A jednak PRL ma na koncie relikty, których nie trzeba się wstydzić. Niewielu z was pewnie jeszcze pamięta o maszcie radiowym w Konstantynowie. Przez lata był najwyższą konstrukcją stworzoną przez człowieka, oficjalnie wpisaną do księgi rekordów Guinessa. Dzieło Polaków było dwukrotnie wyższe od wieży Eiffla, a sam rekord pobiła dopiero w 2008 roku wieża Chalify w Dubaju. Niestety masztu już nie ma. Runął 26 lat temu. Pasjonaci biją na alarm, bo historyczne miejsce jest rozkradane niczym Czarnobyl po katastrofie atomowej.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Nie jestem miłośnikiem masztów radiowych, a na ten konkretny natknąłem się przypadkowo przeglądając wykop.pl. Historia z miejsca wydała się arcyciekawa i godna zapoznania. Przecież wszyscy zawsze jesteśmy dumni z polskiej myśli technicznej: Poloneza, Commodore 64 i innych wynalazków rodzimych naukowców. Nasze mądre głowy też mają sporo osiągnięć jak właśnie ten maszt, który stał niedaleko Gąbina. Mierzył aż 646 metrów i ważył niemal 600 ton, bo trzeba było pokazać całemu światu, kto tu rządzi. Porównanie z innymi budowlami znajdziecie w poniższej broszurce, która była rozdawana zwiedzającym.
Maszt oczywiście nie stanął ot tak sobie, bo Edward Gierek miał kompleksy. Na jego szczycie zamontowany był nadajnik radiowy o mocy 2 milionów watów! – Przy dobrych wiatrach Polskie Radio można było odbierać nawet w północnej Afryce. Marynarze, którzy pływali po Morzu Śródziemnym mówili, że lubili sobie posłuchać "Jedynki" – wspomina w rozmowie z naTemat technik radiowy Marek Ogrodowski. Teraz buduje się inne, mniejsze maszty. I sami nieraz słyszymy jak łatwo gubimy sygnał lub są zakłócenia. Kiedyś masz radiowy był jeden, ale za to jaki potężny. Pewnie mógł zagłuszyć nawet legendarne Radio Wolna Europa, a widać go było podobno z oddalonej o ok. 100 km Warszawy. Wiemy jednak z historii jak się kończą takie megalomańskie próby.
"Zawalenie się tego masztu było symbolicznym końcem PRL-u. Ta konstrukcja przeżyła Układ Warszawski ledwie o 39 dni" – napisał jeden z internautów. – Pamiętam jako dziecko oglądałem relacje z tej, bądź co bądź, wielkiej katastrofy. To było wydarzenie. Wszystkie telewizje, czyli aż dwie, o tym trąbiły. Nawet mieli utworzyć komisję do wyjaśnienia przyczyny tej katastrofy. Tak przegraliśmy ten "wyścig zbrojeń" – wspomina mój znajomy Jacek. "Miś" na miarę naszych możliwości wzniósł się za wysoko i runął niczym Ikar.
Polska myśl techniczna ma jeszcze to do siebie, że nie potrafi się utrzymać. Mamy genialny pomysł i wykonanie, ale potem są problemy z utrzymaniem. Tak też było ze słynnym masztem. – W trakcie prac konserwacyjnych ktoś coś spartaczył i za mocno zamontował odciąg. Powstały tam takie siły, że maszt złamał się i runął jak domek z kart – tłumaczy Marek Ogrodowski. Wpis o katastrofie w dzienniku radiostacji brzmiał niezwykle dramatycznie.
Upadek masztu wydawał się jednak nieunikniony z wielu powodów. Np. nie był remontowany przez 14 lat! Inny powód zdradził Adam Brzeziński, ówczesny dyrektor Mostostalu – firmy, która postawiła maszt. – Główny błąd popełniono przed przystąpieniem do robót. Mostostal powinien był wówczas sporządzić raport o stanie technicznym obiektu, określający stopień ryzyka, jakie niesie za sobą remont nadwyrężonego masztu. Wyjaśniłoby to dzisiaj sytuację prawną firmy, tym bardziej, że jako jedyna w kraju zgodziła się przeprowadzić tak trudną operację· – mówił na łamach "Dziennika Zachodniego" w 1992 roku.
Nieudane próby odbudowy
Pasjonaci masztu próbowali go odbudować. Stowarzyszenie Miłośników RCN Konstantynów zwracało się do Polskiego Radia i rządu z apelem. Powstały nawet nowe, ulepszone plany. Minister Skarbu w 2000 roku odpowiedział na apel: "Polskie Radio SA, stojąc wobec bardzo realnej groźby całkowitego zniknięcia Programu I z zakresu fal długich, zdecydowało się na budowę nowego ośrodka nadawczego w miejscu pozwalającym na pracę radiofonicznej stacji nadawczej dużej mocy". I tak powstał nadajnik w Solcu Kujawskim, nie był aż mocny jak ten w Konstantynowie, ale odpowiadał polskim potrzebom. Stowarzyszenie chciało też wsparcia finansowego, by utrzymywać cały obiekt ze względu na niezwykłą historię. Walczyli o to wszystko latami i nic z tego nie wyszło.
Złośliwcy mówią też to był "zamach", a do tego przyczynili się okoliczni mieszkańcy. Gdy stanął maszt, krowy przestały dawać mleko, a kury znosiły kwadratowe jajka. Pojawiła się nieprawdopodobna konstrukcja i trzeba było odczynić uroki. Przy próbie odbudowy, zaczęli strajkować, doszła też polityka. "A niektórzy to nawet zbili na prostych ludziach, niezły kapitał polityczny. Zostali senatorami, posłami, a także radnymi" – czytamy na forum Radiowego Centrum Nadawczego w Konstantynowie. Tymczasem obiekt nie tylko niszczeje, ale jest rozbierany, bo teren upatrzyli sobie złomiarze. W zeszłym roku doprowadzili tam nawet do wybuchu pożaru.
"I znowu się trochę wzruszyłem przeglądając stronę Konstantynowa... Czasami zadaję sobie pytanie: a gdyby udało się odbudować - jak dzisiaj wyglądałby rynek radiowy i Jedynka?" – pyta dziennikarz Krzysztof Michalski. Razem z pozostałymi pasjonatami dokumentują całą historię masztu na stronie Centralnej Radiostacji w Konstantynowie. Niedługo prawdopodobnie tylko to pozostanie po kultowej konstrukcji. I w tym przypadku akurat słowo "kultowy" użyte jest we właściwy sposób.
Ponowny upadek
Teraz złodzieje kradną kable. Co ciekawe, muszą do tego wykorzystywać profesjonalny sprzęt. "Zastanawia iście chirurgiczna precyzja wykopu oraz wręcz geodezyjna orientacja w terenie" – czytamy na stronie stowarzyszenia.
Właścicielem tego terenu jest sieć komórkowa Orange. Okazało się, że chce się go pozbyć. – Nieruchomość wystawiliśmy na sprzedaż – mówi Wojciech Jabczyński, rzecznik telekomu. – Teren jest bardzo duży, ma 60 hektarów. Jest ogrodzony i monitorowany. Jednak ze względu na rozległość, nie sposób wszystko upilnować – tłumaczy w rozmowie z naTemat. Członkowie Stowarzyszenia Miłośników RCN Konstantynów boją się, że historyczne miejsce spotka taki sam los, jak radiostację w Leszczynce pod Warszawą. Sytuacja była tam podobna. Stacja została porzucona, rozgrabiona i popadła w ruinę.
"Miałem 5 lat i widziałem to z odległości ok. 4 km. Moja babcia mieszkała w pobliskiej wiosce Lwówek i tego dnia pamiętam, że byliśmy u niej na jakimś rodzinnym zjeździe. Razem z cała ferajną dzieciaków biegaliśmy po podwórku i dzięki temu, że nie mieliśmy możliwości mieć wpatrzonych oczu w ekrany telefonów, usłyszałem świst niczym przelatujący odrzutowiec (prawdopodobnie dźwięk pękniętej liny lub lin podtrzymujących), zobaczyłem jak wieża łamie się na 3 części i po chwili spada na ziemie tworząc wielki pożar."
Inż. Zygmunt Grzelak
Kierownik Radiofonicznego Centrum Nadawczego w Konstantynowie
"W dniu 8 sierpnia 1991 r. o godzinie 19:10 najcudowniejszy twór polskiej myśli technicznej, wzniesiony rękoma polskich specjalistów, przestał istnieć. Powaliła go głupota ludzka, brak odpowiedzialności i szacunku do rzeczy wielkich, nie tylko wymiarami, brak wyobraźni i przewidywania następstw jakie pociąga za sobą bezmyślność."Czytaj więcej