Bywa tam Doda, bywają serki na głoda, dziesiątki samochodów oraz przedstawiciele różnych opcji politycznych, ale tylko gołębie znalazły tam swój dom.
Trudno, żeby było inaczej: wielki plac z monumentalną architekturą socrealistyczną z centralnym parkingiem oraz sklepami usytuowanymi na wszystkich bokach. Miejsce zupełnie martwe. Nawet piękny neon siatkarki, niedawno odrestaurowany, nie świeci z niewiadomych powodów.
Plac Konstytucji ożywa kilka razy w roku – na Sylwestra, gdy miasto organizuje wielką imprezę komercyjną (w poprzednim roku m.in. Boys i Norbi), 11 listopada, gdy zderzają się ze sobą różne opcje polityczne (podczas ostatniej edycji wyjątkowo burzliwie) czy przy imprezach okolicznościowych typu Euro, gdy partnerzy mistrzostw ustawiają swoje mini sceny i krzyczą pół dnia do przechodzących ludzi, na siłę próbując przyciągnąć ich uwagę.
Na co dzień na Konstytucji działają banki, kilka sklepów, fast food oraz parking zajmujący największą powierzchnię placu. Regularnie odbywają się również targi, rozstawiane są namioty, w których sprzedaje się oscypki, ciupagi, wina i ludowe stroje. Od sasa do lasa, bez żadnego głębszego sensu. Przestrzeń jest naprawdę ogromna, w samym centrum miasta, jednak włodarze zdają się zauważać ją tylko w ostatni dzień roku, gdy urządzają dyskotekę dla tłumów.
Nie można zapomnieć o pstrokatych bannerach i reklamach, które przesłaniają kilka budynków tej wyjątkowej architektury. Wyjątkowej, bo Konstytucji jako jedyny plac miejski został wybudowany w jednorodnym stylu.
W tym roku mija sześćdziesiąt lat od oficjalnego otwarcia placu Konstytucji. Może warto byłoby przyjrzeć się mu bliżej i zwrócić go mieszkańcom?