Od zawsze Prawo i Sprawiedliwość mówiło o rozliczeniach z PRL-em i z ówczesnym aparatem władzy. W ramach tego przegłosowano tzw. ustawę dezubekizacyjną, mającą bezpośrednio uderzać po kieszeni funkcjonariuszy służb Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Po kieszeni dostali wszyscy.
Wszyscy, którzy z aparatem przemocy poprzedniego systemu mieli naprawdę mało wspólnego. Tak naprawdę tyle, ile mówiły oficjalne nazwy i podział struktury urzędów i stanowisk według starych reguł. I tak policjanci, którzy nie mieli nic wspólnego z prześladowaniami opozycji, urzędnicy odpowiedzialni za nadawanie nr PESEL, funkcjonariusze BOR-u, którzy chronili nie tylko dygnitarzy w PRL-u, ale także najważniejsze osoby w wolnej Polsce i wielu innym, emerytury obniżono o 2/3.
Jak informuje Grażyna Piotrowicz z Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP , która prowadzi "białą księgę", po podpisaniu przez Andrzeja Dudę ustawy dezubekizacyjnej, odnotowano trzy samobójstwa i pięć zawałów. Były one spowodowane bezpośrednio przez nowe wytyczne.
Drastycznie obniżoną emeryturę od 1 października będzie pobierać ponad 50 tysięcy emerytowanych funkcjonariuszy służb specjalnych, policji i urzędników. Także tych, którzy choćby jeden dzień przepracowali "pod poprzednim systemem". I nie ważne są ich zasługi oraz to co w rzeczywistości robili. Większość z nich, "na rękę" dostanie 1,7 tys. zł. Niektórzy nawet ustawowe minimum – 850 zł. Dotknie to też rodziny, które pobierają świadczenia po zmarłym funkcjonariuszu. Szef MSWiA Mariusz Błaszczak, po przegłosowaniu tej ustawy "był z niej dumny". Politycy PiS twierdzą, że „uderzają w oprawców”. Co prawda tysiące decyzji zostało już zaskarżonych do Rzecznika Praw Obywatelskich i sądów, jednak sprawy te będą ciągnąć się latami.
O nowelizacji i zmianach na korzyść niewinnych osób nic nie wiadomo. Taryfy ulgowej nie będzie. I po raz kolejny, dobra zmiana wylała dziecko z kąpielą. Tym razem kończy się to jednak tragediami.