"Czy to nie jest straszne?" Pytają w mediach społecznościowych pracownicy Centrum Cyklotronowego Bronowice w Krakowie. Ośrodek może walczyć z nowotworami ultranowoczesną metodą, ale lista przypadków, które może leczyć, jest śmiesznie krótka. Ministerstwo już działa, a jego efekty poznamy dopiero w wakacje.
W sieci pojawił się apel pracowników Centum Cyklotronowego Bronowice w Krakowie. Piszą w nim, że mają w swojej placówce "super zaawansowany sprzęt – akcelerator protonowy. Kosztował 300 (słownie: TRZYSTA) milionów złotych, umożliwia niszczenie komórek nowotworowych wewnątrz ciała praktycznie bez naruszania okolic guza(...). Ale co z tego... (...)Sprzęt za TRZYSTA milionów złotych jest wykorzystywany w 15-20% a ludzie umierają, dzieci umierają".
Co wywołało tak rozpaczliwy apel pracowników bronowickiej placówki? Może od początku. Czym w ogóle jest terapia protonowa? To radioterapia, która działa podobnie, jak każda inna. Z tymże z jedną znaczącą różnicą.
– Przy terapii protonowej jesteśmy w stanie podać dawkę, która niszczy komórki nowotworowe i dzieje się to przy najmniejszych możliwych szkodach dla komórek zdrowych – wyjaśnia dla naTemat prof. dr hab. Marek Jeżabek, dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk, któremu podlega Centrum Cyklotronowe Bronowice (CCB).
Terapia protonowa jest szczególnie ważna w sytuacji, kiedy nowotwór występuje w bardzo trudnych miejscach, to znaczy blisko tzw. organów krytycznych, np. mózgu. Ten sposób leczenia jest istotny też wtedy, kiedy pacjent jest młody i ma przed sobą kilkadziesiąt lat życia. Dzięki temu, że promieniowanie precyzyjnie działa tylko na tkanki nowotworu, bardzo ogranicza dawki w innych organach i zmniejsza ryzyko nowotworów wtórnych.
Ile dni musi spędzić w ośrodku pacjent, żeby otrzymać docelową dawkę promieniowania?
– Przy nowotworach, z którymi my mamy w tej chwili do czynienia to jest 30-kilka dni terapeutycznych – 5 dni napromieniania w ciągu tygodnia, to w sumie są prawie dwa miesiące. Jest szereg nowotworów, gdzie tych frakcji jest 20 zamiast tych ponad 30. W przypadku dzieci może być potrzebnych niekiedy tylko kilka frakcji – tłumaczy nasz rozmówca.
Wszystko fajnie, ośrodek otwarty, sprzęt jest, kadra naukowa i medyczna, wyszkolona w zagranicznych placówkach tego typu jest, kontrakt z NFZ jest, więc nie pozostało nic innego, jak tylko leczyć. Jednak nie jest to takie proste. "Krajowy konsultant zdrowia wskazał 5 (słownie PIĘĆ) typów nowotworów, które możemy nim naświetlać. I są to guzy tak egzotyczne jak struniak policzkowy – miała go 1 (słownie JEDNA) osoba w Polsce – już została wyleczona" – czytamy w apelu pracowników CCB.
O jakich przypadkach mowa? Przedstawia ją poniższy wykaz.
– To są niektóre nowotwory głowy oraz centralnego układu nerwowego u dorosłych i dzieci. Tych wskazań, które znalazły się na bardzo krótkiej liście, sporządzonej w rozporządzeniu ministra zdrowia z 2016 roku jest niestety niewiele w skali Polski – mówi dyrektor placówki.
W CCB pacjentów napromienia się już ponad półtora roku. Według prof. Jeżabka placówka osiągnęła docelową sprawność i pacjent na stanowisku terapeutycznym przebywa krócej niż pół godziny. Ilu więc pacjentów mógłby przyjąć ośrodek w Bronowicach?
– Przy obecnych wskazaniach leczenia od Ministerstwa Zdrowia liczba pacjentów przyjmowanych przez nas wynosi od 60 do 65 rocznie. I to już się nie zmienia, przy tej liczbie wskazań wykorzystujemy tylko w niewielkiej części nasz potencjał. Gdybyśmy chcieli obliczyć tak już maksymalnie nasz potencjał to mamy pół godziny na pacjenta, przy dwóch zmianach napromieniowania to jest 16 godzin, czyli możemy przyjąć 32 pacjentów na jednym stanowisku terapeutycznym. My mamy takie dwa. Więc widać, że ta teoretyczna przepustowość jest spora i wynosi przeszło 60 pacjentów dziennie. Teraz przyjmujemy około 8… – wylicza nasz rozmówca.
Są też inne problemy
Ale prof. Jeżabek zwraca uwagę także na inne problemy. Instytut Fizyki Jądrowej, który posiada instalację, nie jest placówką medyczną lecz naukową. W związku z tym leczenie pacjentów muszą tu prowadzić jednostki medyczne. W Polsce jest jeden kontrakt NFZ na leczenie tych przypadków u dorosłych i u dzieci, który posiada Instytut Onkologii w Krakowie. Instytut jako podwykonawcę do leczenia dzieci zakontraktował Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie. I nikt więcej w Polsce, nie może się tym zajmować.
Poza tym pacjenci często są bardzo związani ze swoimi lekarzami: onkologami, radioterapeutami i cześć z nich wybiera gorszą dla siebie terapię, ale w ośrodku, w którym są pod opieką swojego lekarza. A tak, mogliby zostać pacjentami małopolskiej placówki.
– To funkcjonuje niedobrze. Do tej pory w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie napromienianiu został poddany tylko jeden pacjent pediatryczny, a drugi jest w trakcie napromieniania. Spodziewaliśmy się, że rocznie będzie to 20-30 dzieci. Więc tutaj już widać, że istnieje jeden duży organizacyjny błąd. My proponujemy od dawna, ze jesteśmy otwarci na pracę z lekarzami i ich pacjentami z różnych ośrodków. Zabiegamy o to, żeby więcej niż tylko jeden ośrodek mógł u nas leczyć pacjentów. Na pewno, nawet przy obecnej ograniczonej liczbie wskazań, zaowocowałoby to większą liczbą pacjentów – mówi prof. Jeżabek.
Jak nie NFZ to może prywatnie?
Pojawia się więc myśl, że jeśli blokadą jest NFZ, to może warto by było leczyć prywatnie. Niestety. "Nie możemy też leczyć odpłatnie tych, którzy chcieliby próbować ratować się za pieniądze – sprzęt jest z grantu, NIE MAMY NA TO ZGODY" – czytamy w apelu pracowników CCB.
– Bardzo ubolewam nad tym, że możemy przyjmować tylko pacjentów z nowotworami z listy wskazań Ministerstwa Zdrowia. Jest to ograniczenie, wynikające z tego, że nasz ośrodek został zbudowany ze środków unijnych. To narzuca ograniczenie takiego „komercyjnego” wykorzystania ośrodka. W 2020 roku to ograniczenie zniknie, ale my ciagle będziemy potrzebować partnera, który taką komercyjną terapię będzie prowadził. Obecna sytuacja stwarza problemy na przyszłość, bo partnerzy do komercyjnego leczenia pacjentów nie mają możliwości zbierania doświadczeń w leczeniu protonami– wyjaśnia dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej PAN.
Liczby porażają!
Gdyby jednak można było leczyć pacjentów spoza NFZ i lista kwalifikowanych przypadków, które może leczyć Bronowicka placówka, rozszerzyła się, to koszt takiej terapii wyniósłby nieco ponad 60 tysięcy złotych za osobę dorosłą. Zagranicą takie leczenie, np. w Niemczech, kosztuje najmniej 20, a na ogół 25 tysięcy euro, przy nowotworach wymagających mniej przyjmowanych dawek.
– Był taki przypadek, kiedy zbierano na leczenie dziecka w Stanach Zjednoczonych i potrzebna na nie suma wynosiła 1,5 miliona złotych, podczas kiedy wycena leczenia tego dziecka w Polsce, która u nas jest bardzo niska, wynosiła 73 tysiące złotych. Do tego trzeba dodać, że jest szereg oczywistych powodów, dla których warto taką terapię przeprowadzać w Polsce. Pacjent lepiej czuje się, kiedy kontaktuje się z zajmującym się nim personelem medycznym w jego ojczystym języku. Nie mówiąc już o tym, że taka terapia na miejscu jest to dla rodziny znacznie mniejszy koszt – informuje profesor Jeżabek.
Jaki będzie finał?
Apel pracowników CCB spotkał się ze zrozumieniem i przychylnością internautów. Post na Facebooku został udostępniony ponad 44 tysiące razy i skomentowany przez prawie 2,5 tysiąca osób. "A jakby tak nie daj Boże zachorowała jedna osoba bliska tych co wydają te decyzje.. natychmiast rozszerzyliby możliwości leczenia !!! Wścieka to strasznie", "Szkoda słów dzieci i młodzieży ludzie umierają bo niema ratunku bo niema sprzętu a tu proszę sprzęt jest i sobie stoi i czeka...o zgrozo zacznijcie leczyć próbować nowych sprzętów leków dla chorego sama próba pomocy to dużo" – to tylko niektóre z nich.
W podobnym duchu wypowiada się dyrektor CCB, który chciałby, żeby placówka leczyłą więcej pacjentów i chce szybkiej reakcji Ministerstwa Zdrowia. – Bardzo na to liczę, zresztą zabiegaliśmy o to od samego początku, bo ta lista wskazań została dość sztucznie ograniczona. Mam nadzieję, że obecne władze, zarząd Ministerstwa Zdrowia doprowadzi do zmiany tej niedobrej sytuacji – mówi prof. Jeżabek.
A co na to Ministerstwo Zdrowia? Okazuje się, że już 6 grudnia 2017 roku minister zdrowia zwrócił się do Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji i zlecił, żeby oceniła zasadność kolejnych wskazań do protonoterapii.
– Do tej pory jest to sześć wskazań leczenia protonoterapią nowotworów zlokalizowanych poza narządem wzroku – informuje rzecznik resortu zdrowia Krzysztof Jakubiak. – Do rozpatrzenia podano kolejne 7 rodzajów nowotworów. Chodzi m.in o nowotwory wieku dziecięcego podstawy czaszki okolicy okołordzeniowej: struniak, mięsak, chrzęstniak; nowotworzy wieku dorosłego lokalizacji okołooponowej podstawy czaszki okolicy przykręgosłupowej: mięsaki tkanek miękkich kości i o nawroty niektórych nowotworów. Termin realizacji zlecenia to 240 dni, czyli Agencja ma czas do sierpnia. Oczywiście może to zrobić wcześniej. Czekamy na efekt tej oceny – dodaje Jakubiak.
Reklama.
Udostępnij: 1450
Prof. dr hab. Marek Jeżabek
dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej PAN, szef Centrum Cyklotronowego w Bronowicach
Jeszcze w 2013 roku proponowano znacznie szerszą listę. Później w trakcie oceny, żeby ona została przeprowadzona szybko, zredukowano liczbę tych nowotworów. Niestety tak jak każda prowizorka w Polsce to trwa bardzo długo. To znaczy nie tylko ustalanie treści rozporządzenia ministra zdrowia trwało długo, ale ciągnie się także okres, w którym cierpimy z powodu małej ilości pacjentów.