W moim przypadku (może przez to, że losowo dobrałem cechy w profilu) znalazłem tylko 18-letnią Lilian z
Warszawy. Domaga się jedynie 3 tys. dolarów miesięcznie na drobne wydatki. Wszystkie dane i zdjęcie ma ukryte, a by do niej napisać... trzeba zapłacić. Miesięczny abonament w serwisie wynosi 150 zł, jak się płaci z góry za kilka miesięcy to oczywiście wychodzi taniej. Skoro jestem bogaczem, to powinno mnie na to stać, a że nie jestem, to odpuściłem. Ubogość oferty można tłumaczyć świeżością serwisu, ale czy na pewno? Tymczasem czekam, aż ktoś się do mnie zgłosi.
Sponsoring ładniejszą nazwą prostytucji
Nie chodzi mi o podważanie czy krytykowanie samego zjawiska prostytucji. Ona była, jest i będzie. Zastanawia mnie tylko czy szeroko opisywany sponsoring istnieje na tak szeroką skalę, o jakiej się mówi. I czy faktycznie wygląda jak wygląda, czy to po prostu eufemizm, ładne słowo na "najstarszy zawód świata", po to by nakręcać machinę konsumpcjonizmu.
Przecież brzmi to lepiej niż np. dziwka.
W 2014 roku GUS opublikował statystyki mówiące o tym, że jeśli szara strefa wliczana byłaby do polskiego PKB to wzrósłby o 1,7%, a dochody z samej prostytucji w 2013 roku to 657 mln złotych. Biznes jak biznes, trzeba go jakoś nakręcać. Na blogu serwisu sugarbaby.pl jakaś anonimowa pani wręcz namawia do sponsoringu. I brzmi to naprawdę nieźle – przynajmniej w teorii.