Power couple, czyli synergia potencjałów jako model małżeństwa
Marcin Długosz
15 września 2017, 11:33·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 15 września 2017, 11:33
Dwoje ludzi z zupełnie innych światów spotyka się w Meksyku blisko 10 lat temu. Ona miała za kilka miesięcy wyjechać do Los Angeles w ramach stypendium naukowego i tam kontynuować swoje badania z zakresu biologii molekularnej. On budował firmę w Polsce i uczył sztuki komunikacji w różnych krajach. Dziś Iliana Ramirez i Mateusz Grzesiak są małżeństwem. Rozmawiamy o tym, jak łączą codziennie różne światy – nauki i duchowości, odmiennych kultur, przyzwyczajeń i rzeczywistości, w której się wychowali.
Reklama.
Jak się poznaliście?
Iliana: Poszłam świętować doktorat mojej koleżanki do jednego z klubów w Mexico City…
Mateusz: A ja wyszedłem z moimi kursantami wieczorem na kolację…
I: I w tym barze nagle podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
M: Chciałem zademonstrować wzorcową rozmowę z przypadkowo poznaną osobą – obok przechodziła właśnie Iliana.
Przypadek?
I: Nie ma przypadków.
M: Wziąłem od niej numer telefonu. Zadzwoniłem i spotkaliśmy się.
I: Pamiętam, że byłam wtedy zajęta sobą, skupiona na własnej karierze naukowej. Nie było w moim życiu miejsca na związki, bo pisałam doktorat i miałam w planach wyjazd na stypendium do USA. Mateusz był inny, zaciekawił mnie. Poza tym był z Europy i nawet przez myśl mi nie przeszło, że coś mogłoby z tego wyjść.
Dlaczego na wspólne życie wybraliście Polskę?
I: To był najbardziej racjonalny wybór, ale bardzo tego chciałam. Wiedziałam, że Mateusz był gotowy przeprowadzić się do USA, jeśli podjęłabym taką decyzję. Na początku żyliśmy na walizkach – kiedy kończyłam doktorat, Mateusz cały czas latał do Meksyku. To on dostosowywał swoją pracę do naszego stylu życia. Były sytuacje, gdy potrafił przylecieć na weekend i wracał z powrotem do kraju. Naprawdę wiele poświęcił.
M: (przerywa) Nic nie poświęciłem, tak wybrałem!
I: Polacy inaczej traktują słowo „poświęcać się” niż my w Meksyku. Naturalne jest, że jeśli ktoś coś poświęca, to z własnej woli – sam wybiera, co chce robić. To nie jest strata czegoś, raczej zmiana. W 2010 roku urodziła się nasza córka Adriana, w 2011 obroniłam doktorat i zamknęłam ten etap mojego życia. Byłam gotowa, by na stałe przenieść się do Polski. Zaczęłam intensywnie uczyć się języka, poznawać nowe zwyczaje i kulturę. Zajmowałam się też wychowywaniem córki, miałam trochę czasu dla siebie i mogłam wreszcie zrealizować plany, które od dawna przekładałam na później.
Mateusz realizuje się zawodowo, jest bardzo często zapraszany do mediów, a jak wygląda Twoje życie zawodowe?
I: Mam doktorat z farmakologii, który uzyskałam po 13 latach nauki. Obroniłam go w Centro de Investigación y Estudios Avanzados del Instituto Politécnico Nacional (CINVESTAV) w Meksyku. Nie wykluczam, że kiedyś wrócę do aktywności zawodowej ściśle związanej z tematem mojej pracy doktorskiej.
Życie nie składa się jednak z samej pracy, nawet jeśli jest się w niej bardzo dobrym. Zawsze też chciałam badać sposób funkcjonowania mózgu w kontekście medycyny tradycyjnej z różnych kultur i możliwości jej praktycznego zastosowania. Po urodzeniu Adriany mogłam skupić się na zbieraniu informacji z tego zakresu oraz materiałów do książki, o której myślałam od początku studiów. Po latach przygotowań jestem już gotowa do tego, by zajmować się szerzej tą tematyką.
Jak wyglądały początki waszego wspólnego życia w Polsce?
M: To nie był łatwy czas. Różnice kulturowe dawały się we znaki: Meksykanie często nie mówią nic wprost, jednocześnie są bardzo ciepli i życzliwi. Polacy są za to bezpośredni i raczej nieufni. W Meksyku jest słońce i gorąco, w Polsce chmury i zimno. W Meksyku najpierw świętuje się z bliskimi, a potem pracuje; w Polsce najpierw pracuje, a potem często też… pracuje.
I: Nie mogłam się długo przystosować do życia w Polsce. Trudny język, inna pogoda, inna kuchnia. Doceniam cierpliwość mojego męża, który stał się dla mnie najlepszym przyjacielem, kulturowym przewodnikiem. Z czasem zaczęłam też korzystać z zasobów polskości.
Pamiętam, jak pojechałam do Meksyku po dłuższym pobycie w Polsce i nagle widzę, że moja rodzina dziwnie na mnie patrzy. Zaczęłam mówić bardziej bezpośrednio, co myślę, stałam się odważniejsza i bardziej asertywna. Dziś widzę, jak wiele zawdzięczam Polakom. Wasza kreatywność, determinacja, wiedza o świecie są imponujące. Dużo się od Was nauczyłam.
M: Ja budowałem biznes i zacząłem iść w kierunku nauki, do czego motywowała mnie żona. Organizowałem wszystko, co dotyczyło naszego życia, bo Iliana na początku nie znała polskiego. To był ciężki okres, zacząłem żartować, że mam dwa etaty – pracę i rodzinę, ale dziś nie żałuję ani chwili. Zresztą nigdy nie zależało nam na małżeństwie idealnym, ale na prawdziwym.
Prawdziwym, czyli takim, w którym łączy się siły.
I: Tak. Nasz związek powstał na bazie rezygnacji z dotychczasowych stylów życia i zbudowania nowego, dlatego musiał być silny. Myślę, że nasza relacja i nasza rodzina są ważniejsze niż nasze ego. Łączą nas wartości, dzielenie się z ludźmi naszymi doświadczeniami, chęć rozwoju. Może w przyszłości zorganizujemy wspólne szkolenia albo badania, ale na razie tematyka naszych działań jest od siebie odległa. Ja jestem farmakolożką, Mateusz psychologiem i cenionym ekspertem od zarządzania. Ale poza nauką interesuje mnie bardzo mocno duchowość – szczególnie w aspekcie, jaki znam z Meksyku.
M: Nasuwa mi się termin synergia potencjałów. Towarzyszy mi ona od bardzo wielu lat i wynika z moich potrzeb. Nigdy nie chciałem być tylko Polakiem, bo każde myślenie monokulturowe mocno ogranicza. Chciałem wiedzieć, co to znaczy myśleć jak Niemiec, jak Meksykanin, jak Brytyjczyk. Szukam też połączenia różnych paradygmatów – biznesu z nauką, praktyki z teorią.
Na studiach psychologicznych uczono nas interpretowania testów Kocha – jeśli dziecko narysowało dziuplę, diagnozowano traumę. Miałem do tego dystans, bo nie widziałem praktycznego zastosowania dla takich teorii. Zresztą dystans mam do wielu rzeczy, choć jednocześnie chcę jak najwięcej próbować. Dlatego nigdy nie interesowało mnie życie w ramach jednej kultury, studiowanie jednej dyscypliny czy szkoły filozoficznej. Staram się poznać jak najwięcej.
Rozwijam się nie tylko poprzez styl życia oparty o wielokulturowość i synergię potencjałów, ale także poprzez związek i uczenie się od Iliany. Przeglądamy się w sobie wzajemnie jak w lustrze, jesteśmy, mówiąc metaforycznie, swoimi odbiciami. Ludzie, którzy tworzą wieloletnie związki, wpływają na siebie w ogromny sposób, np. moja żona, która wiele lat poświęciła nauce, zachęciła mnie też do zrobienia doktoratu. Obserwując moje życie i słuchając zachęt innych, Iliana doszła do wniosku, że warto dzielić się z ludźmi w Polsce swoimi zainteresowaniami, np. poprzez profil na Facebooku, dyskutować na ten temat. Ta synergia potencjałów zaczęła być trochę widoczna publicznie. Ludzie po poznaniu Iliany namawiali ją, aby podzieliła się swoją wiedzą.
Ja z kolei zauważyłem, że posty, które pisałem o naszym związku, zaczęły być przyjmowane z dużym zainteresowaniem i życzliwością. Przez całe lata pisałem i tworzyłem materiały merytoryczne, pisanie o naszym związku było dla mnie nowe. Okazało się, że ludzie chcieli poznać moją żonę.
I: To wyszło naturalnie i samoczynnie, jako wynik namowy innych. Dlatego też otworzyłam niedawno swój fanpage.
O czym tam piszesz?
I: O różnych rzeczach dotyczących mojej kultury i szeroko pojętej duchowości. Polacy kojarzą rozwój duchowy z religią, a Meksykanie mają inne podejście. Zwracam na to uwagę. Na długo przed pojawieniem się Hiszpanów, którzy wprowadzili katolicyzm, tysiące meksykańskich plemion korzystało z różnych rytuałów i wierzeń pozwalających im rozumieć i akceptować rzeczywistość. Były to np. głębokie prawa Tolteków, okrutne rytuały, takie jak wyrywanie serca przez Majów, wchodzenie w stany transowe Huicholi i wiele innych. W przyszłości chciałabym te tradycje przebadać. Skoro mamy naukowe podstawy, by twierdzić, że medytowanie fizycznie zmienia sposób pracy mózgu i obniża poziom stresu, to warto sprawdzić, co niosą ze sobą inne praktyki duchowe. Ludzie od tysiącleci korzystają z medytacji, jogi, pracy z oddechem i technik harmonizujących emocje czy innych form energii. Tego ich uczę na swoich warsztatach, które prowadzę w Polsce od kilku lat.
M: Polacy zaczynają coraz bardziej interesować się tymi zagadnieniami. Duchowość świecka dopiero się rozpowszechnia, joga, buddyzm i inne szkoły rodem z Azji zaczęły przełamywać monopol religii. Kiedy kilkanaście lat temu zaczynałem karierę trenerską, słyszałem, że rozwój osobisty to sekta, a jego zwolennicy to wyznawcy tej sekty. Dziś nikt tak już nie mówi.
I: Ja korzystam z badań prowadzonych przez Amerykanów. To z nimi zamierzam współpracować, bo właśnie tam są pionierzy zajmujący się naukowo wpływem myślenia na fizyczny i zdrowotny sposób funkcjonowania. Chciałabym, żeby ludzie potrafili działać praktycznie i świadomie w świecie materialnym, nie zatracali wartości, głębi, uczuć, które oferuje duchowość.