Wyszedłeś już z klatki, ale i tak jeszcze wrócisz do mieszkania, by sprawdzić czy dobrze zamknąłeś drzwi, zakręciłeś kurki i wyłączyłeś światło. W pokoju możesz mieć bałagan, ale widok jednego paprocha na podłodze spędzi ci sen z powiek. Podobnie jak wtedy, gdy nie sprawdzisz milion razy budzika w telefonie. Natręctwa potrafią uprzykrzyć życie, ale są na nie sposoby, które nie wymagają interwencji psychiatry.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Dzień świra" Marka Koterskiego to nieautoryzowana biografia wielu z nas. Zwłaszcza wątek poświęcony bezsensownym czynnościom, które wykonuje główny bohater, bo jeśli ich nie wykona, nie będzie mógł normalnie funkcjonować. Adaś Miauczyński ma szereg rytuałów, który "musi" wykonać, by iść dalej: m.in. pije 7 łyków wody i każdą czynność zaczyna o pełnej godzinie. I tak dzień w dzień. Znajome, prawda?
Czym jest nerwica natręctw?
Wikipedia podaje, że nerwicę natręctw, czyli zaburzenia obsesyjno-kompulsywne ma 2,5 proc. ludzi i u większości objawia się ona przed 25. rokiem życia. Człon "obsesja" stoi za irracjonalnymi myślami - jeśli nie ułożymy przedmiotów na biurku symetrycznie... oszalejemy. Człon "kompulsje" to już przejście do czynów, czyli np. częste mycie rąk czy sprawdzanie zamków i kurków ze względu na lęk przed niebezpieczeństwem.
Z własnego doświadczenia wiemy, że podobne do Adasia wariactwa ma wielu z nas. Kolega ostatnio powiedział mi, że w końcu odpadła mu klamka, bo tak często sprawdzał przed snem, czy drzwi są zamknięte. Zwykle nie jest to jeszcze poważne zaburzenie psychiczne wymagające leczenia, ale potrafi denerwować. Jesteśmy zwłaszcza wściekli na siebie, że jakaś tajemna siła nie daje nam spokoju. Adaś Miauczyński poddał się i dał się zawładnąć nerwicy. My na to nie pozwolimy. Popytałem znajomych, jak sobie radzą z tą przypadłością.
1. Skup się
Ludzie dzielą się na dwa typy: osoby, które nigdy nie zapomniały zamknąć drzwi od domu i te, które raz zapomniały, najadły się strachu i potem wielokrotnie sprawdzają przekręcenie klucza i naciskają klamkę omal jej nie urywając. Zaliczam się do tej drugiej kategorii i rano niekiedy już będąc na przystanku potrafię zawrócić do mieszkania, by skarcić się w myślach, że sobie nie ufam. Jednak raz czy dwa tego nie zrobiłem (na szczęście nie było włamu) i "trauma" pozostała. A wystarczy sobie tylko pod nosem powiedzieć głośniej "zamykam drzwi".
Kiedy rano śpieszymy się do pracy, jesteśmy roztargnieni i myślimy o różnych sprawach, potrafimy ocknąć się już na zewnątrz i wtedy nie pamiętamy czy zamknęliśmy drzwi i zakręciliśmy gaz po porannej kawie. Mój sposób to pełne skupienie przy przekręcaniu krucza czy naciskaniu włącznika światła - tak, by wszystko dokładnie zapamiętać, a wręcz zrobić zdjęcie w głowie i mieć spokój na cały dzień. Tyle się mówi o tym, by czasem na chwilę przystanąć w tym wyścigu szczurów, a w tym przypadku to naprawdę działa.
2. Odhaczaj listę w głowie
Wracając z imprezy, a zwłaszcza budząc się po niej rano zawsze gorączkowo obmacujemy się w poszukiwaniu rzeczy: portfel, kluczyki i telefon. Wielu z nas przeżyło "mini atak serca", gdy okazało się, że któregoś przedmiotu nie było.
Lista, przygotowana i ułożona w głowie, to patent mojego kumpla Pawła. To rozwiązanie dla tych, którzy "muszą" sprawdzić wiele rzeczy. – Po prostu sobie nie ufam i muszę kilka razy sprawdzić drzwi, okna, piekarnik, czy mam wszystkie dokumenty, klucze. Kiedyś zajmowało mi to więcej czasu, teraz już mniej. Muszę sobie wmawiać, że wszystko mam i wszystko jest zamknięte – mówi.
Paweł codziennie robi obchód mieszkania przed wyjściem do pracy czy kina. – Powtarzam sobie w myślach co już mam "odhaczone", tylko że muszę to sobie powtórzyć kilka razy – śmieje się gorzko. Im mniej popełniamy błędów, tym bardziej sobie ufamy. W większości nerwice to pokłosie współczesności, dlatego z pomocą przychodzi nowoczesna technologia.
3. Nagraj to
Źródłem natręctw, jak i wielu innych chorób jest stres. Przez rozwód rodziców znajoma nabawiła się najbardziej ekstremalnej formy nerwicy - potrafiła sprzątać dom godzinami i zawsze było dla niej za brudno. Gdy jej dzieci wracały z przedszkola, musiały się myć, a ubrania od razu lądowały w pralce. Poszła na trwającą ponad 3 lata terapię i powoli zaczyna sobie radzić z zaburzeniem. Bierze leki i dużo biega, by się zająć czymś innym niż odkurzaniem.
Natręctwa przejęły kontrolę nad jej życiem, ale nie przestała walczyć. Oszukiwała zaburzenie kręcąc filmy na telefonie z zamykania drzwi i okien czy wyłączania żelazka i gazu. Kiedy była na uczelni, oglądała nagrania, żeby się uspokoić. Największym błogosławieństwem była jednak obecność jej mamy w mieszkaniu. Wtedy już się tak nie zamartwiała będąc poza domem, bo ktoś sprawował pieczę nad wszelkimi przełącznikami i zamkami.
4. Zabezpiecz się
To, że dbamy o swój dobytek przekraczając granice rozsądku, wynika też z przebiegłości złodziei. Mieszkanie na niestrzeżonym osiedlu tylko kusi, by je okradać metodą "na klamkę". Często natręctwa są "dziedziczone". Nie przez geny, tylko raczej zachowanie rodziców. Ogólnie wiele rzeczy się kumuluje, a nasza osobowość to zlepek różnych rzeczy z przeszłości.
– Moja mama ma tak, że z pięć razy sprawdza drzwi, czy są zamknięte. I ja też tak miałem, ale minęło to, po wyprowadzce. Monitoring i kamera nad drzwiami uspokajają. Mam pewność, że nikt nie wejdzie, nawet gdy zapomnę zamknąć mieszkanie. Jednak nadal mam tak, że plecak po drodze kilka razy przekopię w poszukiwaniu identyfikatora do pracy czy papierosów – mówił mi Marcin. W spadku po rodzicach możemy dostać też zamiłowanie do przesady w liczeniu wszystkiego.
5. Pójdź na kompromis z samym sobą
Nerwice natręctw przedstawiane są w filmach i serialach "na wesoło". Dla wielu są prawdziwym koszmarem. Serialowy detektyw Monk może i był zabawny, ale ludzie, którzy mają obsesję na punkcie czystości i symetrii tak tego nie widzą. – Dominująca u mnie była obsesja lewej strony ciała. Schody zawsze musiałam kończyć lewą nogą. Lewą nogą musiałam też przekraczać wszelkie "granice", czyli progi w drzwiach, zmiana ulicy na chodnik, zmiana koloru kafelków itd. Do dziś idąc w parze zawsze muszę iść po lewej stronie, inaczej czuję okropny dyskomfort. Na lewej ręce zawsze noszę więcej bransoletek, czeszę się na lewo – Aleksandra opowiedziała mi też przykład z jej ojcem, który ma podobnie.
"Przeprowadziłam się do nowego domu i okazało się, że stopnie na antresolę mam strasznie śliskie. Mówię tacie, że będę potrzebować takie paski antypoślizgowe, tylko muszę schodki policzyć. Na co on: - Trzynaście. - Co trzynaście? - Stopni tam masz, już policzyłem. - Po cholerę liczysz schody? - A bo zawsze skończyć lewą nogą muszę".
Inny znajomy miał obsesję "dwójek". Wszystko, co robił musiało wiązać się z liczbą dwa. Wsiadał do drugiego wagonu w tramwaju, przez drugie drzwi. Gdy był tylko jeden wagon, czekał na następny tramwaj. Albo historia "znajomego znajomego", który panicznie bał się, że kogoś potrąci. Gdy wjechał w dziurę samochodem, odwracał się lub zatrzymywał, by zobaczyć, czy aby na pewno nikogo nie przejechał. Kiedyś kilkadziesiąt minut kręcił się po okolicy dziurawej drogi, bo nie mógł ruszyć dalej.
– Kolejny objaw to patologiczne wręcz uwielbienie do układania i sortowania rzeczy. Książki na półce ułożone według kolorów, tematów, wielkości i zagadnień poruszonych w tychże. Potrafię godzinami ustawiać je tak, żeby wszystkie elementy zgrać w jedną, logiczną i wizualną całość. O ile w porządkach i pracy się to przydaje, o tyle np. przy jedzeniu jest czasem koszmarem. Kiedy jem jabłko, kroję je zawsze na 8 kawałków i układam je od najmniejszego do największego, w tej właśnie kolejności je zjadając. Wieszanie i układanie ubrań w szafie? To samo. Potrafię układać rzeczy w szafie kilka godzin zanim znajdę "idealny system" ich ułożenia – wylicza.
– Generalnie teraz robię to już stosunkowo rzadko, ot kilka razy na dzień, ale kiedyś każda czynność obwarowana była jakimiś "instrukcjami", które mój mózg tworzył sobie znikąd. Kiedy zaczęły zajmować mi większą część dnia fizycznie i mentalnie, stwierdziłam, że trzeba coś z tym zrobić, bo to naprawdę wykańcza. Zaczęłam zmuszać siebie, żeby nie liczyć rzeczy, odwracać wzrok, nie przeskakiwać schodka. Było ciężko i czułam się okropnie, kiedy np. przeszłam próg prawą nogą. Wtedy myślałam sobie ile zachodu zajmuje mi przywrócenie "idealnego ładu" i jak bardzo moi bliscy mają mnie dosyć. Za każdym razem, kiedy skręcało mnie przy niewypełnionym rytuale, myślałam, że moje "cierpienie" w końcu przyniesie efekt – tłumaczy Aleksandra.
– Dalej odczuwam dyskomfort, kiedy coś nie znajduje się w moim pojęciu idealnego ładu, ale nauczyłam się to ignorować. Nerwicy się nie pozbyłam, ale nauczyłam się iść z nią na kompromis i w chwili obecnej jest moim towarzyszem życia, zamiast zabierać mi je jak kiedyś – słyszę.
Trzeba się wyluzować
Upierdliwe rytuały to (nie)stety rzecz powszechna. – Nasz styl życia jest taki, że mamy dużo obowiązków, słyszymy w mediach o rożnych tragediach. Jesteśmy przemęczeni, roztargnieni i czujemy presję z otoczenia. To się odbija na psychice – mówi mi psycholog Barbara Bartel. – Sprawdzanie zamka czy kurka to normalne zaburzenie emocjonalne. Jednak jeśli jest długotrwałe i robimy coś niepotrzebnego - codziennie, to lepiej się wybrać do psychologa i psychiatry. Im wcześniej, tym lepiej może pomóc – mówi specjalistka.
Drobne natręctwa to bardziej kolejna odsłona choroby cywilizacyjnej. – Potrzebne jest przede wszystkim pozytywne myślenie, przytulenie znerwicowanej osoby. Miła i ciepła atmosfera w domu też wzmacnia poczucie bezpieczeństwa – mówi psycholog Barbara Bartel i dodaje na koniec, że wszyscy mamy jakieś małe natręctwa. Napoleon Bonaparte mawiał, że "Umysł ludzki ma szczególny pociąg do przesady", a sam liczył wszystkie okna w budynkach, w których nocował.
Reklama.
Barbara Bartel
Psycholog
"Miałam do czynienia z adwokatem z problemami finansowymi i miłosnymi. Bał się stracić dorobek życia ze względu na kruchą sytuację polityczną, więc wszystkie pieniądze zamiast w banku, trzymał w domu. Do tego żona-hetera go strofowała, był rozdrażniony i miał poczucie osamotnienia. Wielokrotne zamykanie i otwieranie zamka miało własnie źródło w tej konfliktowej sytuacji".