Znudziły ci się filmy? Zagraj w nie! W serialu "Westworld" aktorzy wcielali się w bohaterów grających w niezwykle realistyczną symulację życia. To jednak wizja (dość przerażającej) przyszłości. Za to już teraz możliwa jest zupełnie odwrotna sytuacja. To my możemy sterować samymi aktorami i fabułą. Pozwala nam na to raczkujący gatunek filmowych gier, które możemy nazywać też interaktywni filmami.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Na ulicy podbiega do Ciebie mężczyzna, dźga nożem w brzuch, kradnie torbę i ucieka. Co robisz?
1. Biegniesz za sprawcą, by go złapać i odebrać cenne rzeczy. Przecież rana do wesela się zagoi.
2. Prosisz o pomoc innych, którzy widzieli całe zajście. Niech go gonią i wezwą pomoc, bo się wykrwawisz. Czekasz.
3. Dzwonisz na 112 i biegniesz za nim. Cały czas krwawisz, ale adrenalina dodaje sił.
Za chwile ciąg dalszy...
Wybory, konsekwencje, akcja
Oglądając film czy serial możemy tylko przyglądać się wydarzeniom na ekranie. A kto z nas nie miał czasem ochoty przywalenia w twarz złemu bohaterowi? Kto nie krzyczał "no pocałują ją baranie!"? Pasywność jest odwiecznym minusem kina (oczywiście można to traktować w kategorii zalety – wszak twórca miał właśnie na myśli to, co widzimy). No nic nie możemy zrobić, koniec i kropka. Gry komputerowe i konsolowe od początku miały taki atut i przewagę w stosunku do X i XI muzy, że pozwalają na interakcję. Wbrew temu co mówią przeciwnicy – XII muza właśnie nie odmóżdża, bo cały czas coś robimy i cały czas używamy mózgownicy. A co jeśli połączymy oba światy, które od zawsze ze sobą niepotrzebnie konkurowały?
Efekty Twojego wcześniejszego wyboru:
1. Biegniesz co sił w nogach. Zostawiasz krwawe ślady na chodniku. Nie dopadasz napastnika, ale za to znajdujesz po drodze swoją torbę. Dzwonisz po karetkę, a po chwili mdlejesz z wysiłku i utraty krwi.
2. Nikt nie chce Ci pomóc. Z nerwów rzucasz telefonem o ziemię. Rozpada się na kawałki. Nie masz jak wezwać karetki. Zatrzymuje się samochód. Kierowca zabiera Cię do środka obiecując, że zawiezie Cię do szpitala. Zgadzasz się.
3. Biegniesz za bandytą z telefonem przy uchu. Słysząc, że wzywasz pomoc zawraca by Ci na to nie pozwolić. Znów wyciąga nóż. Nadal jest na nim Twoja krew.
Przygotuj się na finał!
Czy to jeszcze film? Czy to jeszcze gra?
Gier z fabułą, muzyką, dialogami, postaciami itd. lepszymi niż niejeden film powstało od groma. I odwrotnie. Nie ma co się nad tym rozpisywać. Wraz z rozwojem całej branży rozrywkowej i poszukiwań nowych rozwiązań powstał też nurt z grami, które korzystają z filmowej narracji. To było coś tak naturalnego, jak truskawki w czerwcu. Filmowcy przestali traktować gry jak dziecinadę, a programiści wyszli z piwnic. I tak w 2005 roku powstał Fahrenheit ze stajni Quantic Dream. To nieco zapomniany kamień milowy gatunku (został odkopany w remasterze z 2015 roku). Nie dziwota. Wyszły lepsze gry w tym stylu.
Finał!
1. Budzisz się. Ratownicy ledwo Cię uratowali. Kto to był? Czemu to zrobił? Nigdy się już tego nie dowiesz, ale przynajmniej odzyskałeś torbę. I żyjesz.
2. W drodze do szpitala odbijacie w leśną dróżkę. Coś jest nie tak. Próbujesz otworzyć drzwi. Nie da się. Krzyczysz i dostajesz czymś twardym w głowę. Otwierasz oczy. Rana jest zszyta. Mężczyzna tłumaczy, że wpadłeś w panikę, a do szpitala było za daleko. Wychodzić z domu z poczuciem pustki - nie tylko po utracie torby.
3. Napastnik podbiega i staje jak wryty. Okazuje się, że pomylił Cię z kimś innym. Oddaje torbę i z poczuciem winy oddaje się w ręce policji. Byłeś bardzo podobny do osoby, która zamordowała jego córkę i wyszła na wolność. Nie mylił się.
Historia, której przed chwilą byliście częścią w ubogi sposób pokazuje, na czym polega oś produkcji studia Quantic Dream. Akcja jest prowadzona dwutorowo. Z jednej strony tak jak w filmach poznajemy fabułę. Oglądamy długie scenki rodem z kina. Z drugiej strony wkraczamy w samo serce akcji. Na szczęście nie będziemy rzucać padem o podłogę jak w innych grach. Czekają nas proste sekwencje polegające na wciśnięciu odpowiedniej kombinacji klawiszy. Chodzi bardziej o wczucie się w to, co się dzieje na ekranie, a nie bierne przyglądanie się. To wczucie tyczy się też wyborów, które podejmujemy za bohaterów. Od nas zależeć będzie to, jak dalej potoczy się historia.
W przeciwieństwie do filmów – tutaj mamy kilka zakończeń. A decyzje z którymi przyjdzie nam się zmierzyć przeżywamy tak, jakbyśmy to sami byli uczestnikami. Do dziś pamiętam jak trudno mi było w grze "Heavy Rain" zastrzelić mężczyznę, który wcześniej sam chciał mnie zabić. Jeśli bym to zrobił, poznałbym kolejną wskazówkę potrzebną do odnalezienia miejsca przetrzymywania syna porwanego przez seryjnego mordercę. Ale naciskając na spust, sam stałbym się zabójcą, a kolejne dziecko straciłoby ojca. Tak, mężczyzna, którego trzymałem na muszce miał syna. Takich mniej lub bardziej poważnych dylematów moralnych jest więcej.
Gra "Heavy Rain" była jeszcze większym sukcesem i skokiem jakościowym w stosunku do "Fahrenheita". Jednak studio nie osiadło na laurach i wypuściło kolejną grę "Beyond: Dwie dusze". Jeszcze bardziej filmową – za sprawą Ellen Page i Willema Dafoe, którzy dzięki technice motion capture stali się wirtualnymi aktorami. To nie wszystko. Rozwój technologii pozwolił na jeszcze bardziej fotorealistyczną grafikę (patrz obrazek na samej górze), a akcje możemy przeżywać też z drugim graczem. Steruje on wtedy tajemniczą istotą, która opętała główną bohaterkę.
Co dwie głowy to nie jedna, a wspólne przeżywanie historii daje więcej frajdy niż wspólne, ale jednak indywidualne, oglądanie filmu w kinie. Mnogość linii scenariuszowych zachęca do grania w te interaktywne filmy jeszcze i jeszcze raz. W sam raz przyda się to w oczekiwaniu na kolejny tytuł studia: "Detroit: Become Human". Premiera w przyszłym roku, ale już wiadomo, że jest na co czekać. Wystarczy obejrzeć trailer. Ciarki gwarantowane.
Nowy trend w branży wideo nie jest już tylko prowadzony przez Quantic Dream. Również inni producenci zaczynają tworzyć w tym filmowym stylu. Wśród nich z pewnością można polecić podzielone na epizody, tak jak serial, "Life is Strange" czy gry ze studia Telltame Games, "The Order: 1886" z naciskiem na akcje czy świetny horror klasy B "Until Dawn". Ostatni tytuł udowadnia, że twórcom i aktorom filmowym i serialowym też spodobała się ta formuła: za fabułę odpowiadają scenarzyści filmowych horrorów (m. in. "Habit", "Plaga wampirów"), a w bohaterów wcielają się popularni aktorzy (np. Rami Malek z "Mr. Robot"). Czas by przekonali się do nich też stali bywalcy kin i nałogowi pożeracze seriali.