Wysokie ceny paliw nie oszczędzają portfeli kierowców, którzy w 18 miastach Polski będą protestować dziś przeciwko drożyźnie na stacjach benzynowych. Protest za pomocą Facebook'a organizuje Polska Inicjatywa Obywatelska, która zebrała już ponad 2 tysiące zdesperowanych kierowców.
Nie interesuje nas, dlaczego ceny są wysokie, chcemy, żeby były niższe, bo Polacy zarabiają za mało, by tyle płacić za benzynę – zdaniem organizatora protestu, Damiana Teperskiego, protest ma zwrócić uwagę rządu na niezadowolenie kierowców, bo mimo spadających cen ropy i osłabiającego się dolara, na stacjach nadal jest bardzo drogo.
To akurat nie powinno dziwić, zanim ceny ropy przełożą się na ceny na stacjach musi minąć ok. 10 dni. Właściciele stacji nie kupują codziennie paliwa, jeśli ceny są niezmienione, znaczy to prawdopodobnie, że jeszcze nie było nowej dostawy. Wbrew pozorom protest kierowców może przynieść skutek - powiedziała NaTemat Urszula Cieślak, analityk rynku paliw BM Reflex. Skutek jednak będzie przypadkowy - Przy tym poziomie złotego i w miarę stabilnych cenach ropy, na początku lutego paliwa potanieją. - Warto podkreślić, że bardzo wysokie ceny na stacjach mogłyby być jeszcze wyższe. Zapobiegają temu ich właściciele - Średnia marża na stacjach w Polsce wynosi 8-12 groszy na litrze, dla porównania w 2010 roku było to 28-32 grosze.
Obecnie połowa ceny paliwa to podatki: VAT, akcyza i opłata paliwowa. Do tego dochodzi marża właściciela stacji – zwykle tym niższa, im droższa ropa. Inicjatywa Obywatelska chce, by rząd wpłynął na ceny paliw przez obniżenie podatków - Nie chcemy sugerować rządowi, które podatki należy obniżyć, my chcemy, żeby na stacjach było taniej- powiedział NaTemat organizator protestów. Na swojej stronie na Facebooku Inicjatywa informuje, że W 2012 roku rząd za pomocą ustawy okołobudżetowej chce podnieść akcyzę na paliwa z 1048 zł/1000 l do 1196 zł/1000l. Zmiana ta spowoduje wzrost ceny detalicznej paliw nawet o 18 gr! Nie zgadzamy się na taką politykę gdzie ceny podnoszone są w zatrważającym tempie, a pensje stoją w miejscu. Według Teperskiego rząd tłumaczy się z podwyżek akcyzy wymogami Unijnymi, podczas gdy naprawdę może chodzić o jakąś zmowę cenową.
W protestach może wziąć udział nawet 2 tys. osób, jednak organizatorzy będą zadowoleni z 25 proc. frekwencji. To znaczy, że 18 miastach średnio protestować będzie ok. 28 osób. Protest może okazać się niezbyt uciążliwy. - Nie boimy się reakcji innych kierowców na stacjach, zwykle są tolerancyjni i wiedzą, że walczymy również w ich imieniu- Teperski chce, by rząd zainteresował się problemem wysokich cen paliw, w przeciwnym razie możliwe będą m.in. blokady dróg, dojazdów do koncernów paliwowych, czy przejść granicznych podczas Euro 2012.
Trudno powiedzieć, by rząd nie interesował się drogą benzyną. Nie wierzy jednak w swoje siły - Metodą na zatrzymanie wzrostu cen paliw jest utrzymanie złotego na odpowiednim poziomie kursu, przede wszystkim do dolara – mówił premier na konferencji prasowej, podkreślając, że kierowcom pomogłaby obniżka podatku VAT na paliwa, co mogłoby jednak być zabójcze dla finansów państwa. Nie można się z premierem nie zgodzić, postaramy się jednak podpowiedzieć, co można by zrobić, by kierowcy byli syci i budżet cały.
Mocny złoty, niższe ceny
Podstawowym narzędziem, którego może użyć rząd do umocnienia polskiej waluty jest oczywiście Bank Gospodarstwa Krajowego – ten sprzedając na rynku np. euro lub dolary, umacnia złotego. - Takie działania są prowadzone i, jak widać, mają ograniczoną skuteczność- powiedział NaTemat główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości, Ignacy Morawski. Dzienne obroty na rynku walutowym wynoszą nawet kilka miliardów euro, a BGK może sprzedać góra kilkaset milionów i to raz na jakiś czas – To za mało, żeby zmienić sytuację, ale można zakładać, że bez tego byłoby jeszcze gorzej - Według Morawskiego należy pamiętać, że ceny paliwa w dużej mierze kształtuje rynek, a z rynkiem walczyć się nie da. A przynajmniej nie powinno.
Polska waluta jest mocno osłabiona głównie ze względu na sytuację na świecie - niepewność na rynkach, niekończący się serial o greckich kłopotach, kolejne obniżki ocen wiarygodności kredytowej państw Unii Europejskiej. To wszystko w 10. rocznicę powstania wspólnej, europejskiej waluty. Myli się ten, kto uważa, że zachowania inwestorów są dobrze zaplanowanymi, wyliczonymi operacjami. Inwestorzy to normalni ludzie, ich działania w większości przypadków kierowane są chęcią zysku, a w ostatnich czasach niechęcią straty. Psychologia rządzi na rynkach. Inwestorzy traktują Polskę jak większość innych rynków wschodzących, na domiar złego, w naszym regionie siedzimy w tym samym koszyku, co cieszące się złą sławą Węgry (ograniczanie niezależności banku centralnego, czy nacjonalizowanie OFE to nie to, co inwestorzy lubią najbardziej. Nawet, jeśli po czasie premier zapowiada, że z tym bankiem centralnym, to może jednak coś się da załagodzić). Jednym słowem, złoty choćby chciał, nie ma przed sobą najlepszych perspektyw.
Po każdym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej, jej członkowie przekonują, że Złoty ma potencjał do wzrostów, polska gospodarka jest silna a całe zło przychodzi do Polski zza granicy. To prawda, światowi inwestorzy pod koniec roku spekulowali polską walutą, oczekując interwencji przed końcem roku (kurs przeliczenia dopłat unijnych z euro na złote ustala się w ostatni roboczy dzień roku, rządowi zależy, by złoty był wtedy mocny i dopłaty nie "kosztowały" za dużo). A teraz po prostu wybierają bezpieczne aktywa, a że nie jest ich na świecie zbyt wiele (złoto zaczyna powoli pękać, frank szwajcarski jest mocno kontrolowany przez Szwajcarski Bank Centralny) pieniądze często leżą na rachunkach bankowych w oczekiwaniu na lepsze czasy. To nie znaczy jednak, że złotemu nie można pomóc. Mało tego, rząd doskonale wie, co powinien zrobić. Zapowiedział to sam premier w swoim expose.
Na ratunek złotemu
W długim terminie na kondycję polskiej waluty może wpłynąć jedynie zwiększanie zaufania rynków do naszej gospodarki. Krótko mówiąc, reformy zapowiadane w wystąpieniu Tuska należy szybko wprowadzać w życie. - Przede wszystkim należy ograniczać dług publiczny i deficyt finansów. - mówił nam Morawski. Podwyższenie wieku emerytalnego jest tutaj niezbędne, tym bardziej, że żyjemy coraz dłużej. Rząd powinien wspierać wzrost gospodarczy, między innymi przez ograniczenie przywilejów emerytalnych np. wśród służb mundurowych. - Inwestorom spodobałoby się też uwolnienie dostępu do niektórych zawodów, a także skrócenie procesów sądowych, co pozytywnie wpłynęłoby na polskie przedsiębiorstwa będące siłą napędową polskiej gospodarki (sektor małych i średnich przedsiębiorstw odpowiada za ok. połowę polskiego PKB). Zdaniem Morawskiego szybkie wprowadzenie zmian mogłoby sprawić, że agencje ratingowe podniosą rating Polski. To z kolei umocniłoby polską walutę z marszu o kilkanaście groszy wobec euro i dolara.
Planowane reformy
Zapowiedziane przez Donalda Tuska w expose
Zrównanie i podwyższenie wieku emerytalnego do 67. roku życia. Od 2013 roku co 4 miesiące wiek podnoszony o 1 miesiąc, zrównanie w 2040 roku.
Upowszechnienie systemu emerytalnego. Emerytury „mundurowe”: od 2012 r.dla wstępujących wiek emerytalny 55 lat, staż 25 lat; utrzymanie przywilejów w górnictwie tylko dla pracujących przy wydobyciu; zmiany w świadczeniach sędziów i prokuratorów w stanie spoczynku; włączenie duchownych do powszechnego systemu
Reforma systemu ubezpieczeń rolników.
Podniesienie składki rentowej po stronie pracodawców
do 6,5 proc. z 4,5 proc.