Waszyngton doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się w Polsce i jestem przekonany, że władze USA będą teraz mocno pomagały właścicielom TVN w konflikcie z "dobrą zmianą" – mówi w rozmowie z naTemat Jacek Żakowski. Jeden z najbardziej doświadczonych polskich dziennikarzy politycznych nie ma jednak wątpliwości, że jeśli nawet Amerykanom uda się obronić TVN24 przed atakami "dobrej zmiany", to cenzorskie działania zostaną skierowane wobec innych redakcji.
To jest oczywiście próba zastraszenia nas. To próba zamrożenia nie tylko krytyki, ale i przekazu zwykłych informacji. Mamy do czynienia ze sprawą bezprecedensowa w ostatnim ćwierćwieczu, w wolnej Polsce. Decyzja KRRiT w sprawie TVN24 jest szokująca dla każdego demokratycznego państwa. I nie chodzi tylko o wielkość kary, choć jest ona oczywiście oburzająca i odstaje od dotychczasowej praktyki oraz standardów panujących w innych krajach.
Najbardziej oburzająca w tej sprawie jest jednak podstawa ukarania TVN24 za relacje z 16 grudnia 2016 roku. Oni nie zrobili nic, nad czym KRRiT mogłaby w ogóle obradować. A co tu dopiero mówić nakładaniu jakieś kary!
Jak dziennikarze TVN24 mogli podejść do relacji z wydarzeń grudniowych, by takiej kary uniknąć?
No oczywiście mogli kłamać. Tak, jak kłamią tzw. media narodowe. Gdyby tak zrobili, na pewno nie zostaliby ukarani przez KRRiT. W tym wszystkim chodzi o to, by system kłamstwa został w mediach upowszechniony. Celem tych działań jest to, aby wszyscy dziennikarze temu kłamstwu się podporządkowali.
A dlaczego padło akurat na TVN24? Prawdopodobnie powód jest po prostu taki, iż to największa komercyjna stacja informacyjna. Nie chodzi o to, że oni jakoś specyficznie relacjonowali te wydarzenia sprzed roku. Bo przecież – poza funkcjonariuszami mediów publicznych – wszyscy relacjonowali to podobnie.
Co doradziłby pan dziennikarzom, którzy chcieliby uniknąć takich problemów? Jak mają pracować, by nie mieć na pieńku z władzą?
My po prostu nie mamy wyboru. Jeżeli chcemy nadal być dziennikarzami, a nie funkcjonariuszami władzy, to musimy zawsze postępować zgodnie z zasadami dziennikarskiego warsztatu. Czyli opowiadać o faktach i próbować przedstawiać je w sposób bezstronny.
Bezstronność polega natomiast na tym, by prezentować interes naszych odbiorców, a nie interesy właścicieli naszych redakcji lub stron różnych sporów. Oczywiście każdy może się prostytuować i postępować inaczej. Jednak to już jest kwestia poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy jest się nadal dziennikarzem, czy już kimś innym...
Te działania władzy wobec mediów mogą doprowadzić do zjednoczenia w środowiska dziennikarskiego?
Takie środowisko praktycznie nie istnieje. Jedyna całkowicie niezależna od władzy organizacja, czyli Towarzystwo Dziennikarskie to rząd wielkości około stu osób. Dziennikarze są wyjątkowo zantagonizowani. Dużo lepiej zorganizowani w jakieś środowisko są wydawcy i nadawcy. A wśród dziennikarzy wszyscy wciąż liczą, że każdy uratuje się sam.
Tymczasem tak długo nie będzie w Polsce prawdziwej demokracji, jak długo nie będzie silnego społeczeństwa obywatelskiego. Czyli także dziennikarzy potrafiących zaprotestować – nie tylko przeciwko władzy, ale i wyzyskowi w pracy. To kwestia fundamentalna. Czy ostatnie wydarzenia pomogą zainicjować takie działania? Może w niewielkim stopniu...
Jest też Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, od jakiegoś czasu silnie zdominowane przez ludzi "dobrej zmiany". Czy sądzi pan, że któryś z członków SDP może teraz stracić cierpliwość i zaprotestować?
Być może ktoś się na to zdobędzie. W SDP wciąż jest bardzo wiele różnych osób. Mam wrażenie, że część z nich nie zorientowała się dotąd, w jakiej uczestniczy grze i o co w tej grze chodzi. Chyba nie dostrzegli też, kto dziś stoi na czele SDP. Ja też byłem kiedyś członkiem SDP, ale dziś nie wyobrażam sobie, bym mógł należeć do organizacji, która jest tubą władzy. To całkowicie sprzeczne z etosem dziennikarskim.
My musimy być niezależni, a jeśli chcemy być niezależni, to nie możemy brać pieniędzy od władzy. Tak, jak bierze je SDP. Bo o tym, jak oni się tam zachowują już nie wspominam... Podkreślam tylko takie minimum standardów. Uczciwy dziennikarz od władzy pieniędzy brać nie może.
A jak ocenia pan tę część branży, która ucieszyła się, że władza właśnie zaszkodziła jej konkurencji? Czy to nie krótkowzroczność?
Jestem pewien, że żaden dziennikarz się z tego nie ucieszył. Mogli cieszyć się tylko funkcjonariusze zatrudnieni na etatach dziennikarskich w różnych redakcjach. Żadni dziennikarze na pewno się nie cieszyli, bo dla nas najważniejsza jest wolność. Tak, jak tygrysy nie cieszą się z nakazu jedzenia własnego mięsa, tak prawdziwi dziennikarze nigdy nie ucieszą się z nakładania kar za informowanie...
W całej tej sprawie jest też istotny element dyplomatyczny. Czy "dobra zmiana" przypadkiem nie przeszarżowała atakując akurat stację mającą właścicieli w USA?
Dla tej obecnej ekipy z Białego Domu ustrój w Polsce jest raczej nieistotny. To nie jest administracja, która toczyłaby boje o praworządność i wolność nad Wisłą. Jednak Waszyngton doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się w Polsce i jestem przekonany, że władze USA będą teraz mocno pomagały właścicielom TVN w konflikcie z "dobrą zmianą".
Zarówno Scripps Networks Interactive, jak i przejmujący ich inwestorzy z Discovery Communications z pewnością mogą liczyć na silne wsparcie. Jeśli jednak TVN się dzięki temu obroni, to trzeba mieć świadomość, że te represje zostaną skierowane w inną stronę...