne konsekwencje dla Wielkiej Brytanii. Bank Anglii nie był w stanie bronić kursu i musiał zdewaluować funta. Szacuje się, że Soros zarobił na tej operacji ok. 1 mld dolarów. Tymczasem Brytyjczykom ostatecznie zamknęło to drogę do przyjęcia wspólnej waluty.
"Człowiek, który złamał Bank Anglii" – do dziś tak się mówi o tym 81-letnim inwestorze. I dziś też jest stałym komentatorem światowej prasy, "ekonomicznym autorytetem" Zachodu.
Soros krytykował działania Angeli Merkel już w sierpniu ub. roku, określając politykę Niemiec mianem "polityki małych kroków". Jego zdaniem właśnie ta polityka była odpowiedzialna za rozprzestrzenienie się kryzysu zadłużeniowego w Europie. Wczorajszym wywiadem dla Bloomberga postanowił tylko potwierdzić wypowiedziane blisko rok wcześniej słowa. "Merkel jest silnym przywódcą, ale niestety prowadzi Europę w złym kierunku" – powiedział.
W przekonaniu Sorosa Unia powinna jak najszybciej utworzyć fundusz odpowiedzialny za skup włoskich i hiszpańskich obligacji. Moment jest odpowiedni, jako że naciski na zainicjowanie takich działań przez Niemcy zwiększyły się po tym, gdy w ubiegłym tygodniu oprocentowanie 10-letnich obligacji hiszpańskich przekroczyło próg 7 proc., co uznano za poziom zagrażający stabilności sektora finansowego. W tej chwili szacuje się, że hiszpański sektor bankowy może potrzebować nawet 62 mld euro pomocy. Minister finansów Hiszpanii Luis de Guindos złożył już nawet oficjalne pismo do szefa eurogrupy, Jean-Claude'a Junckera, z prośbą o zasilenie hiszpańskiego sektora bankowego kwotą 100 mld euro.
Soros podkreśla, że jeżeli w ciągu najbliższych dni nie dojdzie do porozumienia pomiędzy krajami, cały plan wspólnego ratowania strefy euro może zakończyć się fiaskiem. Według niego ponowne odłożenie w czasie podjęcia koniecznych decyzji może zapowiadać katastrofę. Kluczowa ma tutaj być właśnie rola Niemiec – przy delikatnym wsparciu ze strony Francji i Włoch, które w przekonaniu inwestora powoli zaczynają się domagać od Merkel zakończenia spirali kryzysu zadłużeniowego.
Nie jest trudno się zgodzić z Sorosem, że główny problem Unii polega na braku silnego ośrodka decyzyjnego. Pytanie tylko, czy rzeczywiście tym ośrodkiem decyzyjnym powinien być jeden kraj – w tym wypadku Niemcy. Możliwość bezwarunkowego narzucania swojego zdania pozostałym członkom wspólnoty byłaby dla Niemiec wysoką stopą zwrotu za wszystkie lata dopłacania do projektu unijnego (większego płatnika netto w Unii nie da się wskazać).
Ale czy tak powinno wyglądać "porozumienie" w Unii Europejskiej? Czy konieczność podejmowania istotnych decyzji, gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej, ostatecznie powinna spoczywać tylko w rękach jednego państwa?
Najwyraźniej Soros twierdzi, że tak. Byłbym skłonny poddać to w wątpliwość.