Źle wyregulowane światła to jedna z wielu plag polskich dróg. Do tego dochodzą kierowcy, którzy przypadkowo lub specjalnie jeżdżą na długich, przeciwmgielnych lub po prostu mają za mocne, oślepiające "ksenony". Myślą, że wszystko dobrze widzą i przez to czują się bezpiecznie, a tak naprawdę stwarzają zagrożenie dla siebie i innych uczestników ruchu drogowego.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Wydawało mi się, że to ze mną jest coś nie tak i mam nadwrażliwość na światło lamp. Gdy prowadzę auto wieczorem lub w nocy czasem muszę mrużyć oczy. To naprawdę razi, gdy jestem zewsząd oślepiany przez inne pojazdy. Najgorsze są te za mną, które tak świecą po lusterkach, że odbijający się blask niemal zupełnie blokuje widoczność. Często ich przepuszczam, zwłaszcza na autostradzie, bo po prostu nie widzę co się dzieje na drodze. Nie tylko ja jedyny mam z tym problem. I nie istnieje on od tego sezonu, ale od kilku dobrych lat.
Oślepiające światła, które odbijają się w lusterkach to zazwyczaj problem poza obszarami zabudowanymi. W miastach źle ustawione światła drogowe są w pewien sposób załamywane przez latarnie. Jednak gdy pada deszcz, na jezdni tworzy się "lustro", które również odbija blask. I jeśli do tego dodamy mnóstwo innych źródeł światła jak sygnalizatory, wspomniane latarnie czy inne auta, to wjeżdżając na skrzyżowanie można się poczuć jak gwiazda filmowa odbierająca nagrodę, skąpana w blasku fleszy fotoreporterów.
Źle wyregulowane światła to plaga
Problem istnieje od kilku lat (o oślepiających ksenonach pisano już w 2008 roku!) i jest zauważalny zwłaszcza jesienią i zimą, gdy dni są krótsze. Dopiero w zeszłym roku łódzka drogówka jako jedna z pierwszych przeprowadziła akcję pod hasłem "Snop światła" - właśnie pod tym kątem. Policjanci wiedzieli o tej pladze z własnego doświadczenia.
Potem podobne akcje były przeprowadzone w całej Polsce i niedługo mają zostać powtórzone. Za źle wyregulowane światła grozi 500 zł mandatu lub nawet zabranie dowodu rejestracyjnego do czasu poprawy usterki.
Oczywiście nie chodzi tu o grożenie mandatami czy nawet o to, że to po prostu wkurza, ale o bezpieczeństwo i komfort jazdy. W internecie pełno jest komentarzy czy artykułów, które mieszają z błotem kierowców. Podejrzewam, że wielu nawet nie wie, że ma źle ustawione światła, bo przecież nie widzą tego siedząc w środku auta.
Wyreguluj się sam
To, czy mamy dobrze wyregulowane światła, może sprawdzić sami nawet nie wysiadając z auta. – Wystarczy, że ustawimy się za autobusem. Będzie na nim widać jak nasze auto rzuca światło. Promień z obu reflektorów powinien być oddzielony, a granica światłocienia ścięta na prawą stronę, bo mamy ruch prawostronny – tłumaczy Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki. Źle ustawione światła wpływają więc też na to jak widzimy pobocze. Zawsze możemy to też sprawdzić w stacji kontroli pojazdów czy najbliższym warsztacie samochodowym.
Poszedłem do serwisu samochodowego i byłem w szoku, gdy zapytałem o to, jak wygląda ten problem z ich strony. Wielu kierowców... zabrania regulować światła, i to na własne życzenie. – W czasie jazdy po nierównych ulicach, reflektory często się rozregulowują lub po prostu kierowca je tak ustawi – mówi mi pan z serwisu. – Przyjeżdża do nas klient na przegląd, ustawiamy mu światła fabrycznie, tak jak być powinny, czyli skierowane w dół. No, ale to wtedy gorzej widzi na drodze niż wcześniej, więc jak następny raz do nas przyjeżdża to zabrania nam cokolwiek zmieniać – dodaje. Inna sprawa to "tuning" i używanie żarówek czy ledów, które niespełniającą standardów. – Kierowcy w dwudziestoletnich Passatach wstawiają sobie mocne ksenonowe zamienniki z Chin, bez homologacji. Potem świecą tak, że widać ich z kosmosu – rozkłada ręce serwisant. Według Instytutu Transportu Drogowego nawet połowa samochodów oślepia innych kierowców.
Reklama.
Marzanna Boratyńska
Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi
"Postaraliśmy się o specjalne urządzenie do sprawdzenia regulacji świateł - dokładnie takie samo, jakie jest używane na stacjach diagnostycznych. Aby nie było żadnych wątpliwości, korzystaliśmy ze specjalnych, równych placów. Niestety stwierdziliśmy, że kierowcy nie dbają o własne bezpieczeństwo, oślepiają innych i stwarzają zagrożenie na drodze. Poza tym poprawiają lusterka np. w czasie postoju na skrzyżowaniu, tak by nie odbijały światła, i potem znów włączając się do ruchu, nie mają pełnej kontroli nad tym co widzą.
Marzanna Boratyńska
"Niektórzy kierowcy zupełnie nieświadomie oślepiają innych. Np. wożą w bagażniku ciężkie rzeczy, a te, jak można się domyślić, powodują, że przód auta jest trochę wyżej. Przez to reflektory, które bez obciążenia bagażnika, są ustawione prawidłowo, święcą wprost po oczach przejeżdżających kierowców. W aucie zazwyczaj po lewej stronie od kierownicy jest przełącznik, którego powinniśmy użyć, by te światła zniżyć."