Nikt nie lubi nadawania etykietek pokoleniom. Podobnie jak nikt nie chce być nazywany millenialsem. Socjolodzy, zwłaszcza z Polski, niemal zupełnie pominęli brakujące ogniwo łączące dwie duże generacje. Jedną nogą byli w analogowej przeszłości, a drugą wkraczali w cyfrową dorosłość. Mowa o xennialsach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Brzmi to jak "problem pierwszego świata", ale coś w tym jest. Xennialsi to połączenie dwóch słów: millenialsów (inaczej pokolenie Y) oraz pokolenia X. Najprościej mówiąc: to osoby, które wychowywały się w czasach przedinternetowych, ale osiągały dorosłość, kiedy technologia zdominowały nasze życia. W USA to osoby urodzone między 1977 a 1983 rokiem, a nawet 1985, jak podają niektóre zachodnie media, gdzie pierwszy raz trafiłem na to określenie. Ale tam przecież nie mieli władzy komunistycznej, która nieco opóźniła rozwój w Polsce.
Ni to X, ni to Y
W USA i innych rozwiniętych krajach, które po wojnie rozwijały się w miarę stabilnie, ale i konsumpcyjnie, pokolenie X raczej gubiło się w całym chaosie współczesności, kreowanych trendów i wyścigu szczurów. To ludzie urodzeni w drugiej połowie XX wieku (do 1980 roku) szukający celu w życiu, zastanawiający się nad sensem istnienia, gardzący systemem i konsumpcjonizmem. Przedstawicieli tego "gatunku" pokazują filmy w stylu "Sprzedawców", "Trainspotting" czy "Podziemnego kręgu".
Pokolenie X w Polsce to coś zupełnie innego niż w Stanach. Owszem, była pogarda dla systemu, ale nie ma co porównywać czasów PRL-u do wolności, którą mieli Amerykanie. O konsumpcjonizmie czy nowych technologiach już w ogóle nie było mowy. Pokolenie X w Polsce miało jakiś cel i nadzieję na lepsze jutro - przecież PRL nie mógł trwać wiecznie. I nagle zaczęła się era z przesłaniem zupełnie innym niż wcześniej. Zaczął się konsumpcjonizm i kupowanie wszystkiego na potęgę - by odbić sobie ten słynny ocet na półkach.
Millenialsi na świecie to już dzieci ery cyfrowej, czyli tej po 1980 roku, w Polsce można nazwać je "dziećmi Neo" (od Neostrady, usługi stałego dostępu do internetu, którą w 2001 roku wprowadziła TP SA). I tu znów następuje przesunięcie w porównaniu do reszty świata. Każdy wie, że trudno tu się doszukiwać podobieństw. Kapitalizm zaczął się w Polsce dopiero po 1989 roku, czyli wiele lat później niż w USA. Podobnie było z nowymi technologiami, które były i drogie, i dostępne nieco później niż u zagranicznych millenialsów.
Dorastanie xennialsów
Ukrytą generację charakteryzuje swego rodzaju sentymentalizm co do tego, co minione. "Iksy" mówią, że za komuny było lepiej, xennialsi, aż tak dobrze jej nie pamiętają. Doskonale za to wspominają analogowe dzieciństwo i wkraczanie w dorosłość. – Rzeczywiście jest coś specyficznego w tych kilku rocznikach, czego nie widać ani we wcześniejszym pokoleniu, ani w millenialsach. Z jednej strony jesteśmy bardzo w świecie digitalowym, cyfrowym, ale z lekkim uśmiechem pod nosem patrzymy na ludzi zapatrzonych w smartfony, snapujących każdy moment swojego życia, wystawiających do internetu lepszą wersję siebie w kolejnych postach – mówi 31-letni Igor, który jest również z mojego rocznika – tego "czarnobylskiego". To też cecha xennialsów: świetnie "kumają" współczesność, ale rozumieją i szanują tradycję.
Z millenialsami xennialsów łączy m. in. to, że w większości nie oglądają telewizji jako medium, a informacje czerpią z internetu. Telewizory jako sprzęt mają w domach, ale do grania czy śledzenia seriali on-line. A przecież nie tak dawno byli przyklejeni do ekranów, gdy leciały kreskówki na RTL7 czy Cartoon Network, a jeszcze wcześniej na Polonii 1. Dobrze pamiętam, gdy po szkole biegłem do domu, by nie spóźnić się na odcinek "Dragon Balla", a teraz korzystam z serwisów streamujących pokroju Netflixa, bo w dzisiejszych czasach nie da się podporządkować życia telewizji. Bo i po co. Kiedyś tak było, bo nie można sobie było puścić ulubionej kreskówki kiedy tylko się chce.
Xennials znaczy lepszy?
Tu nie chodzi o kreowanie sztucznej generacji, ale pokazanie, że xennialsi różnią się np. od millenialsów w wielu kwestiach. Nie powinno wieszać się na nas psów, jak na roszczeniowej, zbuntowanej młodzieży (oczywiście pokolenia Y ma też dobre strony). Z kolei na nazywanie nas pokoleniem X jesteśmy za młodzi. Xennialsi są łącznikiem między tymi dwoma światami, co jest równocześnie zaletą, ale i wadą.
Sam zauważam różnice z dosłownie kilka lat młodszymi osobami. W szkołach też zbierali karteczki, a potem grali w piłkę na zwykłym boisku, ale takie telefony komórkowe, a co za tym inny rodzaj komunikacji mieli już wcześniej. Xennialsom komórki nie były zbytnio potrzebne, bo były mało powszechne, więc nie było zbytnio do kogo dzwonić. Wysłanie SMS-a kosztowało kilkadziesiąt groszy. Pierwszy telefon miałem dopiero na studiach, bo jak się podróżowało między miastami, to się przydawał. Wcześniej, by do kogoś zadzwonić, ta osoba musiała być akurat w domu. Umawianie się na spotkanie też było bardziej wiążące, bo nie było jak poinformować, że się spóźnimy. Teraz wystarczy napisać SMS-a czy wiadomość na Messengerze i już - sprawa załatwiona. Punktualność była czymś normalnym, dlatego teraz xennialsi frustrują się, gdy ktoś nie pojawi się o czasie oraz gdy sami się spóźniają, bo nie nadążają za tempem życia, jak zresztą większość.
Inne jest też jest podejście xennialsów i milleniasów do samego pracowania. Millenialsi często zmieniają firmę, nie czują się aż tak przywiązani, są pewni, że gdzie indziej będą mieli lepiej i lubią ryzykować. Xennialsi mają tutaj podejście zbliżone do pokolenia X - są bardziej przywiązani do swojego miejsca pracy, może i nie robią w jednej firmie całe życie jak rodzice, ale też tak często jej nie zmieniają. Wolą pomarudzić, zacisnąć zęby i pracować dalej. Xennialsi często też później wchodzili na rynek. Np. mój rocznik pierwszy szedł do gimnazjów. Wtedy też była mowa o tym, że tylko studia (i to dzienne) gwarantują solidną pracę. Potem się okazało, że doświadczenie to podstawa. Dlatego młodsze roczniki łączyły zarabianie i uczelnię, a starszaki liczyły na to, że pracodawcy zapukają do nich, jak tylko odbiorą dyplom ukończenia studiów. Troszkę się przeliczyliśmy.
– Pokolenie jest szerszą kategorią pojęciową, niż generacja, a na temat xennialsów stosunkowo mało się publikuje, czy przeprowadza badań, na ogół zaliczając ich do pokolenia Y – tłumaczy socjolog Julita Czernecka z Uniwersytetu Łódzkiego. – Zmiany, które dokonywały się w Polsce na przełomie lat 90-tych: społeczne, polityczne, kulturowe i te związanych z rozwojem technologii, spowodowały, że młodzi ludzie dorastali w szybko zmieniającej się rzeczywistości, czasem już dwa, trzy lata różnicy zmieniały te doświadczenia. A różnice wynikające dziś z charakterystyki poszczególnych generacji wynikają także z tego w jakiej obecnie są fazie cyklu życia. Jedni mają za sobą dopiero ukończoną szkołę, inni kilka lat na rynku pracy, rodzinę. To wszystko także zmienia podejście do życia i wartości. O tym też pamiętajmy – dodaje socjolog.
Nie jestem socjologiem, jednak na moje oko xennialsi w Polsce to osoby urodzone w latach 1980-1990, ale rzecz jasna to bardzo płynne klamry, bo nawet pomiędzy większymi a mniejszymi miastami można dostrzec różnice, które teraz, w dobie internetu ulegają coraz większemu zatarciu. Tak samo jak same generacje, które są coraz krótsze. W tym momencie najświeższe to pokolenie "C" od słowa "connected" (ang. podłączony), które już urodziło się w cyfrowych czasach, a analogowe zna z opowieści rodziców.
"Jestem bogatszy o doświadczenie transformacji: pamiętam jeszcze kolejki i pustki na półkach, a potem nagły wybuch kolorowego świata kapitalizmu. Pierwsze reklamy w TV obiecujące lepsze życie, dzięki lepszym produktom. Moje pokolenie widziało na własne oczy, jak wielką wartością jest pieniądz, który ma realną moc podniesienia statusu społecznego. Że daje szczęście. Intelektualne dywagacje poszły do lamusa. Wykształcenie przestało być celem, a jedynie środkiem do bogacenia się. Moda na języki, wysyp prywatnych uczelni, boom edukacyjny, który nie poszedł w jakość, ale w ilość. A do tego kompleks niższości wobec Zachodu. Z automatu, wszytko stamtąd było lepsze. Byliśmy nim zachłyśnięci. Torbę, w którą zapakowano mi na wynos pierwszą kanapkę z McDonalda, długo przechowywałem na pamiątkę. Jak relikwię."
Jarek, rocznik '83
Społecznik
"Wyrośliśmy razem z technologią, to prawda, ale też nie mieliśmy tego optymizmu poprzedniego pokolenia, które wiedziało, że od ręki będzie miało pracę - pod tym względem polskie "iksy" miały kompletnie inną sytuację niż na Zachodzie. My, niech będzie że xennialsi, byliśmy dwa kryzysy później (2001 i 2008) i musieliśmy przyjąć, że lepiej już było i nie przeskoczymy szklanego sufitu, który zbudowały "iksy". Więc zrobiliśmy własne rzeczy - te wszystkie NGOsy, knajpy, "kreatywne" sklepy i tak dalej - bo musieliśmy wykopać własną norę, bo nie było dla nas miejsc na rynku pracy. To my wyjechaliśmy w głównej części do UK i ogólnie do Europy. Zasadniczo "iksy" musiały sobie radzić same, bo ich rodzice kompletnie nie kumali nowej Polski po transformacji, my musieliśmy sobie radzić sami, bo nasi rodzice również... i jeszcze przyblokowały nas "iksy". Millenialsi z kolei mają dużo łatwiej, bo ich rodzice to właśnie "iksy" i mają kasę i znajomość życia w nowej Polsce, dlatego tak daleko nam do millenialsów."
Igor, rocznik '86
Grafik
"Kiedyś życie było dość proste, potrafiłeś kopać piłkę, zwisać głową w dół na trzepaku i miałeś akceptację rówieśników, krzyczałeś w ich okno by wyszli na dwór, a wyobraźnia pomagała Wam w stworzeniu bitwy rycerskiej przy użyciu kilku patyków i durszlaka. Dzisiaj, to avatary naszych osobowości walczą o akceptację, lajki. Nie przyjdziesz spontanicznie do kogoś i zapytasz czy „wyjdziesz na dwór” prędzej klikniesz na whatsappie. Kiedyś o koncercie dowiadywaliśmy sie pocztą pantoflową lub dzięki plakatom, każdy taki event to było duże wydarzenie dla środowiska. Dzisiaj klikamy na Fejsie, że jesteśmy zainteresowani, a ludzi na koncertach co raz mniej."
Kamil, rocznik '81
PR-owiec
"W moim dzieciństwie królowa była tylko jedna - i była to telewizja. Fakt, że początkowo składała się z kilku kanałów na krzyż sprawił, że można było silniej doświadczyć pokoleniowej wspólnoty - każdy oglądał to samo, o tej samej porze. W konkretnych godzinach podwórka zamierały, by po zakończeniu emisji odcinka ulubionej bajki lub serialu, odżywać. Wymienialiśmy się na gorąco wrażeniami, powracaliśmy do sytuacji z ekranu TV. Myślę, że ten kapitał kulturowy jest silniejszy niż wspólnotowe doświadczenie, jakie dzisiejszym pokoleniom trudniej zbudować na fundamencie kilkudziesięciu kanałów TV dla dzieci, kanałów YouTube'a, internetowych plejerów, gier, komiksów i całej rzeszy innych nadawców i producentów treści. To wszytko jest dziś zbyt rozproszone, trudniej wskazać hegemona trzymającego rząd dusz dzisiejszych latorośli. Pokolenie moich rodziców nie miało nic, moje pokolenie miało to i to, nowe pokolenia mają wszytko, a nawet więcej niż potrzeba. Z perspektywy czasu myślę, że ten niedosyt w rozrywce był zbawienny dla kreatywności i pobudzał wyobraźnię mojego pokolenia."
Jarek, rocznik '83
Społecznik
"Mam wrażenie, że mieliśmy znacznie więcej swobody niż millenialsi - bawiliśmy się sami, rodzice pracowali, nie mieliśmy pierdyliona zajęć polekcyjnych, łatwiej było urwać się z lekcji, nie było monitoringów w szkole i tak dalej. Jasne, były już komputery, ale było ich znacznie mniej niż dzisiaj i grało się na jednym wspólnie, co było zajebistą zabawą, nie do porównania do grania z kimś przez sieć. A że w Polsce prawie nie było konsol, to dopiero teraz ludzie to odkrywają na nowo na konsolach właśnie. Ogólnie mam wrażenie, że to był ostatni raz, kiedy się robiło rzeczy wspólnie, analogowo, a nie przez komórki, aplikacje czy internet. I wszystko było jednak tańsze i łatwiej dostępne, fajki kupowało się na sztuki w kiosku, a najtańsze wino kosztowało dwa złote."
Kamil, rocznik '81
PR-owiec
"Jeśli chodzi o porównania, to przechodzą mnie ciarki wstydu, kiedy obserwuję, jak następna generacja zapatrzona jest w siebie. Internet, który dla mojego pokolenia był oknem na świat, w tej chwili jest oknem na siebie, ale uchylonym tylko tyle, ile ktoś chce pokazać. I pokazuje tylko świat filtrowany przez własne ego."
Igor, rocznik '86
Grafik
"To nasze pokolenie nie może sie czasami wpasować do nowego świata, porządku, jednocześnie nie nadając na tych samych falach co pokolenie poprzednie. Natomiast widzę niesamowite plusy tego naszego połączenia analogowego życia z digitalem, wielu z moich znajomych w podobnym wieku tworzy świetne biznesy, zajawkowe projekty czerpiąc z jednego świata i drugiego. Ta nasza wyobraźnia kształtowana jeszcze w analogowym świecie i początkach cyfrowego wykształciła w nas łatwość korzystania z narzędzi, które mamy pod ręka i dostosowania ich do naszych projektów. Mam wrażenie, że to takie pokolenie „think outside the box”."