Z uporem maniaka będę przekonywał kolejne osoby do obejrzenia tej kreskówki. "Rick and Morty" może i nie jest wybitny. Może i nie jest dla wszystkich. Może i nie odmieni waszego życia. Może nie rozwiąże problemu głodu na świecie. Da jednak przepotężne pokłady przyjemności: czasem odmóżdżającej, czasem wprawiającej w ruch szare komórki. To wciąż przez wielu nieodkryta perełka w morzu odpadków.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Na wstępie zaznaczam, że termin "kreskówka dla dorosłych" nie oznacza, że to animowany pornos. Po prostu niektóre żarty zrozumieją osoby niosące ze sobą jakiś bagaż doświadczeń i są na tyle dojrzali, że niektórych zachowań bohaterów nie wezmą sobie do serca, bo jednak ta bajeczka trochę może zdemoralizować. Czasem jest też dość krwawo i brutalnie. Również pod względem językowym.
Zapinamy pasy i lecimy!
Tytuły Rick to zapijaczony, chamski, ale przy tym i genialny naukowiec. Morty to poniewierany przez niego, ciamajdowaty wnuk o dobrym sercu. Na pewno akurat tego nie odziedziczył w genach po dziadku. Razem tworzą duet, który jest chorą wersją tego znanego z filmu "Powrót do przyszłości". Ich przygody są też bardziej zakręcone niż "zwykłe" podróże w czasie.
Cały serial nie kręci się tylko wokół Ricka i Mortiego. Spora część poświęcona jest też ich najbliższej rodzinie. Rodzice Mortiego zmagają się z problemami małżeńskimi, a jego nie grzesząca inteligencją siostra jest typem siostry, którego nie zrozumiemy i raczej byśmy ją ukatrupili niż polubili. Coś w stylu Kelly ze "Świata według Bundych. Na szczęście na ekranie pojawiają się też inne postacie, nie tylko ludzkie. Przygotujmy się na kosmitów, potwory, ale i Pana Kupkazpupki czy ulubieńca fanów, majestatycznego Człek-ptaka.
Czarny humor połączony jest z naukowymi teoriami, ale i zwykłymi perypetiami. Światy równoległe czy pętle czasowe nie są tu dominujące, bo to też nie dokument, a komedia science-fiction. Czasem jednak serial spuszcza z tonu i robi się poważnie, a wręcz dramatycznie. Wciąż jednak ciekawie i porywająco.
W jednym odcinku Rick i Morty pomniejszeni walczą z personifikacją wirusowego zapalenia wątroby typu C, a w innym zabijają się, by powstrzymać paradoks czasowy. Rodzice raz płyną w rejs, by na własnej skórze przeżyć katastrofę Titanica, a w innym odcinku walczą w stylu "Mad Maxa" z potworami w stylu Johna Carpentera i odbudowują swoją miłość. Wyjątkowe są też momenty, gdy bohaterowie śpiewają w międzygalaktycznym konkursie czy oglądają programy z telewizji z innych wszechświatów. Post-modernizm w najczystszej postaci.
Huhuhumor
Najważniejszy aspekt, czyli humor, spodoba się fanom "South Parku", "Futuramy" czy "Family Guya", ale i wszystkim, który bawią niebanalne rzeczy, ale i prymitywne żarty. Humor to jedna rzecz, która może odstraszyć. Koniecznie do serialu podchodźmy z dystansem, a nie oskarżajmy go generalizując np. za czasem seksistowskie gagi. Przypominam, że to satyra, nie dokument.
Dużo jest też nawiązań do popkultury, czyli ta nagminnie stosowana intertekstualność. O ile np. potwora Frankensteina kojarzy każdy, o tyle np. tytuł odcinka "M. Night Shaym-Aliens!" nie wszyscy dobrze zinterpretują, a przez to sporo stracą. Trzeba więc dużo siedzieć w internetach, filmach, książkach itd., by wychwycić gry słowne i mrugnięcia okiem, ale jaką to daje satysfakcję, gdy coś odkryjemy!
Tak niewiele, a jednak tak dużo
Serial ma na razie pełne 2 sezony. Każdy epizod to oddzielna historia, choć łączy je kilka motywów. Odcinki są (za)krótkie, więc nie macie dużo do nadrobienia. Czas jest do 30 lipca, bo wtedy na poważnie ruszy wyczekiwany przez wielu kolejny sezon. Twórcy zachęcają do tego przepysznym trailerem, którym sam w sobie jest majstersztykiem. To surrealistyczne minidzieło sztuki w stylu teledysku Beatlesów "Lucy in the Sky with Diamonds". Wszak w filmiku Rick i Morty też posilili się LSD.
Nawet jeśli moja opinia jest nic nie warta, warto wsłuchać się w głos tysięcy fanów na całym świecie. W serwisach zbierających opinie internautów, "Rick and Morty" zbiera świetne noty. Na IMDb i Filmwebie ma średnia bliską 9/10. W ocenie Polaków, jest więc 4-tym najlepszym serialem wszech czasów! Zaraz po "Grze o Tron", "Breaking Bad" i "Kompanii braci". Gorzej z popularnością, bo jednak wiele osób nie zagłębiło się jeszcze w ten kapitalny serial. Zróbcie to koniecznie, bo wiele tracicie. A 3. sezon tuż-tuż!