Pani Irena dostała 500 tys. zł, bo jej syn został podmieniony na porodówce. Przez przepisy jej życie to koszmar
Bartosz Świderski
17 sierpnia 2017, 15:33·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 sierpnia 2017, 15:33
Ponad 50 lat temu doszło do fatalnej pomyłki. Pani Irena urodziła syna, którego położna pomyliła z innym chłopcem. W efekcie kobieta przez 15 lat wychowywała cudze dziecko. Po latach jej rodzina dostała 0,5 mln złotych zadośćuczynienia. Teraz... musi zwrócić pieniądze państwu.
Reklama.
Przejmujący reportaż o 86-letniej dziś kobiecie przygotowali dziennikarze programu "Interwencja". Możemy się z niego dowiedzieć, że chłopcy, którzy w wyniku pomyłki zostali podmienieni, przez lata wychowywali się w sąsiednich wioskach. Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Pani Irena usłyszała od znajomej, że Tadeusz (syn, który wychowywał się w innej rodzinie), jest podobny do jednego z jej dzieci. Potem kobieta zobaczyła przypadkowo Tadeusza w dniu Wszystkich Świętych. – "Obcięło" mi nogi. Do dziś nie wiem, jak dotarłam do domu – mówiła w "Interwencji".
Tragiczna pomyłka zaważyła na życiu dwóch rodzin. Dzieci odsunęły się. Jeden z chłopców wyprowadził się i do dziś przysyła tylko zdjęcia. Drugi, prawdziwy syn pani Ireny, też wyjechał. W 2009 roku zrobił badania genetyczne, które potwierdziły najgorsze przypuszczenia. To on namówił biologiczną matkę i brata do walki o zadośćuczynienie.
Sprawa przed sądem zakończyła się w 2011 roku. Sąd w Katowicach przyznał całej trójce łącznie ponad pół miliona złotych zadośćuczynienia. Najwięcej panu Tadeuszowi i Irenie. Pieniądze wypłacono.
– Pomyślałam tylko, że znalazł się ktoś, kogo ruszyło sumienie i za to tylko mogę mu podziękować. Ale satysfakcji to nie ma żadnej, bo nie ma takich pieniędzy, które oddałyby dziecko – powiedziała pani Irena.
Niestety, koszmar dopiero się zaczynał. Sąd Najwyższy w 2014 roku uznał (po kasacji wniesionej przez Wojewodę Śląskiego), że krzywda była, ale w 1956 roku, czyli w momencie narodzin dzieci, nie było przepisów dotyczących zadośćuczynienia. Oznacza to jedno - pieniądze muszą zostać zwrócone.
Co więcej, od 2014 roku naliczane są odsetki. Stanowią już prawie połowę przyznanej kwoty!
- Kierujemy się przepisami prawa. Mamy taki obowiązek – oświadczyła Sylwia Hajnrych, rzecznik Prokuratorii Generalnej.