Do dziennikarki radiowej Trójki Anny Rokicińskiej bez pukania wpadło sześciu nieumundurowanych pracowników policji z Radomia – informuje serwis Polskiego Radia. Jak się później okazało, rzekomo doszło do pomyłki. Trauma jednak została, bo policja miała być agresywna i niekulturalna podczas tego wtargnięcia.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Sytuację tak opisuje zatrzymana dziennikarka Anna Rokicińska, która gdy policja wpadła do niej do domu, akurat relaksowała się po pracy. – Zakuli mnie przy dzieciach w kajdanki. Prawie rzucili na ziemię. Wyrzucono mi wszystkie rzeczy z szafy, zrobiono tam potworny kipisz. Naniesiono błota do domu. Przeszukano cały dom. Dzieci oczywiście się rozpłakały – relacjonuje.
Policja groziła Rokicińskiej
Policjanci przeszukali także jej plecak, w którym był mikrofon Trójki i jej legitymacja prasowa. – Zabrano komórki, pendrive'y. Wszystko trwało trzy godziny, po czym pojawił się człowiek, który powiedział, że to pomyłka – dodaje napadnięta przez radomskich policjantów reporterka Trójki.
Policjanci podobno zachowywali się agresywnie i mieli grozić Annie Rokicińskiej. – Szantażowano mnie mówiąc, że oprócz mnie aresztowany zostanie również mój mąż, a dzieci trafią do policyjnej izby dziecka. Wmawiano mi, że ukrywam coś, że nie chcę niczego powiedzieć – mówi. Policjanci mieli też zachowywać się niekulturalnie i rozmawiać na tematy prywatne.
Pomyłka bez nakazu
Jak doszło do pomyłki? Policjanci poszukiwali w tym samym mieście kobiety o tym samym imieniu. Twierdzili, że jest zamieszana w proceder wyłudzania kredytów oraz cyberprzestępczość. Przeprosili już za swój błąd, zrobił to też ich przełożony. Jak oznajmiła rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Radomiu Katarzyna Kucharska, policja realizuje czynności w związku z toczącym się dochodzeniem w sprawie wyłudzeń kredytów na wielką skalę. I podobno wytypowany został adres, gdzie miały znajdować się urządzenia do popełniania przestępstw.
Co ciekawe, w tej sprawie funkcjonariusze mieli jedynie nakaz od przełożonych. Nie było nakazu sądowego lub od prokuratora.