
"Strona jednoczy Sugarbabies - inteligentne i czarujące młode kobiety, które są chętne na randki w zamian za prezenty, podróże, pomoc finansową i życiowe rady od Sugardaddies - zamożnych, dojrzałych mężczyzn szukających zabawy i namiętności."
Zostałem sugardaddy
Konto zakłada się podobnie jak w innych serwisach randkowych. Śmieszne jest, że sami oceniamy naszą atrakcyjność, dobre cechy i podajemy ile zarabiamy. Jako że nie urodziłem się wczoraj, wiem, że nie warto wierzyć we wszystko, co jest w internecie.
Sponsoring ładniejszą nazwą prostytucji
Nie chodzi mi o podważanie czy krytykowanie samego zjawiska prostytucji. Ona była, jest i będzie. Zastanawia mnie tylko czy szeroko opisywany sponsoring istnieje na tak szeroką skalę, o jakiej się mówi. I czy faktycznie wygląda jak wygląda, czy to po prostu eufemizm, ładne słowo na "najstarszy zawód świata", po to by nakręcać machinę konsumpcjonizmu.
Przecież brzmi to lepiej niż np. dziwka. W 2014 roku GUS opublikował statystyki mówiące o tym, że jeśli szara strefa wliczana byłaby do polskiego PKB to wzrósłby o 1,7%, a dochody z samej prostytucji w 2013 roku to 657 mln złotych. Biznes jak biznes, trzeba go jakoś nakręcać. Na blogu serwisu sugarbaby.pl jakaś anonimowa pani wręcz namawia do sponsoringu. I brzmi to naprawdę nieźle – przynajmniej w teorii.
"Co najważniejsze, uważam, że dzięki takiej monogamicznej umowie dużo łatwiej jest z kimś być. Jak już wspomniałam, omijają mnie wszelkie niepotrzebne dramaty. Nie kłócimy się, nie robimy scen i nie okłamujemy się nawzajem. Mamy jasność co do tego, że jeśli któreś z nas zechce rozwiązać tę umowę, druga strona nie będzie miała o to pretensji i prawdopodobnie zostaniemy przyjaciółmi. Jak często coś takiego zdarza się w normalnym związku? Najczęściej kończy się złamanym sercem i żalem, czasem ktoś kogoś zdradza, a druga osoba cierpi. Dzięki temu, że mam Sugar Daddy, unikam tych wszystkich problemów, a jednocześnie cieszę się luksusowym stylem życia, którego zwykły partner nie byłby mi w stanie zaoferować."
"To był moment, w którym zrozumiałam, że ten epizod, który rozpoczął się od głupiej zabawy, będzie wlókł się za mną może do końca życia. Decyzję o skończeniu ze sponsoringiem podjęłam już po rozstaniu z Christofferem, teraz trudno jest ułożyć sobie życie na nowo. Jak rozpocząć normalny związek, kiedy boję się reakcji moich przyszłych partnerów? Obawiam się, że moim jedynym wyjściem jest randkowanie na portalu, bo tylko zarejestrowani tam ludzie będą mogli mnie zrozumieć i zaakceptować.
"Sponsoring jest terminem marketingowym, wygodnym szczególnie dla pośredników branży erotycznej. Dawniej mieliśmy do czynienia z sutenerem, panienkami itp., a obecnie mamy: hostessy, escort service czy account executive, typowe dla branży agencji towarzyskich. Nie bez przyczyny w Internecie możemy odnaleźć dużą liczbę portali, które oprócz ofert matrymonialnych oferują znalezienie sponsora obu płci i różnej orientacji seksualnej."
"Żadna osoba dorabiająca nie przyzna się przed sobą samym do bycia prostytutką (damską lub męską). A przecież definicja dokładnie określa, co to jest prostytucja. Przykro mi, sponsoring też się do tego zalicza. Ale — jak to mówią sponsorowani — nas nie można porównać do dziwek. My śpimy z jedną osobą, po jakimś czasie się zaprzyjaźniamy, wychodzimy razem na kolację czy do kina — tłumaczą się. No cóż, ja też mam stałych klientów, których znam lepiej niż ich własne żony. I co z tego? Nie zmienia to faktu, że dostaję za to gotówkę."
Przypomnijcie sobie Wasz pierwszy raz, kiedy poszliście ze sponsorem — notabene z obcym mężczyzną do łóżka. Facet dwadzieścia lat starszy, zapewne z brzuszkiem, niekoniecznie przystojny zaczyna was całować, wkłada rękę pod bluzkę, a później w majtki. Co wtedy myślicie? Raczej nie — ohh tak, ale jestem podniecona? Najprawdopodobniej mieliście przed oczami już tę kwotę, którą macie otrzymać i wyobrażacie sobie co za nią kupicie. Kwestie moralne i brak przyjemności zeszły na dalszy plan. Pewnie kolejne razy są łatwiejsze i przyjemniejsze, uczycie się nawzajem lubić i w pewien sposób pożądać. Wiem, mam tak samo"
Skalę zjawiska w Polsce trudno ocenić z wielu powodów. Możliwe, że niedługo dowiemy się jak jest naprawdę. Do niedawna kobiety nie chciały mówić, że są"gejszami", bo uznawały to za coś wstydliwego. Czasy się zmieniły, o czym pisze w artykule Tomasz Skory. On również wziął pod lupę ten trend i nawet udało mu się nawiązać kontakt z potencjalną panią do towarzystwa. Z rozmowy z nią wynika jednak, że chodziło o "tradycyjną" prostytucję. Tak odpisała dziennikarzowi na propozycję spotkanie: "Uściślając proponuję spotkanie nie na kawę, ale już normalne ;) Pierwsze w aucie, kwota tyle ile uznasz. Chciałabym Cię normalnie poznać (porozmawiać też będzie okazja)". W artykule jest też ciekawe spostrzeżenie prof. UKW Teresa Sołtysiak, specjalistki w tym temacie. Kierownik Zakładu Socjologii Wychowania i Resocjalizacji w Bydgoszczy zauważa, że sponsoring przestaje być tematem tabu, a kobiety zaczynają o nim mówić.
"Niedawno spotkałam się z tym zjawiskiem. Poznałam osobę, która powiedziała, że mniej będzie naznaczona w swoim otoczeniu, gdy powie, że ktoś ją sponsoruje, niż że sprząta lub jest gosposią. Zmienia się też forma sponsoringu, pojawiają się nowe odmiany. Nie zawsze bowiem wiąże się to z uprawianiem seksu. Coraz częściej chodzi o zaspokajanie wielu innych potrzeb psychospołecznych. Płaci się czasem za samą obecność, za fakt, że jesteśmy przez kogoś akceptowani lub adorowani. To pokazuje, jak bardzo człowiek jest dziś osamotniony wśród ludzi."
"Szybko i po łebkach policzmy: studiuje w tym kraju półtora miliona ludzi, z czego 60-70 procent to kobiety, czyli jakieś – weźmy liczbę mniejszą – 900 tysięcy osób. Kiedy tę liczbę podzielimy przez pięć wychodzi 180 tysięcy prostytuujących się jednostek. I to tylko na studiach, wszak pań zawodowo sponsorowanych przez licznych klientów nie bierzemy tu pod uwagę. A zatem na studiach w trzystu kilkudziesięciu uczelniach wyższych daje się sponsorować tyle osób, ile mniej więcej mieszka w Rzeszowie, Olsztynie czy Toruniu. Nieźle, prawda? Nie dziwota, że w mediach nakręcono wokół tych danych spektakl, a w głosach moralistów słychać szok i nutę biadolenia nad upadkiem obyczajów. Ciekawe notabene, co o takich danych sądzą moje studentki i magistrantki? Każda musiałaby znać przynajmniej jedną sponsorowaną koleżankę, a najlepiej dwie, żeby dane zgadzały się z rzeczywistością."