W wywiadzie dla niemieckiego portalu premier Mateusz Morawieckim powiedział, że Polska ma bardzo niski poziom korupcji i kwitnącą demokrację, po czym porównał ją do Bułgarii, Rumunii, Republiki Czeskiej i Węgier. Wytknięcie błędów "przyjaciołom" wywołało lawinę bardzo nieprzychylnych komentarzy. Sprawdzamy, jak sytuacja wygląda w tych krajach. I czy porównanie premiera – wyłącznie na poziomie faktów, a nie dyplomacji – było słuszne.
Na wstępie musimy zaznaczyć. Nie oceniamy, czy takie słowa powinny paść z ust premiera RP, czy takie porównania są poniżej standardów dyplomacji lub dobrosąsiedzkich kontaktów, ani czy mogą one skonfliktować Polskę z kolejną grupą państw. Bo tak te słowa są odbierane przez wielu Polaków.
Sprawdzamy, jaka jest sytuacja w krajach, którym publicznie oberwało się od szefa polskiego rządu. Czy faktycznie, jak powiedział premier, "wszędzie tu jest pełno korupcji". I jak to się ma do Polski.
"Korupcja kwitnie na Węgrzech"
Zacznijmy od Węgier. Bo tu opozycja od dawna oskarża Victora Orbana i ludzi z nim związanych o korupcję. Głośno jest o oligarchach, którzy za jego rządów dorobili się ogromnych majątków. To członkowie partii, ich rodziny, znajomi. Wśród nich potężny dziś burmistrz Felcsút, rodzinnej miejscowości Orbana – Lörinc Mészáros. "Z zawodu instalator gazowy, po dojściu Fideszu do władzy stał się milionerem" – pisała rok temu "Wyborcza" w artykule pt. "Korupcja kwitnie na Węgrzech". Pokazując, że nawet pieniądze na walkę z korupcją w tym kraju zniknęły.
W lutym tego roku Transparency International opublikowała swój coroczny raport na temat korupcji na świecie – tzw. Indeks Percepcji Korupcji (Corruption Perception Index for 2017). W porównaniu z ubiegłym rokiem sytuacja na Węgrzech pogorszyła się o 3 punkty. A w ciągu ostatnich sześciu lat Węgry spadły w rankingu aż o 10 punktów. "To oznacza, że Węgry, członek Unii Europejskiej, są dziś postrzegane jako kraj z większą korupcją niż Czarnogóra, której Bruksela mówi, że brak jej wystarczającej przejrzystości, by wstąpić do UE" – podsumował zgryźliwie Reuters.
Przy okazji tego raportu szef Transparency International uznał przypadek Węgier za "alarmujący" dla innych państw, choć zaznaczył, że – zważywszy na obecną sytuację na Węgrzech – nie jest ona zaskoczeniem.
Carl Dolan wskazał na działania Victora Orbana, które doprowadziły do ograniczenia wolności słowa, niezależnych sądów, oraz aktywności organizacji pozarządowych. To wszystko, jego zdaniem, ma wpływ na rozwój korupcji w tym kraju. Dolan wskazał na jeden, głośny ostatnio przypadek, którym zainteresowała się również unijna agenda ds. nadużyć i korupcji OLAF. Chodziło o 40 mln euro unijnych dotacji, które otrzymała spółka zięcia Orbana.
"Podobne kroki w Polsce"
Co ciekawe, – analizując przypadek Węgier – TI zwraca uwagę, że podobnie może być wkrótce w Polsce, gdyż "rządząca, prawicowa, partia podejmuje podobne kroki, by przejąć kontrolę nad instytucjami".
Tu małe wyjaśnienie. Raport przyznaje punkty od 0 do 100. Im więcej puntów tym mniejsza korupcja. Uwzględnia 180 państw świata. W 2017 roku Polska zdobyła 60 punktów i zajęła 36 miejsce. Węgry – z 45 punktami – mają miejsce 66 (im wyższa pozycja, tym wyższa korupcja).
Pozostałe kraje wymienione przez premiera przedstawiają się następująco:
• Czechy - 57 punktów, 42 miejsce
• Rumunia – 48 punktów, 59 miejsce
• Bułgaria - 43 punkty, 71 miejsce
Wszystkie państwa wypadają gorzej niż Polska. Generalnie trzy z nich – Rumunia, Węgry i Bułgaria – zajmują w UE ostatnie trzy miejsca.
Bułgaria? – W walce z korupcją Bułgaria jest daleko w tyle, szczególnie na tle sąsiedniej Rumunii, gdzie postępy są widoczne od wielu lat. Tu proces ten cały czas drepcze w miejscu. Tak naprawdę Bułgaria to antyprzykład w walce z korupcją – mówił nam rok temu znawca Bułgarii, który zawodowo zajmuje się tym krajem. Przekonywał, że właściwie każda partia w Bułgarii ma coś za uszami, łącznie z rządzącą. – Tak naprawdę nikomu nie opłaca się polityczna walka z korupcją – mówił nam przy okazji wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w tym kraju.
"Korupcja dotyka wszystkich sfer życia"
Rumunia? Od lat uznawana za najbardziej skorumpowanych w Europie, choć dane pokazują, że gorzej jest w Bułgarii. – Korupcja dotyka wszystkich sfer publicznego życia, począwszy od służby zdrowia po edukację i administrację. Łapówki często są postrzegane jako normalne, społeczne zachowanie – mówił nam rok temu rumuński politolog George Vadim Tiugea.
Mimo wzmożonej walki z korupcją, obecny rząd pokazuje, że jednak nie bardzo jest jej przychylny. Na celowniku rządzących znalazła się szefowa antykorupcyjnej agendy DNA Laura Codruta Kovesi, która na swoim koncie miała już wiele sukcesów, a ostatnio chciała wziąć się za lidera rządzących socjaldemokratów.
– Liderzy rządzącej partii, gdy wygrali wybory w Rumunii, już mieli na karku DNA. Dlatego politycy zaczęli tak manipulować prawem, żeby ocalić głowę szefa partii i paru innych osób – mówił nam dr hab. Kazimierz Jurczak z Zakładu Filologii Rumuńskiej UJ i Studium Europy Wschodniej UW, przed laty konsul RP w Bukareszcie.
Przypomnijmy tylko, że nastroje w rumuńskich społeczeństwie są inne. Gdy minister sprawiedliwości chciał wypuścić z więzień oskarżonych o korupcję, na ulice Bukaresztu wyszło 500 tysięcy ludzi i był to największy protest od 1989 r., któremu w dodatku władze uległy.
Lepiej czy gorzej?
Wróćmy do wypowiedzi premiera. Mateusz Morawiecki chwalił, że w Polsce sytuacja jest lepsza i tak bez dwóch zdań jest, choćby analizując takie raporty jak TI. Ale w porównaniu do ubiegłego roku jest jednak gorzej. W 2016 roku Polska zdobyła 62 punkty i zajmowała 29 miejsce, a dziś 36.
Spośród państw, które wymienił premier, gorzej – w porównaniu do 2016 roku – jest tylko w Polsce i na Węgrzech. Czechy i Bułgaria lekko poprawiły swoje notowania. Rumunia ma taką samą liczbę punktów, choć również przeskoczyła o dwa miejsca w górę.