Nie do końca wiadomo, który z komentatorów sportowych w przypływie emocji po jego kolejnym rekordowym skoku zapowiedział, że kraj ogarnęła “Małyszomania”. To jednak najlepszy termin, jaki opisuje stan, w którym żyliśmy od 2001 roku. I tak naprawdę chyba do końca nigdy z niego nie wyszliśmy.
Adam Małysz po raz pierwszy wystartował w zawodach Pucharu Świata w 1995 roku. Niespełna 18-letni “pisklak” z Wisły zaliczył wtedy fenomenalny start: w Innsbrucku zajął 17. miejsce. Paradoksalnie nie był to wcale początek przemiany w “orła” z Wisły, wręcz przeciwnie. Zwycięstwo, zamiast uskrzydlić, obciążyło Małysza presją, której nie nie był wtedy w stanie udźwignąć.
Sześć lat, dziesiątki sesji ze sportowymi psychologami i niezliczoną liczbę bułek z bananem później, był gotowy. W sezonie 2000/2001 wygrał klasyfikację Pucharu Świata. Kryształowej Kuli, jako pierwszy skoczek w historii, nie oddał przez kolejne trzy sezony.
W 2001 po raz pierwszy został Mistrzem Świata, wygrywając zawody na średniej skoczni w Lahti. Z tej imprezy przywiózł również srebro, wywalczone na dużej skoczni. Dwa lata później, w Predazzo, ten komplet był już całkowicie złoty: Małysz wygrał zarówno na średniej, jak i na dużej skoczni.
W 2001 nie było niemal imprezy, na których “dwa skoki” Małysza byłyby nierówne i Turniej Czterech Skoczni nie jest tu wyjątkiem. Tu również stworzył historię: nikomu wcześniej nie udało się zdobyć w łącznej klasyfikacji ponad 1000 punktów.
Ostatni skok w swojej zawodowej karierze Adam Małysz oddał 26 marca w Zakopanem.
Partnerem akcji #100momentów na 100-lecie niepodległości jest Kulczyk Investments. Wspólnie pokazujemy 100 gospodarczo-biznesowych wydarzeń z ostatnich 100 lat, które były istotne dla naszego kraju.