Dlaczego jedni artyści mają kasę, a drudzy pracują bez budżetu? Co się opłaca komercyjnie, a co artystycznie? Komu robi się wystawy, a kogo ignoruje i dlaczego? Te wszystkie pytania od trzech lat zadają wystawy cyklu No Budget Show. Tegoroczna edycja właśnie rozpoczęła się w krakowskim MOCAKU.
Artystów, których prace składają się całość wystawy, odnalazł i wybrał Robert Kuśmirowski, który specjalnie dla projektu, co roku porzuca swoje artystyczne zadania i zmienia się w opiekuna, kuratora, ratującego talenty, które gdyby nie jego zapał, nigdy nie zostałby by pokazane szerszej publiczności. Kuśmirowski znajduje bowiem artystów niechętnych, bardzo osobnych, wierzgających, jeśli wpuści się ich w sztywne ramy światka sztuki, bez znajomości, kontaktów i chęci do ich nawiązywania. Artystycznych eremitów, radykałów i mizantropów, którzy świat sztuki widzą jako teren dla nepotyzmu i prywaty, na którym merytoryczna dyskusja nad sztuką ma miejsce tak rzadko, jak pada deszcz na pustyni. Kuśmirowski wyciąga ich z izolacji i zniechęcenia i przekonuje, że warto skonfrontować się z krytykami i publiką, warto się spotkać i pogadać.
Przekonuje, że warto robić sztukę nawet jeśli nie spotyka się ona z przełożeniem na konkretne pieniądze. – Nierzadko szczodrze dofinansowywane są projekty, które de facto pokaźnego dofinansowywania nie potrzebują. Potem tych inwestycji wcale nie widać na wystawie, która wygląda, jak ukręcona za 5zł. Dlaczego jedni dostają, a drudzy nie? Dlaczego jedni pozostają w obiegu, a drugi z niego wypadają, albo nigdy tam nie trafiają? Dlaczego niektórzy muszą wykonywać salta do tyłu, żeby ich ktoś zauważył, chociaż ich sztuka jest tak samo dobra, jak tych, którzy dofinansowanie otrzymali? Niektórzy zostają na zawsze na bocznym torze. Dziwnym trafem najczęściej są to ci najbardziej pracowici. Chcemy przeczesywać lokalne środowiska, polować na lokalnych artystów, szukać nowych wrażliwości.
Artyści dzisiaj najczęściej tylko umawiają się na spotkania, rozmawiają o projektach, promują projekty, jest mało prawdziwie oddanych sztuce osób, które po prostu robią i których nie odchodzi ta otoczka dookoła, a tylko ich artystyczne zadanie.
No Budget Show rozpoczął się w 2009 roku w Towot Squat w Lublinie. Od tej pory rozgałęzia się w różne strony, nie tylko geograficznie – migrując z Lublina do Warszawy, a teraz do Krakowa – ale również personalnie, ponieważ co roku zmieniają się artyści biorący w nim udział. Nie sposób zaszufladkować projektu pod hasłem „wystawa”. To raczej laboratorium.
Myślą przewodnią wszystkich prac goszczących na wystawie autorów jest bezbudżetowość w kontekście życia i twórczości polskiego artysty. Są ujęcia krytyczne, są polemiczne, ironiczne i dowcipne. Dodatkowym, a może raczej podstawowym komponentem każdej pracy jest zaś fakt, że powstała w wyniku działania z „no budget”. Działalność wszystkich artystów na wystawie odbywa się bez wsparcia finansowego. Zarabiają w innych zawodowych obszarach. Sztukę tworzą na boku, co nie znaczy, że po macoszemu. Delfina Piekarska, opiekująca się projektem z ramienia MOCAKU przekonuje: To nie jest projekt, który ma podzielić środowisko, obśmiać jego mechanizmy. Każde środowisko kieruje się przecież podobnymi względami. Staramy się raczej stworzyć alternatywę, pokazać, że nie trzeba budować programu wokół środowiska, prywatnego i zawodowego. Nasi artyści to wyjątkowy typ ludzi, którzy nie zabiegają o uwagę.
Tomasz Koszewnik pozyskał fundusze na swoją pracę „Bomba w górę” grając na wyścigach konnych – pisze w katalogu – Z wygranej opłacił oprawę rachunku wystawionego za jej zakup. Rachunek ten następnie oprawił. Inny sposób na „długoterminowe” finansowanie działalności artystycznej znalazł sobie autor o pseudonimie Pasożyt. Jego projekt polega na "przeniesieniu idei pasożytnictwa z natury do kultury. Pozwala to na bezpośrednie, niekonwencjonalne utrzymywanie się ze sztuki twórcy, który świadomie sprowadził swoje całe działanie do pasożytnictwa. Mieszkanie / przestrzeń, którą daje żywiciel, staje się bazą pozwalającą na przetrwanie, punktem wyjścia do dalszych działań".
– Kamila Czosnyk zaś w swojej pracy należącej do cyklu „obrazów pisanych” podejmuje dyskusję o tym, co jest dla człowieka cenne i wartościowe nie tylko w sztuce, ale także w życiu. Potrzeba tworzenia jako sposób na wyrażanie siebie wygrywa u wielu artystów z powszechnie panującym postrzeganiem kultury czy sztuki jako „nieważnej” (Nie- ważne to tytuł pracy artystki). Nie skłania ich ono do tego, by zaprzestali tworzyć.
Inni ciekawi artyści z katalogu wystawy to fotografowie. Krytyczne odniesienie do mechanizmów, którymi rządzi się współczesna fotografia, pokazuje w swoich pracach Another Photographer (Anna Bajorek, Anna Bystrowska, Michał Fogiel, Karolina Karwan, Agnieszka Kokowska, Marcin Morawicki, Tomasz Ratter). Członkowie kolektywu poruszają zagadnienia ciągłego powielania w fotografii sprawdzonych już schematów i zaniku indywidualnego stylu – pisze kuratorka – We fragmencie swojego manifestu członkowie grupy zawarli między innymi przepis na sprawdzone portfolio fotografa: „Zaczynasz się zastanawiać, czym jest w takim razie dobre współczesne portfolio. Dochodzisz do wniosku, że powinno ono zawierać portrety ludzi i zwierząt, martwe natury, krajobrazy wielkiego formatu, zdjęcia z imprez, przydałyby się deskorolki, dupy i nagie dzieci, seria blizny i siniaki, trochę krwi. Na koniec wrzucasz jakąś abstrakcję, maziaje z polaroida albo coś. To podstawowe rzeczy”.
Wystawa w MOCAKU na pewno nie będzie miała wielkiego publicity. Czy dlatego, że prace na niej pokazane nie są wartościowe artystycznie, czy dlatego, że nie wpasowuje się w żadną modę? Czy MOCAK to dobre miejsce na taką sztukę? Czy problemy przedstawiane w No Budget są napompowane, czy może pokazane jeszcze nie dość wyraźnie? Czy te prace są nowatorskie, czy raczej wtórne, nudne i konserwatywne? Czy brak dofinansowania skutkuje niedostatkiem pomysłów czy ich obfitością? Warto sprawdzić na własne oczy – szczególnie, że w dobie kryzysu, nie tylko świata sztuki, działania no bugdet coraz częściej stają się konieczne.