Są jak celebryci, zarabiają krocie i mają tysiące fanów. Wreszcie mogą być uznawani za "normalnych" sportowców. Rząd dostrzegł tę "fanaberię" i zrobił graczom symboliczny prezent poszerzając definicję sportu. To też sygnał dla innych, by nie bagatelizować tej gigantycznej branży. Jak w dzisiejszej Polsce wychować... gracza?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
E-sport świetnie sobie radzi nawet bez wsparcia polskiego rządu. To tak jak z hip-hopem, który w mainstreamowych mediach jest pomijany, ale w internecie i na koncertach słucha go więcej osób niż się wszystkim się wydaje. Zawody ze sportów elektronicznych przyciągają tłumy. W tym roku na imprezie Intel Extreme Masters w Katowicach ustawiały się gigantyczne kolejki: fani stali w oczekiwaniu nawet 10 godzin! Nagrody na turniejach liczone są w milionach dolarów, drużyny biorą udział w ligach, a sami gracze mają swoich sponsorów. Najlepsi już od lat po prostu z tego żyją i nikogo nie powinno to dziwić.
Czy to na pewno było potrzebne?
– Najważniejsze jest to, żeby tego wszystkiego nie zepsuć – przyznaje Remigiusz "RockAlone2k" Maciaszek. – E-sport został stworzony przez pasjonatów i przez nich jest kontrolowany. Jednak jeśli chodzi o Polskę, to gracze bardzo rzadko są zaangażowani do tego stopnia, jak w "normalnym" sporcie. Często e-sport dalej się traktuje jak zabawę i nie zawsze jest tak profesjonalnie jak powinno być. Na świecie jest to bardziej zaawansowane. Przed nami jeszcze długa droga, ale nie sądzę, by rząd mógł coś zrobić w tej materii – mówi RockAlone2k. – Ważne jest, by ludzie przestali to traktować w kategorii "marnowania czasu" na gry, a raczej czegoś ważnego, co rozwija np. refleks, myślenie i można na tym zarabiać. I właśnie w takim kierunku powinna iść zmiana postrzegania e-sportu.
Według nowelizacji ustawy, sportem jest m. in. "współzawodnictwo oparte na aktywności intelektualnej, którego celem jest osiągnięcie wyniku sportowego". W ramy tego wchodzi właśnie sport elektroniczny czy np. szachy. Nowelizacja daje też możliwość założenia pełnoprawnych polskich związków e-sportowych, których póki co w Polsce nie ma. Jednak paradoksalnie właściwie nie zrównuje go z tradycyjnym sportem. Zmiany mają pomóc promować wśród graczy... zdrowy tryb życia i aktywność w realu. Strasznie to dziwne, ale od czegoś trzeba zacząć.
Jest dobrze, ale może być lepiej
Ziemowit Ryś, manager drużyny Izako Boars w wywiadzie dla WirtualneMedia.pl poszedłby o krok dalej. Przyznał, że jego zdaniem potrzebne są przede wszystkim zmiany w kodeksie karnym, które uderzą w graczy, którzy korzystają z nielegalnego oprogramowania, by mieć przewagę w grze. Podobnie wygląda sprawa kontroli antydopingowej. E-sportowcy, by mieć lepsze osiągi, biorą np. Adderall – lek na ADHD zawierający amfetaminę, który poprawia koncentrację.
Rząd, jeśli już chce ingerować w e-sport, to powinien go traktować bardzo poważnie. – To nie jest tylko chwilowy trend, który ma pokazać, że ministerstwo też jest na czasie – przyznaje Łukasz Górski, który prowadzi imprezy e-sportowe. – Wystarczy popatrzeć na niezwykle emocje oraz atmosferę podczas finałów mistrzostw, jak i na cały szum, który odbywa się na łamach portali społecznościowych drużyn, zawodników czy lig e-sportowych.
Jakie kroki powinni podjąć dalej rządzący? – Więcej lokalnych, wojewódzkich oraz państwowych turniejów. Otwartych i dostępnych dla ludzi. Silniej mówić o e-sporcie w radiu, telewizji czy prasie. Uświadamiać naród, że czasy się zmieniły, a podejście do sportu przybiera nowy wymiar. Nie zaszkodzi też inwestować w młodych ludzi, którzy mają potencjał "gamerski". Mówię tutaj o specjalnych klasach o profilu e-sportowym, stypendiach sportowych, spotkaniach z przedstawicielami tego świata – wylicza Łukasz Górski.
Odrobiłeś pracę domową z LoLa?
Wyszkolenie "Lewandowskich e-sportu" nie będzie łatwe, bo baza treningowa w Polsce dopiero raczkuje. Zawodowy gracz w League of Legends, Paweł "Woolite" Pruski dodaje też, że potrzeba więcej trenerów posiadających pojęcie o grze. – W Polsce mamy Team Kinguin, na czele z Hatchym (jedynym doświadczonym trenerem w tym momencie), które aktualnie robi nabór do swojej akademii, by wyszkolić młodych graczy na polskiej scenie. Powinno dać to dużo motywacji młodzikom, którzy mają potencjał by coś osiągnąć. Jest to pierwsza taka poważna inicjatywa i jestem bardzo ciekawy jaki wpływ będzie to miało na rozwój – mówi naTemat.
Powstała w 2015 roku klasa e-sportowa w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Kędzierzynie Koźlu była nowinką w Polsce. Jak to "technik-gracz"? Jednak to uruchomiło lawinę, którą chyba właśnie zauważyli rządzący. Od przyszłego roku ok. 80 szkół będzie prowadzić podobne zajęcia. Uczniowie mogą na nich "legalnie" grać w Counter-Strike: Global Offensive i League of Legends pod okiem profesjonalnych trenerów. – Nie ma sprawdzianów, ale oceniamy możliwości uczniów i postęp – tłumaczy pomysłodawca pierwszej e-klasy Adam Bugiel. – Część osób rezygnuje z treningów, bo uznają, że to jednak nie "to", ale nie porzucają e-sportu i np. idą w kierunku organizacji imprez albo redaktorstwa e-sportowego – mówi Adam Bugiel. Na tym też polega właśnie siła e-sportu – to gigantyczna branża, którą śmiało można porównać do piłki nożnej.
– E-sport cały czas prężnie się rozwija, oglądalność eventów e-sportowych oraz ilość graczy rośnie bardzo mocno z roku na rok, więc może w następnych latach e-sport będzie rywalizował z piłką nożną – mówi Paweł "Woolite" Pruski. – Zarobki już gwarantują graczom stabilność finansową, zwłaszcza gdy wchodzą w to kluby piłkarskie takie jak Paris Saint Germain czy FC Schalke 04. Mistrzostwa świata w Dota2 w tym roku już osiągnęły pulę prawie 20 milionów dolarów. Zawodnicy mają też podpisane kontrakty z organizacjami i dostają miesięczne pensje – mówi. Wystarczy wspomnieć chociażby o Polakach grających w zespole Virtus.pro, którzy są jedną z najlepszych drużyn na świecie. Tyle tylko, że Virtus.pro to drużyna nie polska, a rosyjska.