
W USA i innych rozwiniętych krajach, które po wojnie rozwijały się w miarę stabilnie, ale i konsumpcyjnie, pokolenie X raczej gubiło się w całym chaosie współczesności, kreowanych trendów i wyścigu szczurów. To ludzie urodzeni w drugiej połowie XX wieku (do 1980 roku) szukający celu w życiu, zastanawiający się nad sensem istnienia, gardzący systemem i konsumpcjonizmem. Przedstawicieli tego "gatunku" pokazują filmy w stylu "Sprzedawców", "Trainspotting" czy "Podziemnego kręgu".
"Jestem bogatszy o doświadczenie transformacji: pamiętam jeszcze kolejki i pustki na półkach, a potem nagły wybuch kolorowego świata kapitalizmu. Pierwsze reklamy w TV obiecujące lepsze życie, dzięki lepszym produktom. Moje pokolenie widziało na własne oczy, jak wielką wartością jest pieniądz, który ma realną moc podniesienia statusu społecznego. Że daje szczęście. Intelektualne dywagacje poszły do lamusa. Wykształcenie przestało być celem, a jedynie środkiem do bogacenia się. Moda na języki, wysyp prywatnych uczelni, boom edukacyjny, który nie poszedł w jakość, ale w ilość.
A do tego kompleks niższości wobec Zachodu. Z automatu, wszytko stamtąd było lepsze. Byliśmy nim zachłyśnięci. Torbę, w którą zapakowano mi na wynos pierwszą kanapkę z McDonalda, długo przechowywałem na pamiątkę. Jak relikwię."
"Wyrośliśmy razem z technologią, to prawda, ale też nie mieliśmy tego optymizmu poprzedniego pokolenia, które wiedziało, że od ręki będzie miało pracę - pod tym względem polskie "iksy" miały kompletnie inną sytuację niż na Zachodzie. My, niech będzie że xennialsi, byliśmy dwa kryzysy później (2001 i 2008) i musieliśmy przyjąć, że lepiej już było i nie przeskoczymy szklanego sufitu, który zbudowały "iksy".
Więc zrobiliśmy własne rzeczy - te wszystkie NGOsy, knajpy, "kreatywne" sklepy i tak dalej - bo musieliśmy wykopać własną norę, bo nie było dla nas miejsc na rynku pracy.
To my wyjechaliśmy w głównej części do UK i ogólnie do Europy. Zasadniczo "iksy" musiały sobie radzić same, bo ich rodzice kompletnie nie kumali nowej Polski po transformacji, my musieliśmy sobie radzić sami, bo nasi rodzice również... i jeszcze przyblokowały nas "iksy".
Millenialsi z kolei mają dużo łatwiej, bo ich rodzice to właśnie "iksy" i mają kasę i znajomość życia w nowej Polsce, dlatego tak daleko nam do millenialsów."
Ukrytą generację charakteryzuje swego rodzaju sentymentalizm co do tego, co minione. "Iksy" mówią, że za komuny było lepiej, xennialsi, aż tak dobrze jej nie pamiętają. Doskonale za to wspominają analogowe dzieciństwo i wkraczanie w dorosłość. – Rzeczywiście jest coś specyficznego w tych kilku rocznikach, czego nie widać ani we wcześniejszym pokoleniu, ani w millenialsach. Z jednej strony jesteśmy bardzo w świecie digitalowym, cyfrowym, ale z lekkim uśmiechem pod nosem patrzymy na ludzi zapatrzonych w smartfony, snapujących każdy moment swojego życia, wystawiających do internetu lepszą wersję siebie w kolejnych postach – mówi 31-letni Igor, który jest również z mojego rocznika – tego "czarnobylskiego". To też cecha xennialsów: świetnie "kumają" współczesność, ale rozumieją i szanują tradycję.
"Kiedyś życie było dość proste, potrafiłeś kopać piłkę, zwisać głową w dół na trzepaku i miałeś akceptację rówieśników, krzyczałeś w ich okno by wyszli na dwór, a wyobraźnia pomagała Wam w stworzeniu bitwy rycerskiej przy użyciu kilku patyków i durszlaka.
Dzisiaj, to avatary naszych osobowości walczą o akceptację, lajki. Nie przyjdziesz spontanicznie do kogoś i zapytasz czy „wyjdziesz na dwór” prędzej klikniesz na whatsappie.
Kiedyś o koncercie dowiadywaliśmy sie pocztą pantoflową lub dzięki plakatom, każdy taki event to było duże wydarzenie dla środowiska. Dzisiaj klikamy na Fejsie, że jesteśmy zainteresowani, a ludzi na koncertach co raz mniej."
"W moim dzieciństwie królowa była tylko jedna - i była to telewizja. Fakt, że początkowo składała się z kilku kanałów na krzyż sprawił, że można było silniej doświadczyć pokoleniowej wspólnoty - każdy oglądał to samo, o tej samej porze. W konkretnych godzinach podwórka zamierały, by po zakończeniu emisji odcinka ulubionej bajki lub serialu, odżywać. Wymienialiśmy się na gorąco wrażeniami, powracaliśmy do sytuacji z ekranu TV. Myślę, że ten kapitał kulturowy jest silniejszy niż wspólnotowe doświadczenie, jakie dzisiejszym pokoleniom trudniej zbudować na fundamencie kilkudziesięciu kanałów TV dla dzieci, kanałów YouTube'a, internetowych plejerów, gier, komiksów i całej rzeszy innych nadawców i producentów treści. To wszytko jest dziś zbyt rozproszone, trudniej wskazać hegemona trzymającego rząd dusz dzisiejszych latorośli. Pokolenie moich rodziców nie miało nic, moje pokolenie miało to i to, nowe pokolenia mają wszytko, a nawet więcej niż potrzeba. Z perspektywy czasu myślę, że ten niedosyt w rozrywce był zbawienny dla kreatywności i pobudzał wyobraźnię mojego pokolenia."
"Mam wrażenie, że mieliśmy znacznie więcej swobody niż millenialsi - bawiliśmy się sami, rodzice pracowali, nie mieliśmy pierdyliona zajęć polekcyjnych, łatwiej było urwać się z lekcji, nie było monitoringów w szkole i tak dalej.
Jasne, były już komputery, ale było ich znacznie mniej niż dzisiaj i grało się na jednym wspólnie, co było zajebistą zabawą, nie do porównania do grania z kimś przez sieć. A że w Polsce prawie nie było konsol, to dopiero teraz ludzie to odkrywają na nowo na konsolach właśnie.
Ogólnie mam wrażenie, że to był ostatni raz, kiedy się robiło rzeczy wspólnie, analogowo, a nie przez komórki, aplikacje czy internet.
I wszystko było jednak tańsze i łatwiej dostępne, fajki kupowało się na sztuki w kiosku, a najtańsze wino kosztowało dwa złote."
Tu nie chodzi o kreowanie sztucznej generacji, ale pokazanie, że xennialsi różnią się np. od millenialsów w wielu kwestiach. Nie powinno wieszać się na nas psów, jak na roszczeniowej, zbuntowanej młodzieży (oczywiście pokolenia Y ma też dobre strony). Z kolei na nazywanie nas pokoleniem X jesteśmy za młodzi. Xennialsi są łącznikiem między tymi dwoma światami, co jest równocześnie zaletą, ale i wadą.
"Jeśli chodzi o porównania, to przechodzą mnie ciarki wstydu, kiedy obserwuję, jak następna generacja zapatrzona jest w siebie. Internet, który dla mojego pokolenia był oknem na świat, w tej chwili jest oknem na siebie, ale uchylonym tylko tyle, ile ktoś chce pokazać. I pokazuje tylko świat filtrowany przez własne ego."
"To nasze pokolenie nie może sie czasami wpasować do nowego świata, porządku, jednocześnie nie nadając na tych samych falach co pokolenie poprzednie. Natomiast widzę niesamowite plusy tego naszego połączenia analogowego życia z digitalem, wielu z moich znajomych w podobnym wieku tworzy świetne biznesy, zajawkowe projekty czerpiąc z jednego świata i drugiego. Ta nasza wyobraźnia kształtowana jeszcze w analogowym świecie i początkach cyfrowego wykształciła w nas łatwość korzystania z narzędzi, które mamy pod ręka i dostosowania ich do naszych projektów. Mam wrażenie, że to takie pokolenie „think outside the box”."