Takiego zwrotu się po nich nie spodziewałeś. Muzycy z Lao Che po raz kolejny zmienili gatunek
Legalna Kultura
11 kwietnia 2018, 06:33·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 11 kwietnia 2018, 06:33
Zespół Lao Che jest ewenementem na naszej scenie. Na swojej każdej płycie, od głośnego „Powstania Warszawskiego”, zmieniają muzyczny styl. Tym razem, w tanecznym klimacie, opowiadają o problemach współczesnego świata. Lider, autor tekstów, Hubert „Spięty” Dobaczewski opowiedział nam o poszukiwaniu świeżości w muzyce, swojej chałupie, lękach w wychowywaniu córek, a przede wszystkim nowej genialnej płycie Lao Che „Wiedza o Społeczeństwie”.
Reklama.
Zgodnie ze zdaniem, które wypowiedziałeś kiedyś w wywiadzie - „Palimy za sobą mosty, próbujemy wejść na grunt, na którym nas wcześniej nie było” - nowa płyta Lao Che „Wiedza o Społeczeństwie” to kolejny zwrot muzyczny, tym razem w taneczną stronę. Lubicie wychodzić ze strefy komfortu, porzucać stylistykę, która sprawdziła się na poprzedniej płycie?
To poszukiwanie związane jest z próbą utrzymania, uchwycenia ciekawości artystycznej, która towarzyszyła wydaniu naszego debiutanckiego materiału. Taki zawsze pełen jest świeżości, energii. Nie chcemy jej zgubić. Dlatego szukamy nowych rozwiązań, niekoniecznie rewolucyjnych, ale takich, w których wciąż będziemy się dobrze czuć. Można to porównać do remontu chałupy, odświeżenia. To wciąż ten sam dom, ale trochę zmieniamy jego wnętrze, w ten sposób uzyskując świeżość.
Skąd, tym razem, pomysł na zmierzenie się z tanecznym klimatem rodem z lat 80?]
Przy okazji grania koncertów z materiałem z naszej poprzedniej płyty „Dzieciom”, doszliśmy do wniosku, że jest trochę przeładowana aranżacyjnie, zbyt hałaśliwa. Nagrywaliśmy ją na setkę. Teraz, z tym samym producentem Piotrem „Emade” Waglewskim oraz Filipem „Wieżą” Różańskim, postanowiliśmy nagrać materiał na ścieżki. A skąd taka pulsacja taneczna? Od jakiegoś czasu na koncertach zwracam szczególną uwagę na kobiecą część naszej publiczności. Mam wrażenie, że jest jej coraz więcej. I widzę, że kobiety lepiej się czują i poruszają, kiedy gramy bardziej taneczne rytmy. Nam również mniej hałaśliwe i mniej rockowe tematy lepiej się gra. Im jesteśmy starsi, tym bardziej odchodzimy od tego gatunku i nasze płyty są coraz mniej rockowe. Ta w zasadzie rockowa zupełnie nie jest. A kiedy już wymyśliliśmy sobie muzykę taneczną to szukaliśmy na nią patentu. I tak poszliśmy w stronę „ejtisów”. Wtedy ta muzyka miała fajne, charakterystyczne brzmienie, właśnie tę taneczną pulsację.
Skorzystaliście jednak w studio z żywych instrumentów, są chociażby dęciaki.
Zakochaliśmy się w nich po wspólnej trasie z grupą Pink Freud. Dlatego na płytę „Dzieciom” zaprosiliśmy Karola Gola i Adama Milwiw-Barona z Pink Freud by zagrali na instrumentach dętych. Potem połączyliśmy z Pink Freud siły w projekcie Jazzombie. Wreszcie zaprosiliśmy Karola do zespołu. Jego dęciakiem przełamaliśmy klimat „Laoche'ański”. Karol przełamał swoją osobą nasz gnuśny skład (śmiech).
Muzycznie, można zażartować, że nagraliście album dla dziewczyn, które przychodzą na wasze koncerty, ale jeśli chodzi o teksty to już nie jest zabawnie. Tym bardziej, że problemy, o których piszesz, dotyczą każdego z nas. Ciekawe, bo przy okazji naszej rozmowy sześć lat temu mówiłeś, że próbujesz pisać piosenki nastrojone pozytywnie, ale jakoś jak siadasz do kartki to wychodzą ci teksty raczej smutne. Na „Wiedzy o Społeczeństwie” również wygrała niepokojąca dusza.
Z tekstami przestałem już kombinować. Zdarzało się, że przed pisaniem zakładałem co innego niż wyszło, ale od pewnych rzeczy nie ucieknę. Po prostu najbardziej wiarygodnie wychodzą mi historie, które zaprzątają mi głowę w danym czasie. Tak było w przypadku płyt „Dzieciom” czy „Gospel” z tekstami bardziej osobistymi. Na „Gospel” były to przemyślenia na temat wiary, duchowości. Z „Dzieciom” było tak, że próbowałem pisać nowy materiał, ale dzieci zaprzątały mi uwagę i zabierały energię. W pewnym momencie pomyślałem: kurde, to weź im poświęć płytę, zastanów się co z nimi dalej będzie. I stąd wzięły się teksty na „Dzieciom”. Nowy materiał wyszedł z moich ostatnich obserwacji. Widzę tarcia, eskalację niechęci, podejrzliwości, antagonizmów na świecie, coś bulgocze. Trochę się tego obawiam, wkurza mnie to. Stąd na „Wiedzy o Społeczeństwie” próba opisania moich obserwacji tego świata, co prawda przez polskie okno, ale podchodzę do sprawy kosmopolitycznie.
W wywiadzie sprzed prawie 10 lat powiedziałeś „Zawsze chciałem mieć córkę. Myślę o tym, jakim byłbym ojcem, jak pokazywałbym jej świat. To mnie oczywiście napawa jakimś lękiem”. Dalej czujesz ten lęk, przed światem, w który wkracza twoje dziecko?
Trudno to zważyć, jednego dnia jest tak, drugiego tak. Dorastanie dzieci pełne jest problemów. Wcale nie jest powiedziane, że jak świat będzie spokojniejszy, to one też będą spokojniejsze. Tych obaw jest na pewno dużo, ale właściwie nie mam na to wpływu, co ja będę się szarpał. Nie jestem przekonany, że to coś zmieni i da mi jakąś odpowiedź. Jestem ojcem, mężem, muzykiem, autorem tekstów i mam co robić. A robię swoje. Co wyniknie z tego świata nie mam pojęcia. Mogę wyjść przed swoją chałupę, obserwować okolicę i próbować ją opisać ze swojej perspektywy. Świat przechodził wiele sinusoid i wciąż jakimś cudem funkcjonuje. Jakoś się trzymamy i rozwijamy. Chyba trzeba być dobrej myśli. A to, że piszę takiego minorowe teksty nie znaczy, że jestem taki na co dzień. Muzyka, teksty pozwalają mi pozbyć się tego ciężaru.
A propos chałupy, wciąż mieszkasz w rodzinnym Płocku? Nie kusi cię, żeby uciec na wieś, w Bieszczady?
Ja już się wyprowadziłem na wieś. Mieszkam w starej chałupie pod Płockiem, zresztą ściągniętej z Bieszczad, więc to się wszystko połączyło, zamknęło. W Płocku zawsze było mi dobrze, dobrze się tu czułem z zespołem. Nie potrzebowałem szerokiego świata, żeby się dowartościować.
Na zdjęciach na płycie i promocyjnych jesteście ubrani cali na biało. Rozumiem, że ma to symbolizować wasze pokojowe nastawienie? Nie chcecie rozwalić świata i zbudować go po swojemu?
Na świecie jest tyle wrogości i antagonizmów, że dolewanie oliwy do ognia nie jest najlepszym pomysłem. Wizja fotografa Marcina Klingera, który robił sesję do płyty i który wcześniej robił dla nas klipy, była zbieżna z przesłaniem tekstów pełnych rozżalenia, rozczarowania oraz próbujących wyrwać nas z pędu do autodestrukcji, która się nakręca i powiedzenia: na Boga, otrząśnijmy się.
Z nowym materiałem znowu ruszycie w długą trasę, czymś zaskoczycie fanów?
Generalnie materiał koncertowy będzie bardzo zbliżony do płyty, w stopniu, w jakim jeszcze nam się nie zdarzyło. Ważne, że zagramy go w całości. No i jesteśmy septetem, także sporo będzie się działo na scenie. Dwa zestawy perkusyjne, dwa zestawy klawiszowe, samplery - zrobiła się z tego trochę epicka produkcja.
Od lat przyznajesz się, że muzycznie pociąga cię rap, to ten gatunek króluje w twoje audiotece. A ta opiera się na analogowych nośnikach czy serwisach streamingowych?
Zdecydowanie streaming. Mieszkam poza miastem, mam sporo obowiązków, wożę dzieci do przedszkola, szkoły, ciągle jestem w ruchu, dużo podróżuję samochodem, dlatego streaming mi pasuje. Płacę, jest legalny, no i ułatwia mi muzyczne poszukiwania, faktycznie głównie wokół rapu. Ale nie tylko amerykańskiego czy brytyjskiego, również bardziej egzotycznego, chociażby z Islandii. Ciekawe, że przez lata miałem tak, że praktycznie w ogóle nie słuchałem muzyki, nie interesowały mnie nowe rzeczy. Jak już sięgałem to po retro dźwięki. Współczesna muzyka mnie męczyła i przerażała. Teraz mam odwrotnie. W muzyce pociąga mnie nowoczesność, śledzę nowe rozwiązania producenckie. Mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o muzykę rapowo-elektroniczno-bitową to jestem na bieżącą.
A jaki widzisz dzisiaj największy problem dla młodych artystów: piractwo, fakt, że niemal każdy może coś nagrać i dzielić się tym w sieci?
Faktycznie pojawia się dużo zespołów, ale są tego plusy i minusy. Na pewno trzeba być oryginalnym, a wtedy można zostać dostrzeżonym. Internet ułatwia bezpośrednią komunikację z fanami, nie trzeba wypraszać czegoś w wytwórniach. Trzeba też pamiętać, że nasz rynek jest specyficzny. W Polsce muzycy żyją głównie z grania koncertów. Nie sprzedaje się u nas takich ilości płyt, by móc spokojnie funkcjonować. Jak mówiłem, trzeba być oryginalnym i zdobyć słuchacza, a to nie jest łatwe. Cieszę się, że Lao Che ma to za sobą, choć z drugiej strony debiut i początki zdobywania fanów to był fajny czas. Z każdą nową płytą próbujemy do niego powrócić. Z „Wiedzą o Społeczeństwie” nie jest inaczej.
Rozmawiał: Wojtek Przylipiak
Artykuł powstał we współpracy z Legalną Kulturą, która prowadzi Bazę Legalnych Źródeł, udostępniających treści zgodnie z prawem i wolą twórców. Baza znajduje się na stronie tutaj.