"Gazeta Wyborcza" i "Rzeczpospolita" to dzienniki wydawane w tym samym kraju? Dziś czytelnicy tytułów mogli mieć wątpliwości. Jedna opisała bowiem Polskę, która laicyzuje się z dnia na dzień. Druga – ostatni bastion katolicyzmu w Europie. A wszystko na podstawie tego samego badania.
Ci, którzy w ramach porannej prasówki przeglądali dziś "Gazetę Wyborczą" i "Rzeczpospolitą" mogli zastanawiać się, czy dzienniki wydawane są w tym samym kraju. Podczas gdy pierwsza alarmowała: "Coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Niedziela bez mszy", druga pisała coś dokładnie odwrotnego: "Szybka laicyzacja? Nie u nas". To tylko jeden z wielu przykładów, jak media wykorzystują statystykę w służbie ideologii.
Dwie gazety, dwie Polski
Fakty, na których oba teksty oparto, są takie: w 1980 roku we mszach świętych uczestniczyło 51 procent wszystkich ochrzczonych, a do komunii przystępowało 7,8 procent. W 2011 dane te wynoszą odpowiednio: 40 procent i 16,1 procent. Najwięcej wiernych chodzi do kościoła w diecezji tarnowskiej (68,2 proc.), a najmniej – w łódzkiej (25,8 proc.).
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" z tych faktów wysnuwają zupełnie inne wnioski.
Dla tych pierwszych dane o zmniejszającej się frekwencji w kościele, to dowód na laicyzację Polski. "Jeśli ten trend się utrzyma, to za kilkanaście lat polskie świątynie będą w niedzielę pustawe" – pisze Katarzyna Wiśniewska i przytacza komentarz socjologa religii ks. prof. Witolda Zdanowicza: "Religijność się zmniejsza, mamy do czynienia z jej przetasowaniem. Częściowo można to tłumaczyć wyjazdami za granicę. Częściowo tym, że mniej jest pobożności wyrażanej w codziennych praktykach".
"Rzeczpospolita" sprawę traktuje inaczej. Dla Jarosława Stróżyka i Ewy Czaczkowskiej, "liczba wiernych chodzących co niedzielę na mszę spada minimalnie", a do tego "jest ich więcej niż w innych krajach". Dziennikarze zauważają, że "tylko na Malcie wskaźnik uczestniczących we mszy jest wyższy niż u nas" i przytaczają komentarz m.in. "publicysty katolickiego" Tomasza Terlikowskiego.
"Biorąc pod uwagę histerię laicyzacji, z jaką mamy w ostatnim czasie do czynienia, ciągłe pytania: "kiedy Polacy w końcu odwrócą się od Kościoła?", te 40 proc. to i tak bardzo dobry wynik – mówi "Rzeczpospolitej" naczelny portalu fronda.pl.
A tak meritum sondażu komentował na swoim blogu ksiądz Wojciech Lemański: Nadmuchiwana pobożność
Czytamy, by potwierdzić przekonania
Kompromitacja dwóch największych dzienników? Anieszka Morzy, medioznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego zaprzecza. – Określony czytelnik sięga po określony tytuł. Nie zaskakuje mnie, że "Gazeta Wyborcza" i "Rzeczpospolita" inaczej interpretują takie badania. To nie jest godzenie w brak obiektywizmu, ale konsekwencje zupełnie innej linii programowej – przekonuje.
Jej zdaniem obie interpretacje mogą okazać się równie słuszne. Co jednak ma myśleć czytelnik, który – tak jak my – wziął do ręki obie gazety? – Wątpię, żeby było dużo takich osób. Trzeba wziąć pod uwagę, że czytelnicy "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej" to nie jest ta sama grupa docelowa – przypomina Agnieszka Morzy. – W dzisiejszych czasach czytelnik nie sięga po gazetę po to, żeby dowiedzieć się czegoś, ale by potwierdzić jego dociekania światopoglądowe.
Jako najlepszy przykład tego, jak różne tytuły odnoszą się do informacji, Morzy podaje sondaże wyborcze, do których redakcje odnoszą się w zależności od sympatii i antypatii politycznych.
Kiedy jest za daleko?
Dwie różne interpretacje tych samych danych nie dziwią także Artura Satory, rzecznika Głównego Urzędu Statystycznego. Według niego statystyk nie da się zinterpretować obiektywnie. – To jest tak jak ze szklanką, którą optymista widzi w połowie pełną, a pesymista w połowie pustą. Wszystko zależy od punktu widzenia – wyjaśnia. – Obiektywnie można powiedzieć, że 40 proc. ochrzczonych nie chodzi na mszę i że od lat obserwujemy tendencję spadkową. Cała reszta to już interpretacja – dodaje.
Satora przyznaje, że w tej ostatniej dziennikarze czasem zdarzają się przesadzać. Dlatego, jeśli ci zbyt dowolnie interpretują dane, które wysyła do nich GUS, instytucja interweniuje. – Mieliśmy na przykład taką sprawę: wypuściliśmy statystykę, z której wynikało, że w ciągu kilku miesięcy zniknęło wiele podmiotów gospodarczych. Jeden z dziennikarzy wysnuł tezę, że mamy w Polsce falę bankructw. A tymczasem w opisie badania wyjaśniliśmy tę zagadkę zupełnie inaczej. Przez wiele lat podmioty gospodarcze, które wyrejestrowały się w organach administracji, nie były aktualizowane w REGON. W tej chwili uzyskujemy dostęp do tych danych, więc uzupełniamy rejestr. Stąd zwiększona liczba podmiotów, które zniknęły – powiedział.