Po sieci hula i bije rekordy popularności filmik z ostatniej "Familiady". Fatalna pomyłka lub zwykła głupota doprowadziła jedną z drużyn do przegranej. To kolejny taki przypadek w historii teleturniejów. Ich bohaterowie potem stają się gwiazdami internetu. Nie mają jednak zbytnich powodów do dumy.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
W najnowszym hicie internetu pada pytanie o imiona męskie na literkę "O". Drużyna po naradzie podaje propozycje: Oktawian i 3 razy Oliwier. Dobra odpowiedź wystarczyłaby licealistom, by wejść do finału. Co wybrał lider drużyny? Oliwię! Już chyba Hiszpańskiej Inkwizycji można się bardziej spodziewać.
Zazwyczaj takie osoby są mieszane z błotem w komentarzach. W tym przypadku jest trochę inaczej. Oczywiście bohatera wpadki niektórzy nazywają mało cenzuralnie, ale są i tacy chwalą go za bycie... buntownikiem. Wszak nie będzie mu Karol Strasburger mówił, co ma robić.
Jeden z chłopaków z drużyny, który z wiadomych względów nie chce się ujawniać, tłumaczy dlaczego wyszło jak wyszło.
Lider przewodzi drużynie nie przez przypadek. Zresztą, Jakub do głupich raczej nie należy - wygrał nawet odcinek "Jeden z dziesięciu" i uczy się w najlepszym liceum matematycznym w Warszawie. Rozwiązanie wydaje się oczywiste: chodzi przecież o stres. Ale nie tylko o to.
Krzysztof Kijek, pomimo tego, że muzyka to jego pasja i wygrał jeden z finałów "Jaka to melodia?", przyznaje, że nerwy są ogromne. – Przez nie nie moglem się wkręcić w grę i prawie odpadłem na początku. Dwie rzeczy były najgorsze: po pierwsze, trema związana z kamerą i wszystkim, co muszą robić uczestnicy (a więc nie tylko zgadywać, ale tez się jakoś aktywniej "bawić" czy np. tańczyć z losową osoba z publiczności). Po drugie, strach, że nie pójdzie mi dobrze i szybko odpadnę, zwłaszcza że to teleturniej o moim "koniku" i byłoby naprawdę głupio sobie nie poradzić – mówi.
Na początku było światło
Stres przed kamerą potęgowany jest przez… światło. – W snopie światła człowiek głupieje. Np. w "Milionerach" wiedza jest cofnięta, bo chronimy się przed inwazyjnymi reflektorami. Zapominamy o świecie – tłumaczy medioznawca Wiesław Godzic z Uniwersytetu SWPS. Drugi czynnik to fakt, że nie jesteśmy na swoim terenie – uczestnicy są nastawieni na to, że ktoś chce ich zrobić w konia. Szukają drugiego dna i odpadają na najprostszych pytaniach – wyjaśnia ekspert. A zazwyczaj to pierwsza myśl jest najlepsza.
Programy są właśnie tak skrojone, by niektórzy się wygłupili. – To, że ktoś wygrał, nie zawsze oznacza, że jest mądry. Teleturnieje opierają się o zasadę chybił-trafił. Liczy się przede wszystkim szczęście. – Uczestnicy, którym powinął się język, nie mają więc co się martwić. Zwłaszcza, że ludzie szybko zapominają. Badania pokazały, że takie osoby są dobrze przyjmowane. Wszyscy szanują je za odwagę, to że wystąpiły i reprezentowały miasto – mówi nam profesor Godzic. Ludzie może nie pamiętają, ale internet już tak. Wręcz puchnie od kompilacji wpadek z teleturniejów.
Palnęliśmy głupotę to palnęliśmy. Po co drążyć temat?
Przekrój uczestników teleturniejów jest bardzo szeroki. Trafia tam niemal każda grupa społeczna i zawodowa. Chodzących Wikipedii nie ma. – Kandydaci mają wiedzę selektywną. To zazwyczaj zapaleńcy i amatorzy. Przez to gafa jest bardziej prawdopodobna – mówi psycholog Zbigniew Nęcki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do tego prowadzący zadają kłopotliwe i podchwytliwe pytania.
Jak więc ludzie wygrywają? Mają dystans. – Po pierwsze maksymalna wiedza, po drugie maksymalne nie przejmowanie się. Niewielki stres mobilizuje, nadmierny powoduje zniszczenia w systemie myślenia. To jak u studentów. Przygotowują się miesiącami, a potem polegają na egzaminach. Wsparcie bliskich też jest ważne. Muszą uzmysłowić sobie, że chodzi przecież o elegancką zabawę. – podpowiada profesor Nęcki.
Stres w trakcie teleturnieju to jedna sprawa. Druga to to, co się dzieje potem, gdy stajemy się "hitem internetów". Takimi wbrew woli, negatywnymi. – To niezwykle trudne – przyznaje psycholog z UJ. – Znowu potrzebny jest luz i nie traktowanie tego w kategorii klęski, ale dowcipu. Możemy się pocieszać, że nie tylko my strzeliliśmy gafę. Od zawsze robią to też największe umysły świata. Naukowcy, artyści, o politykach nawet nie wspominając – kwituje.
Taktyka była prosta, polegała na tym, że 4 osoby robią naradę, a kapitan słucha przeciwników, dzięki temu nie powtórzymy ich odpowiedzi. Problem polega na tym, że nasz kapitan ze stresu nie usłyszał "męskie", a skoro nie naradzał się z nami, to od nas też tego nie usłyszał. Czemu postanowił być indywidualistą i olać nasze zgodne podpowiedzi - nikt nie wie