"Nie ma Polonii, w Warszawie..." – obraźliwa przyśpiewka, którą na trybunach śpiewali kibice przeciwnych drużyn, stała się rzeczywistością. Najstarszy stołeczny klub został sprzedany i wyprowadza się na Śląsk. O historii drużyny, dopingu w śniegu po kolana i tęsknocie za mistrzostwem Polski opowiadają kibice związani z Polonią od dziecka.
Kibicują od najmłodszych lat. Część z nich chodziła na stadion ciągnięta tam przez rodziców, innych skusiły darmowe wejścia na mecze. Pozostali wierni klubowi, choć przez lata Polonia grała w II i III lidze. Teraz czeka ich największy test. Ukochany klub został sprzedany, zawodnicy wyprowadzają się na Śląsk.
Czarne koszule 1911-2011
Dr Robert Gawkowski jest historykiem sportu. Z Polonią wiążą go sukcesy ojca i dziadka, którzy w klubie trenowali boks i skok w dal. Jako dziecko chodził też na mecze drużyny z Konwiktorskiej. Atmosfera na stadionie odcisnęła się mocno już na jego dorosłym życiu. Owocem pracy naukowej Gawkowskiego jest monografia: "Warszawska Polonia - piłkarze Czarnych Koszul 1911-2001".
Dla niego najważniejszym wydarzeniem w historii klubu było jego zalegalizowanie w 1915 roku. – Data jest na tyle istotna, że niektórzy mylą ją wręcz z momentem założenia Polonii – mówi w rozmowie z naTemat. – Po zakończeniu pierwszej wojny światowej, kiedy do Warszawy wkroczyli Niemcy i wypędzili z niej Rosjan, zniknęły wszystkie bariery, które nie pozwalały na działalność klubu. Wcześniej był on zbyt bardzo patriotyczny, by zaborcy wyrazili zgodę na jego legalną działalność - dodaje.
Historyk przypomina, że sześć lat później Polonia brała udział w mistrzostwach Polski i zaskoczyła wszystkich kibiców swoich dobrym występem. Czarne koszule wróciły ze srebrnym medalem. – Sport był wtedy domeną Galicji. Kraków i Lwów – to tam były początki polskiego futbolu. A tu nagle klub spoza tego kręgu zdobywa wicemistrzostwo. To było osiągnięcie – przekonuje Gawkowski.
– Na mecze piłki nożnej Polonii przychodzili wszyscy. Zarówno elita artystyczna, jak i prosty robotnik. Przed wojną Polonia miała nawet umowę z teatrem wodewilowym. Każdy bilet na mecz był również reklamówką następnego spektaklu "Qui pro quo" i odwrotnie – bilety na widowisko zapowiadały mecze – opowiada historyk.
Hegemonia Łazienkowskiej
Gawkowski przypomina, że Polonia miała swoją piękną kartę także w czasie II wojny. – Jako jeden z czterech klubów pierwszoligowych nadal działała pod okupacją. Oczywiście treningi piłkarskie były utajnione. To regularna działalność sprawiła, że w 1946 roku, mimo że już wtedy sowieci czynili pod nią podchody, zdobyła mistrzostwo Polski – mówi. – Nagle w Warszawie znów wybuchła wielka miłość do klubu. Im bardziej władze na nią naciskały, tym bardziej ludzie kochali Polonię - dodaje Gawkowski.
Jako ostatni wielki sukces Polonii na wiele lat, historyk sportu wymienia zdobycie przez Polonię Pucharu Polski w 1952 roku. – To było wielkie święto, ale i początek wielkich porażek. W tym samym roku klub spadł do drugiej ligi – zaznacza.
Od tej pory Polonia niemal przez cały czas miała problemy. Naciski władzy, wieczne remonty murawy, a w końcu konkurencja Legii Warszawa. Na Łazienkowskiej z czasem zaczęły pojawiać się tłumy, a na Konwiktorskiej występowały już tylko gwiazdy z Grajewa. Klub cały czas mógł jednak liczyć na wiernych kibiców.
– Moim zdaniem warszawiacy z rodowodem przedwojennym byli wierni tradycji. A ci, którzy chcieli oglądać sukcesy, chodzili na Legię – ocenia Gawkowski.
"Za te 40 lat..."
Choć Polonia przez lata nie mogła poszczycić się sukcesami, po demokratycznych przemianach znów awansowała. – "Za te 40 lat, za trzeciej ligi smak" – tak śpiewaliśmy na stadionie, kiedy udało się wyjść znów do pierwszej ligi, a później Ekstraklasy. W 2000 roku doszliśmy do mistrzostwa Polski tak samo, jak w 1946 – bez gwiazd. Nic nie wskazywało na to, że wygramy. A jednak się udało – wspomina Jakub Krupa, który na stadion przy ul. Konwiktorskiej 6 chodzi od 1993 roku.
Krupa wspomina, że drużynie kibicowało się bez względu na aktualny skład, pozycję w tabelach, czy nawet pogodę. – Pamiętam takie dziwne spotkanie z Widzewem. Właśnie zaczynała się runda zimowa. Temperatura jakieś -10 stopni, na trybunie śnieg po kolana. Trudno. Myśmy i tak poszli – mówi.
– Przeżyłem też słynne derby w 1997 roku, kiedy kibice Legii spalili pół stadionu Polonii. Wtedy podjąłem decyzję o tym, że wolę być po tej stronie, a nie wśród tych co palą stadiony – powiedział.
Bijatyki z Legią stały się niemal klubową tradycją. Pamięta je też Marek (który po rozmowie z nami przysłał do redakcji sms z prośbą o nieujawnianie nazwiska). Kibic Polonii od 21 lat przyznał, że jednym z najlepiej zapamiętanych przez niego meczów był "wyjazd" na stadion Hutnika. – Tramwaj, do którego chcieliśmy wsiąść na Konwiktorskiej był wypełniony kibicami Legii. Na mecz dotarliśmy więc zdziesiątkowani, Polonia przegrała 5:2, a z Bielan do Śródmieścia odstawiła nas policja – wspomina.
Jak powiem tacie?
Choć polonistom zdarzyło się w historii klubu wiele chuligańskich wybryków, kibice podkreślają, że na meczach zawsze było miejsce dla rodzin z dziećmi.
Dzięki temu, że wejście na stadion było dla nich wolne, Polonia wychowała tysiące wiernych fanów. Tak zaczynał na przykład Marek ("w szkole zobaczyłem plakat zapraszający na mecz z Borutą Zgierz i namówiłem rodziców, żebym mógł pójść").
Także dr Krzysztof Gawkowski wspomina, że on sam z Polonią związany był od dziecka, bo najpierw w klubie boksował jego dziadek, a później ojciec, występując w barwach klubowych, zdobył wicemistrzostwo w skoku w dal.
– Decyzja o sprzedaży klubu to dla mnie osobisty cios. Choć wydawało mi się, że to tylko sport, mocno to przeżywam – mówi dr Gawkowski. – Ale najgorsze jest to, że muszę wyjaśnić tacie, że nasz rodzinny klub stał się zabaweczką. Szczerze mówiąc nie wiem, jak mam mu to powiedzieć.
Przed wojną Polonia miała nawet umowę z teatrem wodewilowym. Każdy bilet na mecz był również reklamówką następnego spektaklu "Qui pro quo" i odwrotnie - bilety na widowisko zapowiadały mecze
dr Robert Gawkowski
historyk sportu
Moim zdaniem warszawiacy z rodowodem przedwojennym byli wierni tradycji. A ci, którzy chcieli oglądać sukcesy, chodzili na Legię