W środku europejskiego koszmaru
Christopher T. Mahoney
02 lipca 2012, 12:10·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 lipca 2012, 12:10Z przegraną w długotrwałej wojnie trudno się pogodzić. Hitler osaczony przez Amerykanów i Rosjan w końcowych dniach Drugiej Wojny Światowej przekonał samego siebie, że posiada w rezerwie dwie armie, dzięki którym przeprowadzi kontratak i wygra wojnę. Z kolei imperialny rząd Japonii utraciwszy panowanie na Pacyfiku nadal wierzył, że żaden wróg nie odważy się postawić nogi na ich uświęconej ziemi. Psychologia mówi, że kiedy prawda jest niewyobrażalna, człowiek szuka schronienia w alternatywnej rzeczywistości.
Doskonale opisuje to dzisiejszą sytuację na świecie. Cała planeta wydaje się zaprzeczać temu, co może się wydarzyć w strefie euro. Eksperci nadal oczekują, że Niemcy zaskoczą wszystkich i zaleją kontynent euroobligacjami, lub też że Mario Draghi zorganizuje zamach na Europejski Bank Centralny (EBC) i wykupi obligacje wszystkich zadłużonych krajów.
Mogłoby się tak zdarzyć, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Niemcy nie mogą zabezpieczyć zadłużenia strefy euro bez przejęcia nad nią kontroli, czego nikt nawet nie proponuje, a Europa Północna nie pozwoli, by kontrolę nad EBC przejęły państwa basenu Morza Śródziemnego i zamieniły go w organizację charytatywną. To nie tylko kwestia polityki, ale jak przekonują Niemcy, również kwestia prawa.
Europa ma plan A, zgodnie z którym każdy kraj przeprowadzi reformę gospodarki, dokapitalizuje banki i zbilansuje swój budżet. Niestety plan ten nie działa, ponieważ państwa, które miałyby go przyjąć, w szczególności Francja, go odrzucają. Pojawia się też coś w rodzaju południowoeuropejskiego konsensusu na temat tego, że oszczędność nie jest w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem.
Ostatnie wybory w Grecji pokazały, że państwo jest przeciwne oszczędnościom. Włochy i Hiszpania (które nie mają wystarczających środków, by dofinansować swoje systemy bankowe) również wezwały do zakończenia strategii zaciskania pasa. Głosowanie na ten temat odbędzie się wkrótce również w Irlandii. Wszystkie te państwa straciły dostęp do rynku obligacji, a Portugalia jest w tak beznadziejnej sytuacji, że jej zadłużenie jest warte zaledwie kilka centów za euro.
Nie mamy dobrze przemyślanego planu na spokojne wyjście ze strefy euro dla krajów niewypłacalnych. Nie ma zabezpieczeń, planów, wskazówek, niczego. Traktat z Maastricht, podobnie jak Konstytucja Stanów Zjednoczonych, nie zapewnił mechanizmu na wypadek opuszczenia strefy. Zatem zamiast otrzymywać informacje na temat realnej sytuacji i planowania kryzysowego, napotykamy na zaprzeczenie i jeszcze więcej optymistycznej paplaniny. Pamiętajmy jednak, że nawet jeśli coś jest „niewyobrażalne”, nie oznacza, że nie może się zdarzyć.
W rzeczywistości to już się dzieje. Grecji w zastraszającym tempie wyczerpują się zasoby finansowe, jej mieszkańcy wycofują ulokowane pieniądze, przestali opłacać podatki i rachunki z przedsiębiorstw użyteczności społecznej. Nawet jeśli państwo utrzyma się na powierzchni do wyborów 17 lipca, po nich nastąpi niepożądane opuszczenie strefy euro, niewywiązanie się z zobowiązań finansowych oraz denominacja. Grecja będzie zależna od pomocy zewnętrznej i zmuszona importować najbardziej podstawowe dobra, jak ropa naftowa i żywność. Trudno też będzie utrzymać porządek publiczny, przez co może (ponownie) zajść potrzeba wkroczenia armii.
Po wyjściu Grecji ze strefy euro prawdopodobnie rozpocznie się run na banki Hiszpanii i Włoch. Nic nie będzie w stanie powstrzymać deponentów hiszpańskich i włoskich przed przeniesieniem euro z lokalnego banku do banku w Szwajcarii, Norwegii, czy Nowym Jorku. Wówczas jedyną instytucją, która ochroni strefę euro przed chaosem finansowym będzie Europejski Bank Centralny, który będzie mógł wykupić obligacje rządowe i sfinansować tzw. bank run. Skala takiego przedsięwzięcia byłaby ogromna i wystawiłaby EBC na olbrzymie ryzyko kredytowe, ale w zasadzie EBC mógłby wkroczyć do akcji, gdyby tylko pozwoliła na to Europa Północna.
Jeśli EBC nie zacznie działać, również Włochy i Hiszpania zostaną zmuszone do opuszczenia strefy euro, niewywiązania się z zobowiązań rządowych i bankowych zaciągniętych w euro oraz do powrotu do swych walut narodowych. Globalny system finansowy poniósłby wtedy ogromne strat. Nieprzejrzystość ekspozycji banków sprawiłaby, że wierzyciele nie byliby w stanie odróżnić banków wypłacalnych od niewypłacalnych (podobnie jak w sierpniu 2008 roku).
Wśród amerykańskich banków, które najbardziej odczułyby skutki takiego scenariusza, są banki o zasięgu ogólnoświatowym, takie jak Citigroup, Bank of America, JPMorgan Chase, Goldman Sachs i Morgan Stanley. W takim wypadku potrzebny byłby pakiet pomocowy podobny do amerykańskiego programu Troubled Asset Relief Program, stworzonego w roku 2008 po upadku Lehman Brothers. Stany Zjednoczone stać na drugi TARP, ale najpierw Kongres musiałby uchwalić odpowiednią ustawę, co wcale nie jest pewne (choć oczywiście Rezerwa Federalna USA jest w stanie finansować system bez względu na wszystko).
Masowa destrukcja majątku w połączeniu z globalnym chaosem finansowym stanowiłoby wyzwanie dla twórców polityki pieniężnej na całym świecie. Zadaniem banków centralnych stałoby się zapobieganie deflacji i wdrażanie ilościowych złagodzeń polityki pieniężnej. Zakłada to jednak prawidłowo funkcjonujące systemy bankowe, jako że banki są mechanizmem transmisji bodźców monetarnych. Każdy kraj musiałby przywrócić wiarę w wypłacalność banków, co najprawdopodobniej wymagałoby ogólnej gwarancji bankowej i schematu dokapitalizowania (takiego jak program TARP).
System finansowy Stanów Zjednoczonych przetrwa każdy wstrząs, ponieważ USA mogą dodrukować tyle pieniędzy, ile potrzebują. Rezerwa Federalna może utrzymać ceny nominalne, minimalne płace i wzrost, jeśli będzie działać tak odważnie jak w roku 2008. Rynek papierów wartościowych zareaguje negatywnie na poziom niepewności spowodowany upadkiem europejskiego systemu finansowego (tak jak w 1931 roku), a dolar, jen i złoto zyskają na wartości.
Los brytyjskiego funta i franka szwajcarskiego jest nie do przewidzenia. Być może skorzystają na tym jako bezpieczne waluty, chociaż ich banki są mocno wystawione na działania strefy euro. Najgorsze jest to, że świat jest zupełnie nieprzygotowany na przyszłość, którą można przewidzieć. Niespodziewane finansowe, ekonomiczne i polityczne konsekwencje nadchodzącego kryzysu mogą się okazać znacznie gorsze.