– Jesteśmy świadkami stosowania przez PiS taktyki salami. To taktyka, którą z sukcesami stosowali węgierscy komuniści po II wojnie światowej. Polega ona na sukcesywnym "ucinaniu po plasterku" instytucji demokratycznych w celu ostatecznego przejęcia pełni władzy w państwie – mówi w rozmowie z naTemat konstytucjonalista prof. Marek Chmaj. I wyjaśnia wszystkie wątpliwości w sprawie tego, jak Polska zmieni się, gdy PiS wreszcie przeforsuje zmiany w sądach i samorządzie terytorialnym.
Jaki będziemy mieli w Polsce ustrój, gdy Prawo i Sprawiedliwość przypieczętuję tę tzw. reformę wymiaru sprawiedliwości i przejmie kontrolę nad Sądem Najwyższym oraz Krajową Radą Sądownictwa?
Wbrew pozorom, niewiele się zmieni. Zasady państwa prawa oraz zasadę podziału władz wielokrotnie złamano już wcześniej. Teraz mamy do czynienia tylko z postępującą zapaścią wymiaru sprawiedliwości poprzez upolitycznienie KRS i procesu wyboru sędziów...
Przesadą są opinie, że wkrótce będziemy mieli w Polsce "demokraturę", czyli coś pośredniego między demokracją a autorytaryzmem?
Jesteśmy świadkami stosowania przez PiS taktyki salami. To taktyka, którą z sukcesami stosowali węgierscy komuniści po II wojnie światowej. Polega ona na sukcesywnym "ucinaniu po plasterku" instytucji demokratycznych w celu ostatecznego przejęcia pełni władzy w państwie. W działaniu PiS widać analogię do tamtych czasów. Najpierw nastąpiło zneutralizowanie Trybunału Konstytucyjnego, później zmieniono ustrój sądów powszechnych i wymieniono dyrektorów oraz prezesów sądów.
A teraz mamy ustawę, które zmienia procedurę wyboru składu KRS w taki sposób, że 23 z 25 członków tej instytucji wskażą politycy. No i mamy też nową ustawę o SN. A wcześniej dostaliśmy szereg ustaw z innych dziedzin. Wprowadzono ustawę o mediach narodowych, oraz nastąpiło wzmocnienie służb specjalnych i wprowadzenie ułatwienia w inwigilowaniu Polaków.
Jak głęboko muszą zajść tego typu zmiany, by na poważne można było mówić, iż zmienił się ustrój?
Na pewno funkcjonowanie demokracji nadal jest w Polsce możliwe. Mamy wybory i możliwość zmiany władzy przy urnie. Mamy wolne media. Legalnie działać może też opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna. Są także wszystkie te procedury, które mogą wobec Polski wszcząć OBWE lub Unia Europejska. Te gwarancje demokracji nadal mamy. Trzeba jednak zauważyć, że na zmiany w wymiarze sprawiedliwości teraz dodatkowo nakłada się zmiana kodeksu wyborczego...
No właśnie. Wszyscy przyzwyczailiśmy się już, że warta uwagi jest sprawa Sądu Najwyższego oraz KRS, ale zmiany w kodeksie wyborczym są czymś nowym. I dla wielu Polaków nie są niczym istotnym.
A zmiany kodeksu wyborczego idą w zdecydowanie złym kierunku. I też są niezgodne z konstytucją. Próbuje się nas dziś przekonać, że upolityczniona – składająca się z 7 polityków i tylko 2 sędziów – nowa Państwowa Komisja Wyborcza będzie działała lepiej niż komisja obecna, w skład której wchodzą sami sędziowie. Władza próbuje nas przekonywać, iż lepiej od obecnych organów wyborczych będzie działało tych ponad 400 nowych komisarzy, których zaangażuje się według obniżonych kryteriów i którzy nie będą musieli być sędziami, a jedynie legitymować się wyższym wykształceniem prawniczym. Przekonują nas, że wyznaczanie nowych okręgów wyborczych przez komisarzy pochodzących prawdopodobnie z partyjnego nadania będzie lepsze niż obecne rozwiązania, dzięki którym okręgi wyznaczają demokratycznie wybrane rady gmin.
Mówią też, że wprowadzenie dwukadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jest dobre, ponieważ umożliwi kandydowanie innym. Czyli tym, którzy dotąd nie mieli szans w wyborach, bo przegrywali z kimś lepszym. No i mamy ograniczenie JOW-ów w wyborach samorządowych. Władza tłumaczy, że system proporcjonalny jest lepszy. Dla kogo? Jeśli okręg wyborczy będzie 3-mandatowy, to zawsze dominująca partia zdobędzie w nim co najmniej 2 mandaty!
Pojawia się też pomysł likwidacji bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Co więcej, podobno ma w tym pomóc argument, iż takie wybory są sprzeczne z konstytucją. To trafna ocena?
To groteska. Bezpośredni wybór wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wprowadzono w 2002 roku i ten system zrósł się już z polskim pojmowaniem demokratycznych wyborów. Te powszechne wybory włodarzy miast i gmin spotkały się z dużą akceptacją społeczną. Oczywiście system można zmienić. Tylko po co zmieniać coś, co wiadomo, że funkcjonuje bardzo dobrze, na rozwiązania, które tak dobre mogą nie być?
A argument z niekonstytucyjności powszechnych wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jest całkowicie chybiony, ponieważ... konstytucja na ten temat milczy. Zatem tylko i wyłącznie od ustawodawcy zależy, jaki wybierze model. W 2002 roku postawiono na model bezpośredni i z biegiem czasu okazało się to bardzo pożądane, bo wyborcy z zadowoleniem przyjęli możliwość wyboru włodarza swojego miasta. Osobiście uważam, że takie bezpośrednie wybory powinny dotyczyć także starostów powiatów i marszałków województw.
A co z obawami o to, że nowelizacja kodeksu wyborczego doprowadzi do nieprawidłowości w trakcie wyborów? Podziela je pan?
Zmiany kodeksu wyborczego są naprawdę bardzo rozległe. Zakładają praktycznie natychmiastowe wymienienie całej administracji wyborczej. Mają one też wprowadzać cały szereg różnych nowych rozwiązań związanych z oddawaniem głosu i pracą komisji wyborczych, szczególnie liczeniem głosów.
Zmienia się również system wyborów w gminach. To wszystko może więc spowodować, że organy wyborcze nie będą prawidłowo przygotowane do swoich zadań. Poza tym, na wybory samorządowe może nie być gotowy wprowadzany w takich bólach system informatyczny. Był on przecież projektowany pod zupełnie inne założenia niż te, które mają obowiązywać już za niespełna rok.
Z punktu widzenia zwykłych Polaków wszystko o czym mówimy dotyczy tzw. kasty sędziowskiej, albo pozycji jeszcze mniej szanowanych przez nich polityków. Wśród wszystkich tych zmian jest jednak też coś, co chyba może wywrócić do góry nogami życie każdego "zwykłego Kowalskiego". Mam na myśli oczywiście skargę nadzwyczajną, którą wprowadza nowa ustawa o Sądzie Najwyższym...
To prawda. Mamy tu zupełnie nową instytucję, która ma umożliwiać podważenie wyroków przez 5 lat. A przez pierwsze 3 lata będzie można zaskarżać dzięki niej rozstrzygnięcia, które zapadły w ciągu ostatnich 20 lat. To coś absolutnie bezprecedensowego! Okazuje się, że wyroki, które dawno stały się prawomocne, teraz będą mogły być wzruszane. Będą wznawiane postępowania także postępowania karne!
To doprowadzi do zapchania SN i sądów powszechnych. I będzie silnie uderzać w prawo obywateli do sądów, bo możliwość zaskarżenia wyroku w ciągu 5 lat od jego wydania pogłębia niestabilność wymiaru sprawiedliwości. Cieszę się, że w parlamencie przynajmniej wyłączono możliwość wzruszania wyroków rozwodowych. Do czego to mogłoby doprowadzić, gdyby po latach nagle ktoś uznał, że rozwód zostaje uchylony...
I zdaje się, że polscy podatnicy słono zapłacą, gdy "ofiary" skargi nadzwyczajnej zaczną szukać prawdziwej sprawiedliwości w Strasburgu. Bo to chyba wątpliwe, by Europejski Trybunał Praw Człowieka sprawy wynikające ze stosowana skargi nadzwyczajnej rozstrzygał na korzyść Polski?
Oczywiście, że tak będzie. Każdy dotknięty dotknięty nowym rozstrzygnięciem wynikającym z zastosowania tej skargi zapewne będzie skarżył się do ETPC. I wówczas stroną będzie Rzeczpospolita Polska, która ostatecznie zostanie zmuszona do wypłacenia odszkodowania. Politycy bawią się dziś systemem prawnym i wprowadzają niestabilność, ale za jakiś czas za ich błędy zapłacą wszyscy Polacy. Gdyby wprowadzić zasadę, że politycy własnym majątkiem odpowiadają za efekty rozwiązań, za którymi głosowali, to przypuszczam, iż za tymi zmianami w wymiarze sprawiedliwości nie zagłosowałby nikt.
Środowisko konstytucjonalistów nie jest zbyt wielkie, wszyscy się znacie. Słyszał pan, by prezydent Andrzej Duda konsultował się z kimś z was podczas projektowania swoich ustaw o SN i KRS?
Muszę przyznać, że nic na ten temat nie słyszałem... W kontekście tych prezydenckich projektów istotne jest dla mnie jednak co innego. W świetle art. 126 ust. 2 konstytucji prezydent jest właściwie jedynym organem czuwającym nad jej przestrzeganiem. A ten organ przesłał do Sejmu dwa projekty ustaw wielu miejscach wręcz rażąco sprzeczne z konstytucją!
Jak wytłumaczyć to, że prezydent chce skrócić konstytucyjną kadencję osób wybranych do KRS?! Jak wytłumaczyć to, że prezydent chce zwykłą ustawą skracać konstytucyjną kadencję I prezes SN?! Jak wytłumaczyć to, że prezydent proponuje wybór sędziowskich członków KRS przez Sejm?! Takich przypadków można wyliczać jeszcze sporo. I wynika z nich niestety smutna konstatacja, że prezydent jako organ czuwający nad przestrzeganiem konstytucji kompletnie się nie sprawdził.
Rozumiem, że nie liczy pan na kolejne weta?
Obawiam się, że prezydent nie będzie miał refleksji konstytucjach w tej sprawie. I boję się, że będzie chciał te ustawy podpisać.
A czy nie jest w ogóle tak, że wszystkie te działania obecnej władzy sprawiają, iż stworzył się silny front obrony konstytucji, która wcale nie jest najlepsza? Przez lata była krytykowana właściwie przez większość środowisk politycznych, ale teraz staje się świętością, więc przyszłości pewnie trudno będzie znaleźć kogoś, kto odważy się choćby na jej znowelizowanie.
17 października nasza konstytucja obchodziła dopiero 20-lecie wejścia w życie. Generalnie ta konstytucja przez minione dwadzieścia lat sprawdziła się w praktyce, ale dopiero teraz dotarła do szerokich kręgów społecznych. Dopiero dziś jest popularna i dostępna w wielu sklepach. Jest czytana przez różne pokolenia i często recytowana w mediach. Dopiero teraz stała się też bardzo ważnym argumentem w sporze o kształt państwa i zrozumiano, jak ważny to akt.
Zakładam, że w przyszłości ta konstytucja jednak będzie zmodyfikowana pod jednym ważnym kątem. Trzeba do niej wprowadzić takie bezpieczniki, które uniemożliwią powtórzenie przypadków łamania konstytucji, z którym mamy dziś do czynienia.