Reklama.
Posłowie bez skrupułów wyrzucili do kosza ustawę o związkach partnerskich. Nie wiadomo, czy zdawali sobie sprawę, że skazują na kolejne lata problemów wiele rodzin, które starają się żyć normalnie. Tak jak bohaterki najnowszej okładki "Newsweeka".
W Polsce dane są różne: jedne mówią o 50 tysiącach, inne o 15. Jedno jest pewne: z reguły się ukrywają. Jola z Asią na placu zabaw za rękę nie trzymają się nigdy. Ale i tak wszyscy na nie patrzą. - Bo Ninka nie wie jeszcze, że nie powinna głośno mówić w piaskownicy o świecie, który jest dla niej najbliższy – wyjaśnia Jola. - Mówi: „mama” i „druga mama”. I właśnie wtedy wszyscy patrzą. - Bardzo chciałyśmy żyć uczciwie – wyjaśnia Asia, która Ninę urodziła. - Nie chciałyśmy, żeby Jola była dla Niny „ciocią”. - Wierzyłyśmy, że nam akurat się to uda – dodaje Jola. - Gówno się udało. Właśnie zmieniły córce przedszkole. Dyrektora placówki nic do dziecka nie miała. Tylko rodzice zagrozili, że albo Ninka, albo ich dzieci. Sprawa została przesądzona po uroczystym dniu taty, na którym zjawiła się Jola, bo Asia akurat była w delegacji. Wyjeżdża dość często. - Za każdym razem umieram z przerażenia – przyznaje Jola. Bo gdyby Nince się coś stało, to byłby kłopot. Dziecko ma jechać do szpitala, a gdzie jest jego matka? Jak nic to sprawa dla służb społecznych, może nawet policji, prokuratury. - Nasz sposób na życie? Jak najmniej mówić o sobie - tłumaczą zgodnie.
Wszystko już mają zaplanowane. Gdyby Goga, nie daj Bóg, umarła, Agata bierze 3-letniego Stefcia i wywozi go jak najdalej z Polski, choćby w bagażniku. Rzuci dom, pracę, przyjaciół, bo przecież chodzi o syna. Owszem, nie Agata urodziła Stefka, tylko Goga, ale razem go przecież tuliły, gdy ząbkował, razem szalały z radości, gdy stawiał pierwsze kroki. Na zmianę nie przesypiały nocy, gdy budził się i płakał. - Padałam na twarz i byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej – wspomina Agata. - Lesbijki rzadko sobie dają prawo do szczęścia, nas szczęścia po prostu dopadło. Codziennie, przez półtora roku Agata wstawała, by zrobić Stefciowi kaszkę, a potem przygotować obiad, bo Goga z pracy wracała głodna. Wertowała książki kucharskie w poszukiwaniu przepisu na zupę podobną do tej, którą niedawno Goga jadła na biznesowym lunchu. Bo Goga to menedżer - odpowiedzialne stanowisko, nadgodziny, kasa. Główny żywiciel rodziny. - Czy Goga jest jak facet? - zastanawia się Agata, z zawodu fotograf, freelancer. - Nie. U nas się wszystko miesza, jest płynne. Role w takich rodzinach jak nasza, tworzą się na chwilę, a potem zmieniają. U nas jest chyba trochę inaczej – dodaje po namyśle. Inaczej jest także dlatego, że kiedy się kłócą, to sąsiadka z góry krzyczy, żeby Agata wreszcie uciszyła „siostrę”. Inaczej, bo niektórzy sąsiedzi udają, że ich wcale nie ma, nie odpowiadają na dzień dobry, a czasem na widok Stefcia odwracają głowę.
Najpierw były tylko awantury, bo konserwatywne rodziny kobiet nie były w stanie „tego” przejść. Potem ojciec Iwony odebrał jej za karę dom. Przez moment czuły się trochę jak w tym słynnym filmie „Filadelfia”, gdzie adwokat-gej, w którego rolę wcielił się Tom Hanks, stracił prawie wszystko. Ostatecznie obie wraz z dzieckiem wyjechały z rodzinnego miasteczka, osiedliły się w innym miasteczku, w którym ludzie jeszcze nic nie wiedzą. Co najwyżej się domyślają.