– To jest ostatni moment, żeby zaprotestować. Dlatego, że naprawdę jeszcze w tej chwili policja ma ludzkie odruchy i zawahania – mówił Władysław Frasyniuk w wywiadzie udzielonym Dorocie Wysockiej-Schnepf z "Gazety Wyborczej". I choć policjantów, którzy spacyfikowali jego protest przeciw PiS porównuje się dziś do milicjantów chroniących niegdyś PRL-owskie władze, ta ocena może się zmienić, gdy Polacy dowiedzą się, co Frasyniuk usłyszał od mundurowych, gdy rozmawiał z nimi w cztery oczy.
– Ja nie miałem poczucia zagrożenia – mówił o zatrzymaniu za protest przeciwko Prawu i Sprawiedliwości człowiek, który o wiele gorsze rzeczy przeszedł walcząc o demokratyczną Polskę przeciwko Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" dodał jednak, że nigdy takie przeżycia nie są dla człowieka obojętne. – Niezależnie od tego, że ci policjanci nie mieli takiej agresji i nie mieli takiej nienawiści jak w stanie wojennym, to jest to jednak agresja. I wyzwalają się negatywne emocje – mówił Władysław Frasyniuk. – Oni starali się brutalnie pacyfikować – podkreślił. Później opozycjonista opowiedział jednak ciekawą historię, która na relacje między policją a Polakami protestującymi przeciwko PiS rzuca nieco bardziej optymistyczne światło.
Najpierw Władysław Frasyniuk zrelacjonował rozmowę z legitymującym go policjantem. Jak za czasów PRL, mundurowy usłyszał od niego zmyślone nazwisko, ale nie do końca dał temu wiarę. – No OK..., ale jak się pan nazywa, bo tam krzyczeli na pana "Władek" – dopytywał. – To mój pseudonim konspiracyjny – odpowiedziała legendarna postać walki z komunizmem. – Po jakichś dwóch godzinach ten policjant do mnie podszedł i mówi: "Ja Pana strasznie przepraszam. Wie Pan, bo ja skończyłem historię... Ja po prostu wszystko o Panu wiem, ja tylko Pana nie rozpoznałem! Ja bardzo Pana przepraszam!" – wspominał Władysław Frasyniuk.
I nie była to jedyna tego typu rozmowa Frasyniuka z funkcjonariuszami. W pewnym momencie po zatrzymaniu miał do niego podejść jeden z dowódców akcji. Poprosił go na stronę i odciągał tak daleko, że Frasyniuk nieco zaczął się obawiać, gdy znalazł się sam wśród rzeszy mundurowych. – Panie Frasyniuk, ja Pana świetnie znam. Pan się nie boi takich rzeczy. Chcę Pana dyskretnie wypuścić – usłyszał w tym momencie.
Z przychylności funkcjonariuszy pamiętających o ślubowaniu stania na straży "honoru, godności i dobrego imienia służby" Władysław Frasyniuk jednak nie skorzystał. – Wie Pan, ja stąd nie wyjdę, dopóki ostatnia osoba nie zostanie zwolniona. Więcej! Wie Pan, jestem przekonany, że Jarek Kaczyński przyjdzie, żeby mnie tu osobiście uwolnić, bo pewnie mnie jeszcze lubi – stwierdził opozycjonista. – Nie wiem jak pan Jarek, ale ja Pana na pewno lubię – odparł policjant.