Usłyszałam kiedyś opinię, że jeśli w Polsce nie zaczepisz się o którąś z profesjonalnych modowych redakcji, to tak naprawdę nic w modzie nie znaczysz. Wszyscy ci, którym nie jest dane znaleźć się w gronie „najlepszych” są jedynie samozwańczymi stylistami i mało znaczącymi fotografami czy dziennikarzami.
Jak zatem dołączyć do grona najlepszych? Zadanie jest niezwykle trudne, gdyż miejsca w redakcji są ograniczone. Można oczywiście zacząć od stażu, „parząc kawę" starszym kolegom. Kilkumiesięczne stażowanie nie gwarantuje jednak sukcesu zawodowego.
Nie wykluczam, że w redakcjach możemy znaleźć profesjonalistów przyjaźnie nastawionych do nowych osób. Wielu z nich to jednak „modowi elitaryści”, którym przeszkadza obecność żółtodziobów. Co gorsze, kiedy jakimś cudem na staż trafi osoba z imponującą wiedzą z zakresu mody oraz szeroko pojętej kultury, staje się ona konkurencją, którą trzeba wyeliminować. Posiadanie dużej wiedzy niekoniecznie musi być traktowane jako atut. Czasem stanowi ono przeszkodę w komunikacji z koleżankami i kolegami z pracy. Rozmowy o fotografii Guya Bourdina czy nowej kolekcji Damira Domy nijak się mają do gorących tematów z gatunku: która gwiazda ostatnio przytyła, a która wygląda źle bez makijażu.
Swoją drogą, te wszystkie prywatne rozmowy o botoksie i nowych butach kupionych w Mediolanie idealnie korespondują z treścią większości polskich magazynów o modzie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że spore grono odbiorców tych czasopism niekoniecznie interesuje się kolekcjami prezentowanymi na światowych wybiegach oraz historią fotografii modowej. Moda jest bardzo złożonym zjawiskiem. Można ją odbierać jako sztukę, można ją również traktować jako produkt prezentowany przez celebrytów na ściankach prasowych. Nie zamierzam się przeciw temu buntować. Smutne jest jednak to, że w Polsce to drugie zdecydowanie dominuje nad tym pierwszym. Zdjęcia kreacji lokalnych celebrytów ukazują się tuż po pokazie mody, a kolekcje projektantów odgrywają w tym wszystkim drugoplanową rolę.
Z przykrością stwierdzam, że z papierową prasą nie jest dziś najlepiej. Większość tekstów o modzie, które czytam z zainteresowaniem, to teksty publikowane w sieci. Nawet dziennikarze pracujący dla czasopism modowych przenoszą ambitniejsze treści na portale i blogi. Z kolei styliści i fotografowie wysyłają swoje sesje do zagranicznych magazynów, bo tam łatwiej się przebić. Na świecie jest sporo dobrych pism modowych, akceptujących tzw. submissions, czyli materiały twórców nie związanych z redakcją (125 magazine, Wylde Magazine, Vanity Teen, Scala Regia). Krajowe pisma drukowane mają z reguły stałe ekipy realizujące dla nich sesje zdjęciowe. Część sesji ukazujących się w magazynach to również przedruki zagranicznych edytoriali.
Pisząc to wszystko, nie odmawiam talentu ludziom pracującym w redakcjach polskich czasopism modowych. Chcę jedynie zaznaczyć, że nie zgadzam się z opinią jakoby ludzie spoza ścisłej branży nie dorównywali im talentem. Wręcz przeciwnie, mają oni o wiele więcej możliwości, bo tworzą dla siebie i nie podporządkowują się polityce i normom redakcji. Coś za coś – albo praca na ważnym stanowisku i szacunek w branży, albo pozostanie w offie i wierność ideałom.
Marzy mi się, aby w Polsce powstał magazyn modowy potrafiący te sprzeczności pogodzić, aby znalazło się miejsce dla modowej niszy (mam tu na myśli również odbiorców). Mamy przecież wielu zdolnych, młodych ludzi: utalentowanych fotografów i projektantów oraz świetnych dziennikarzy, którzy nie powinni być tylko samozwańcami.